www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Cz mar 28, 2024 6:52 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn paź 31, 2016 11:40 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 15, 2016 4:30 pm
Posty: 449
W związku z powyższym tematem obserwuję głównie dwa "fenomeny":

"Fenomen" Nr.1: W wielu zborach powszechni są tzw. "sympatycy" - ludzie, którzy nie narodzili się (jeszcze) z Ducha Świętego, ale przychodzą na spotkania. Są szukający. Są czasem przez długi czas sympatykami i stąd czasem nawet latami nikt się ich "nie czepia" - bo przecież nie można ich napomnieć, tak jak napomina się braci i siostry w Panu, skoro deklarują się jako sympatycy. Czy słuszne jest pozostawienie ich "samym sobie"?

"Fenomen" Nr.2 (częściowo ewoluujący z Nr.1): Również w wielu zborach bywają ludzie, po których nie widać od początku ich przebywania w zborze oznak duchowego życia (nie ma świadectwa nawrócenia - ale zamiast tego jest przykładowo "świadectwo ochrzczenia" -, nie widać Owocu Ducha, nie ma przemiany życia i nie ma oznak radości z wybawienia, nie ma zrozumienia Słowa Bożego itd.). Są już "od zawsze" (przykładowo byli przez długi czas "sympatykami", a skoro już tak długo byli "z nami" i w sumie "wierzą w Pana Jezusa", to ostatecznie ktoś ich gdzieś tam po drodze ochrzcił) i jakoś nie wiadome, "jak to ruszyć" - chociaż się jakoś ma wrażenie, że powinno się to ruszyć. A może nie ruszać i Pan sam to rozwiąże? A jeśli to ruszyć, to w jaki sposób?

Co o tym myślicie? Czy ktokolwiek jeszcze coś takiego zaobserwował w swoim bliższym lub dalszym otoczeniu? A może nawet macie za sobą pouczające doświadczenia dotyczące Nr.1 i Nr.2 :?:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn paź 31, 2016 1:26 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Jeśli w jakimś zborze dochodzi do takiego zjawiska (osoby nieodrodzone uczęszczają do zboru przez lata i w końcu zostają uznane za "swoich" i ochrzczone w wodzie, do tego świetnie się w tym zborze czują), to sam zbór jest bardzo chory. Bo przecież człowiek niewierzący, niemający Ducha powinien się w zborze Bożym czuć ŹLE.
Czasem, kiedy mam okazję ewangelizować ludzi, oni czują się przeze mnie osądzani, choć ani jedno słowo jakiegokolwiek oskarżenia nie pada z moich ust. Zaczynają albo atakować, albo się bronić. Jeśli nie chcą uwierzyć ani pokutować, szybko ode mnie uciekają. Jeśli dzisiaj ewangelizacja to po prostu powtarzanie w kółko "Jezus cię kocha bezwarunkowo" - to nic dziwnego, że po takiej "ewangelizacji" człowiek nie rodzi się do nowego życia.
Cytuj:
Co o tym myślicie? Czy ktokolwiek jeszcze coś takiego zaobserwował w swoim bliższym lub dalszym otoczeniu? A może nawet macie za sobą pouczające doświadczenia dotyczące Nr.1 i Nr.2 :?:


Obserwowałam to w wielu zborach. I dlatego w żadnym z nich nie mogłam zostać...Tego typu zbory "mnożą" skutecznie "sympatyków", nakłaniając ich do jak najszybszego chrztu w wodzie, aby uczynić ich stałymi członkami. W końcu liczebność zborowa stała się dzisiaj jednym z kryteriów "sukcesu" pastora i starszych zboru.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn paź 31, 2016 1:48 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sty 27, 2015 10:23 pm
Posty: 195
Lokalizacja: Gdańsk
To straszne. Latami nawet chodzic do zboru, i nie mieć pewności zbawienia.

Ja szczerze szukałam Boga. Jak pokazał mi Bóg stan serca i grzechy. Nie mogłam nie pokutowac i prosić o zbawienie. Prawdziwa wiara przyszla, ze sluchaniem. Taka całym sercem. Pokutowalam, prosiłam o zbawienie. Na następny dzień mialam pewność zbawienia. Cudowny moment. Radość, której nie da sie opisać. Codziennie mam radość ze zbawienia i relacji z Bogiem. Bolała mnie prawda o mnie, o grzechach. Ale prawda leczy.

Ci "sympatycy" raczej boja się światłości, bo uczynki sa złe. Nie piszę o wszystkich. Jest tyle zwiedzenia. Ludzie dają się oszukać.

