Nasunęła mi się pewna refleksja dotycząca kontekstu Jana 3:16. Otóż zarówno wcześniejsze jak i późniejsze wersety moim zdaniem demolują kalwinizm doszczętnie. Przyjrzyjmy się wersetom poprzedzającym:
"A nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy, i jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony" [Jan 3:13-16]
Tutaj mamy nawiązanie do historii z miedzianym wężem jako typu Golgoty. Co to znaczy "każdy, kto weń wierzy"? Czy oznacza to wyłącznie tych, którzy nie posiadając wolnej woli zostali przez Boga obdarzeni zdolnością uwierzenia, w przeciwieństwie do wszystkich innych, których Bogu w Jego suwerenności nie spodobało się obdarzyć? Zajrzyjmy do fragmentu, o którym mówi Pan Jezus:
"Od góry Hor wyruszyli potem ku Morzu Czerwonemu, aby obejść ziemię Edom. Lecz lud zniecierpliwił się w drodze. I zaczął lud mówić przeciw Bogu i przeciw Mojżeszowi: Po co wyprowadziliście nas z Egiptu, czy po to, abyśmy pomarli na pustyni? Gdyż nie mamy chleba ani wody i zbrzydł nam ten nędzny pokarm. Wtedy zesłał Pan na lud jadowite węże, które kąsały lud, i wielu z Izraela pomarło. Przyszedł więc lud do Mojżesza i rzekli: Zgrzeszyliśmy, bo mówiliśmy przeciwko Panu i przeciwko tobie; módl się do Pana, żeby oddalił od nas te węże. I modlił się Mojżesz za lud. I rzekł Pan do Mojżesza: Zrób sobie węża i osadź go na drzewcu. I stanie się, że każdy ukąszony, który spojrzy na niego, będzie żył. I zrobił Mojżesz miedzianego węża, i osadził go na drzewcu. A jeśli wąż ukąsił człowieka, a ten spojrzał na miedzianego węża, pozostawał przy życiu" [IV Mojż. 21:4-9]
Kto się zaczął niecierpliwić i mówić przeciwko Bogu i Mojżeszowi? Niemowlęta? Nie. Czy ludzie grzeszący byli świadomi swego grzechu? Tak. Czy Bóg swoją suwerenną wolą uzdrowił jednych, a innym pozwolił umrzeć? Czy może pozostawił sprawę spojrzenia na miedzianego węża każdemu ukąszonemu? Czy wszyscy ukąszeni byli zdolni spojrzeć na miedzianego węża? Czytając to, co jest napisane, dochodzimy do wniosku, że Bóg dał wszystkim ukąszonym wybór, a oni byli zdolni do spojrzenia na węża i każdy, kto na niego spojrzał, był uzdrowiony.
Pan Jezus odwołuje się to tego fragmentu mówiąc
"jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny" [Jan 3:14-15]. Czyli mechanizm jest ten sam - tylko spojrzenie na węża jest typem wiary w Syna Człowieczego. Każdy, kto spojrzał na węża miedzianego, zostawał uzdrowiony. Każdy, kto wierzy w Syna Człowieczego, nie zginie, ale ma żywot wieczny.
"Kalwińska" interpretacja historii z wężem wymaga "odkrycia w tekście drugiego dna" i powinna chyba wyglądać następująco:
Bóg najpierw suwerennie sprawia, że lud (który został wcześniej suwerennie wybrany przez Boga -
"A ponieważ umiłował twoich ojców i wybrał po nich ich potomstwo, więc osobiście wyprowadził cię wielką swoją mocą z Egiptu" - V Mojż. 4:37) zaczyna się buntować przeciwko Bogu. Nastęnie wybranym każe spoglądac na miedzianego węża, ale tak naprawdę, to oni sami nie spoglądają, bo nie mają wolnej woli. Myślą, że dostali od Boga jakiś wybór, ale nic z tego. Nie mogą spojrzeć na węża jeśli Bóg suwerennie nie poruszy ich gałek ocznych w jego kierunku. Czyli cała zabawa z wywyższeniem węża na pustyni to jedna wielka ściema - nawet Mojżesz nie wiedział, że struganie drzewca i robienie węża to tylko takie przedstawienie. Nie wiadomo wprawdzie po co to wszystko, bo przecież i tak nikt nie miał żadnego wyboru. W sumie, to chyba całe nasze życie jest jednym wielkim "kalwińskim matrixem", w którym wydaje nam się, że dokonujemy jakichś wyborów. Najgorsze jest to, że po zakończeniu tej całej zabawy sąd ma się odbyć naprawdę.