Grazyna napisał(a):
To mi przypomina moja frustracje z powodu ciaglego wmawiania mi, ze potrzebuje pomocy, ze mam "nielueczone zranienia" i z powodu wysylania mnie ( a wraz ze mna wiekszosci zborowników) do "duszpasterzy", którzy roztkliwiali sie nad moja przeszloscia, "frostowali" mnie itp. Nie moglam poczuc sie dorosla i wartosciowa, mialam ochote krzyczec: ludzie, ja juz nie mam tych problemów, moge i chce pomagac innym, nie chce mówic ciagle o sobie i ciagle na sobie skupiac uwagi!
Oczekiwano, ze ze wszystkich problemów bede sie zwierzac pastorowi, ze o kazdych wazniejszych sprawach w moim zyciu on powinien wiedziec pierwszy. Buntowalam sie jak nastolatka- noeporadnie, ze strachem , aby nie powiedziec czego za duzo, uciekajac ze spotkan. Nie czulam sie dorosla, chociaz miala juz swoje lata. Spod skrzydel nadopiekunczej mamy trafilam pod skrzydla nadopiekunczego pastora- ale byla to chora opiekunczosc, której nie interesuje tak naprawde dobro wychowanka, ale dobro "wychowawcy", a powiedzenie : "robie to dla twojego dobra" spokojnie mozna odczytac jako: "robie to dla mojego dobra".
Mój byly zbór zatrzymal w rozwoju spora czesc chrzescijan. Teraz maja po trzydziesci kilka lat i wlasciwie nie potrafia samodzielnie myslec. Gdyby nagle rozpadl im sie zbór, to tak naprawde rozpadlby im sie caly swiat ...

Grażyna, ja doskonale cię rozumiem, bo też doświadczyłem czegoś podobnego.Też czułem sie w jakiś sposób manipulowany i traktowany jak przedmiot, który można dowolnie przestawiac. Chodziło o to, że pastor i liderzy próbowali mnie "popchnąć w dorosłość"

,ale taką według ich wyobrażen. Ja widzialem dla siebie miejsce w grupie muzycznej (troche gralem na tzw.brzękadełkach (tamburyno,marakasy itd.), ale pastor upatrzył dla mnie inną rolę (chciał ze mnie zrobić lidera grupy domowej)i do spolki z owczesna liderka uwielbieni utrącil to

. Próbowal w różny sposób (namawiając mnie na udział w szkole biblijnej,działającej przy zborze-(kusząc nawet zwolnieniem z opłat),nakłaniając mnie do udziału w spotkaniach dla liderów- na ktore nawet przez jakis czas chodzilem,ale predko przestalem, bo nie widzialem tam miejsca dla siebie). Gdy sie odsunalem na bok, zaczalem spotykac sie z takimi aluzjami ze "stoje w miejscu, a kto stoi w miejscu ten sie cofa" czy "nie chcę przyjąc Bozego powolania do sluzby" itd. gdy rozmawialem raz z jedna osoba z grona liderow o swoich wątpliwościach i wyraziłem przekonanie, ze nie nadaję się
na lidera, bo nie mam zdolności przywodczych, to w odpowiedzi usłyszałem, że "głupio gadam,bo nie wierzę w to, że Bóg może mnie wyposażyć we wszystko, co potrzebne","uciekam przed dojrzałością i wzięciem odpowiedzialności".Same dołujące teksty zamiast słów zachęty

.Do tego jeszcze aluzje "jestes już tyle lat wierzący, to nie powinieneś mieć takich problemów"
Oznaka doroslosci w tym zborze było ślepe,bezkrytyczne łykanie każdego nauczania, życie na wysokich obrotach emocji (tzw. entuzjazm), całkowite oddanie i lojalnosc wobec pastora i liderów (bo to oni mają wizję od Boga,żeby prowadzić kosciól). Sa chwile, ze żałuję, że nie zdobyłem się na odwagę, żeby zrobić ten krok (odejsc stamtąd kilka lat wcześniej)