_________________
On zaś odpowiedział: Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go. - Ewangelia Łukasza 11:28


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn paź 31, 2016 2:04 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 29, 2013 7:40 am
Posty: 170
Lokalizacja: Wrocław
Myślę że to jest niestety norma, z tzw. własnego podwórka znam historię gdzie mężczyzna przez 10 lat chodził do zborów, ok.3 lata do kz i 7 lat do baptystów z żoną wierzącą, przez te lata gdy była wieczerza nie przyjmował jej bo wiedział że nie ma pokoju z Bogiem i przez ten czas nikt nie zapytał go dlaczego siedzi kiedy inni stoją aby wziąć wieczerzę, czy narodził się na nowo, normalnie nic - i to jest dramat. Dzięki Bogu narodził się na nowo po 10 latach i odszedł z tego zboru.
To są teraz standardy większości kościołów instytucjonalnych.

_________________
"Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem." księga Micheasza 6.8


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: So lis 12, 2016 8:04 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 15, 2016 4:30 pm
Posty: 449
Wśród dotychczas piszących w tym wątku jest - jak rozumiem - konsens, że stan, w którym osoby nieodrodzone w zborze mniej lub bardziej zaangażowanie funkcjonują, jest niewłaściwy.
ppajda napisał(a):
[...] jakoś nie wiadome, "jak to ruszyć" - chociaż się jakoś ma wrażenie, że powinno się to ruszyć. A może nie ruszać i Pan sam to rozwiąże? A jeśli to ruszyć, to w jaki sposób?

Czyli Pan tego sam nie rozwiąże? Jak myślicie zatem, co powinno się w zborze dziać, żeby "posprzątać"? Jakieś konkretne kroki? Ze strony kogokolwiek, czy też koniecznie ze strony starszych zboru? Jakie kroki?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 14, 2016 11:32 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
No "niestety", ale to na kościele spoczywa odpowiedzialność pozbywania się kwasu [I Kor. 5:10-13]. "Sprzątanie" boli - ale przecież kościół nie powinien był dopuścić do takiej sytuacji, żeby grzesznik się ostał w zgromadzeniu świętych. Jeśli są starsi, to na nich spoczywa obowiązek działania. Jeśli oni nie działają jak powinni, to członkowie zboru zaniepokojeni tym stanem rzeczy powinni się do starszych zwrócić z pytaniem, dlaczego nie działają.

Nie wiem, dlaczego Pan miałby "załatwiać" to, do czego my jesteśmy zobowiązani. Przecież grzechu w naszym osobistym życiu też nie "załatwi" bez naszego aktywnego udziału w postaci odpowiednich decyzji, modlitwy, czasem postu i pragnienia uświęcenia w ogólności.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 14, 2016 12:16 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 15, 2016 4:30 pm
Posty: 449
Czasami jest tak, ze mam jakieś mocne przekonanie (tak jest i w temacie tego wątku ;-)) i celowo stawiam pytania lub jakby argumentuję przeciwko temu przekonaniu (jak bym podważał moje własne przekonanie), żeby uwypukliła się argumentacja za lub przeciwko mojemu przekonaniu. Także i tutaj celowo pytam "bardzo szeroko" i otwarcie we wszystkie strony.
Smok Wawelski napisał(a):
No "niestety", ale to na kościele spoczywa odpowiedzialność pozbywania się kwasu [I Kor. 5:10-13]. "Sprzątanie" boli - ale przecież kościół nie powinien był dopuścić do takiej sytuacji, żeby grzesznik się ostał w zgromadzeniu świętych. Jeśli są starsi, to na nich spoczywa obowiązek działania. Jeśli oni nie działają jak powinni, to członkowie zboru zaniepokojeni tym stanem rzeczy powinni się do starszych zwrócić z pytaniem, dlaczego nie działają.

Nie wiem, dlaczego Pan miałby "załatwiać" to, do czego my jesteśmy zobowiązani. Przecież grzechu w naszym osobistym życiu też nie "załatwi" bez naszego aktywnego udziału w postaci odpowiednich decyzji, modlitwy, czasem postu i pragnienia uświęcenia w ogólności.

Rozumiem, że Pan Bóg tego za nas nie rozwiąże, co należy do nas - to sprawa zboru, w której on musi zadziałać. Załóżmy, że są w zborze osoby, co do których starsi zboru (lub jakaś część zboru) mają wątpliwości, czy są one odrodzone. Myślę, że warto poprosić je, żeby podzieliły się swoim świadectwem nawrócenia, tak? Co dalej? Co, jeśli one się mimo - powiedzmy - "niewyraźnego" świadectwa (i związanych z tym wątpliwości starszych lub jakiejś części zboru) twierdzą, że są zbawione i mają "pewność zbawienia"? Czy słuszne jest, co mówią niektórzy, że najlepiej trochę odczekać, żeby u osoby nawróconej (?) z biegem czasu zaobserwować, czy widać owoce upamiętania? Co, jeśli np. starsi zboru mają w tym różne zdania? Co, jeśli starsi zboru są jednomyślni, a zbór ma inne zdanie na temat danych osób? A jeśli by była u wszystkich jednomyślność: czy można w ogóle komuś w takim kontekście odmówić uczestniczenia w Wieczerzy Pańskiej (skoro jednak jest wyłącznie "sympatykiem", wbrew temu, co dotąd było przyjęte i nie kwestionowane)? Czy Pismo daje nam też jakieś konkretne instrukcje w takich sytuacjach?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 14, 2016 4:58 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
"Zjadanie żaby" nigdy nie jest przyjemne, ale lepiej zrobić to niż zostawić kościół w stanie społeczności światłości z ciemnością i wierzących z niewierzącymi. Przecież to jest nierówne jarzmo [II Kor. 6:14-18].

Wątpliwości co do nowego narodzenia trzeba rozwiać - nawet, gdyby się okazało, że ochrzczono kogoś nieodrodzonego. Wtedy pokuta starszych i to przed zborem. Zamiatanie pod dywan i "nie ruszanie sprawy" jest najgorszą z możliwych opcji.

Moim zdaniem jak najbardziej trzeba zapytać o świadectwo narodzenia na nowo z Ducha (nie nawrócenia, bo można się źle zrozumieć - patrz Przemas). To, że ktoś jest przekonany o swoim nowym narodzeniu, ponieważ je błędnie definiuje (Wyszedł do przodu, podniósł rękę, przyjął określony zestaw poglądów, został ochrzczony, jest członkiem zboru itd.) wcale nie dowodzi, że ma w sobie Boże życie.

Życie powinno być widać w świadectwie (nie wyznawaniu poglądów, tylko w konkretnej zmianie życia). Ba, nawet rodzina powinna zauważyć zmiany w człowieku, który się narodził na nowo. Powinien to zauważyć świat - koledzy w pracy, opór otoczenia uciekającego przed światłością, a czasem nawet prześladowania. Decyzje, płacenie ceny, stosunek do grzechu, stosunek do Słowa Bożego - to wszystko powinno być WIDAĆ, SŁYCHAĆ I CZUĆ.

Owoce upamiętania nie są "tajne" i miasto na górze ukryć się nie może. Ja rozumiem, że można poczekać, ale czekanie latami na jakikolwiek owoc oznaczałoby, że coś jest głęboko nie tak.

Jeśli starsi nie mają jednomyślności, to niech porozmawiają na temat jej przyczyn - bo gdyby któryś z nich "widział niewidzialne owoce" dlatego, że osoba, co do której są wątpliwości, jest jego krewnym, to należałoby porozmawiać na temat obiektywizmu, sumienia i bojaźni Bożej. Jeśli jest aż tak źle, że na obiektywizm nie można liczyć, to mamy kolejny problem i taki starszy powinien się dobrowolnie podać do dymisji, a już na pewno wyłączyć się z oceny sytuacji w ramach kolegium starszych.

Jeśli starsi są jednomyślni, a zbór ma inne zdanie, to powstaje pytanie dlaczego tak się dzieje. Przecież owoc życia powinien być widoczny. Może starsi i zbór inaczej rozumieją pojęcie "owocu" i przydałoby się nauczanie w oparciu o Słowo Boże, a nie własne preferencje?

ppajda napisał(a):
A jeśli by była u wszystkich jednomyślność: czy można w ogóle komuś w takim kontekście odmówić uczestniczenia w Wieczerzy Pańskiej (skoro jednak jest wyłącznie "sympatykiem", wbrew temu, co dotąd było przyjęte i nie kwestionowane)? Czy Pismo daje nam też jakieś konkretne instrukcje w takich sytuacjach?
Nie ma biblijnych podstaw do odmawiania komuś uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej, skoro jest w społeczności. Powinien sam siebie osądzić [I Kor. 11:28]. Zbór może najwyżej ostrzec przed niegodnym spożywaniem Wieczerzy. Pogardzanie zborem Bożym [I Kor. 11:22] może polegać nie tylko na tym, że ktoś przychodzi głodny albo pijany na agapę.

"Sympatyka", w którym jakoś nie można się dopatrzyć oznak życia Bożego, należałoby poinformować, że jest martwy. Moim zdaniem dobro Kościoła stoi ponad przyjemnością "sympatyka", który traktuje kościół Boży jak religijną wymówkę dla własnego sumienia - może mu się wydaje, że skoro "chodzi do kościoła", to wszytko z nim w porządku. Ja bym dążył do konfrontacji jego samego z jego własnym sumieniem. Najpierw "po dobroci", a potem pod rygorem zakazu wstępu do miejsca, gdzie gromadzą się ludzie szukający Boga, a nie uciekający przed Nim.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 8 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL