Ulica prosta nadal będzie się sprzeciwiać wszelkim niebiblijnym praktykom w Kościele. Nie lękajcie się.
"Święty śmiech" jest zjawiskiem, które jest wzbudzane w różnych środowiskach "na życzenie". Jest demoniczną odpowiedzią na pożądliwość duchową ludzi, którzy koniecznie pragną coś przeżyć, bo uważają, że każde takie przeżycie musi być od Boga i jest dowodem na posiadanie "lepszej duchowości". Niestety, owoce życia w wyniku takich praktyk są albo złe, albo w najlepszym przypadku żadne.
Zalecałbym jednak więcej pokory, jeśli chodzi o to, co Bóg może, a czego nie może zrobić z człowiekiem w ramach pojedynczego zdarzenia, które jest wyjątkowe i niepowtarzalne (na przykład podczas jego nawrócenia). Gdybyś usłyszał opowieść patriarchy Jakuba o tym, jak mocował się z Bogiem w nocy i zwyciężył, to pewnie niektórzy powiedzieliby Jakubowi, że miał demoniczne przeżycie, bo to było "niebiblijne". To samo z pochwyceniem Pawła do trzeciego nieba - zapewne powiedzieliby Pawłowi, że mógł mieć najwyżej wizję, ale pochwycenie jest "niebiblijne", bo "tego nie ma w Biblii".
I jeszcze jeden przykład z krótkim komentarzem. Apostoł Paweł nawrócił się w wysoce "niebiblijny" sposób. Miał spotkanie z Kimś, o Kim twierdził, że to Jezus. Czy apostołowie z góry odrzucili relację Pawła i stwierdzili, że jego przeżycie było demoniczne, ponieważ "tego nie ma w Biblii"? Nie. Co zrobili? Widzieli owoc nawrócenia Pawła, spotkali się z nim, wysłuchali tego, co zostało mu objawione przez Pana, a następnie "podali mu prawicę na dowód wspólnoty [Gal. 2:9].
Z drugiej strony, czy Paweł rozpoczął praktykę "spadania z konia w Duchu" jako dowód działana Ducha Świętego w życiu każdego wierzącego? Też nie.
"Padanie w duchu" i "święty śmiech" to nie są wypadki jednorazowe, lecz praktyka, która weszła do Kościoła. Bóg jest Bogiem i ludziom zdarzają się takie przeżycia z Nim, których nie można uzasadnić biblijnie i wcale nie uważam, żeby za każdym razem zachodziła taka potrzeba. Zaznaczam, że chodzi o pojedyncze wydarzenia z inicjatywy Boga. W Biblii znajdujemy takich mnóstwo. Bóg jest suwerenny, działa tak jak chce, bo ma do tego prawo, lecz nigdy nie zaprzecza swojemu Słowu.
Moim zdaniem popełniane są dwa podstawowe błędy: jedni tworzą normę z sytuacji jednorazowych i wyjątkowych i w ten sposób powstają masowe zjawiska w stylu "padania w duchu" czy "świętego śmiechu", które są celowo wywoływane przez ludzi, którzy tego pragną, a nawet stosują techniki, żeby to wykonać. Oczywiście, diabeł od razu to wykorzystuje.
Drudzy są gotowi zakwestionować każde działanie Boga, a nawet nazwać je demonicznym, ponieważ nie odróżniają suwerennego działania Boga w życiu człowieka, które nie jest sprzeczne z Jego Słowem od działania demonicznego sprzecznego z Jego Słowem.
Aby stwierdzić, że Bóg nie może samodzielnie kogoś przewrócić bez udziału i obecności osób trzecich, a nawet spowodować jego niekontrolowany śmiech "bo tego nie ma w Biblii", trzeba mieć sporo odwagi. Nie wiem, w jaki sposób miałoby to Biblii zaprzeczać, natomiast gdybyśmy się kierowali zasadą, że coś musi być w Biblii na przykład napisane otwartym tekstem, to nie znaleźlibyśmy w Biblii wielu nauk, w które wszyscy wierzymy i nie znaleźlibyśmy w Biblii wielu praktyk, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Przypominam, że siedzenia na krzesłach wokół stołu nie ma w Biblii.
Precedensy niestandardowych działań Boga są w Biblii. Nie znajduję w Biblii nauczania, gdzie byłaby lista działań, które Bóg może zrobić lub nie może - mamy tylko zasadę, że On nie zaprzecza swojemu Słowu i włąsnej naturze. Mamy napisane, w jaki sposób mają się odbywać nabożeństwa i jest napisane, że owocem Ducha jest między innymi powściągliwość - na tej podstawie możemy śmiało odrzucić wszystko, co nazywamy "padaniem w duchu" i "świętym śmiechem".
Aby zastosować jakieś porównanie, jednorazowe działanie Boga w stosunku do człowieka, które dzieje się tylko między Bogiem a nim (nawet jeśli polega na padnięciu na plecy, spadnięciu z konia, na niekontrolowanym śmiechu czy płaczu nie zaprzeczającym Słowu Bożemu) ma się tak do "padania w duchu" czy "świętego śmiechu" w wyniku celowych działań z udziałem osób trzecich, które mają być normą i zaprzeczają Słowu Bożemu, jak dziesięcina oddana przez Abrahama do dziesięciny w Prawie Mojżeszowym. Obie dziesięciny nazywają się tak samo i występuje powierzchowne podobieństwo jednej do drugiej. Ale jedno nie jest tożsame z drugim.
W kontekście zjawisk, które sam krytykuję, ja również mam mieszane uczucia, czytając takie świadectwa. Ale nie chciałbym przyjąć postawy identycznej co do zasady, jaką przyjmują sceptycy w stosunku do cudów. Oni również uważają, że pewne rzeczy są niemożliwe, ponieważ wykraczają poza ich pojmowanie. Podobnie jak oni w ekstremalnych przypadkach możemy każde zjawisko przypisać demonom bez względu na to, czy zbadaliśmy sprawę do końca, czy nie. Dlatego w przypadku, gdy sprawa nie jest jednoznacznie w Biblii opisana jako demoniczna lub nie jest jednoznacznie sprzeczna z Biblią, trzeba patrzeć na motywacje danej osoby opisującej swoje przeżycie, na sytuację, w jakiej coś się stało i na owoc, jaki to przyniosło. A jeśli ktoś chce z tego zrobić normę przeżycia dla innych, to jestem przekonany, że diabeł już szykuje odpowiedź na takie pożądliwości.
Takich rzeczy absolutnie nie wolno szukać, a tym bardziej wzbudzać. Apostoł Paweł pokazał, że w przypadku takim jak pochwycenie do trzeciego nieba, należy zachować daleko idącą powściągliwość w opowiadaniu o swoich przeżyciach.
Wszyscy byśmy woleli, żeby w duchowych sprawach po podstawieniu do matematycznego wzoru zawsze wychodził nam powtarzalny wynik. Problem w tym, że to jest niebiblijne.
Oczywiście, na wszelki wypadek możemy odciąć się od wszystkiego, czego nie rozumiemy i każde niezrozumiałe wydarzenie z góry odrzucić, zamiast uczciwie zbadać temat. Uczciwie, to moim zdaniem oznacza wzięcie pod uwagę wszystkich danych, a nie tylko naszych uprzedzeń, według których zdefiniujemy sobie na przykład owoc tak, żeby całość odrzucić. Mama Muminka zadała kilka konkretnych pytań w tej sprawie i słusznie.
Moim zdaniem nie można mylić owocu niezwykłego nawrócenia w sensie tego, jakie były bezpośrednie rezultaty z tym, co się działo wiele lat później i co mogło mieć wiele innych przyczyn. Tym bardziej nie należy działać pod z góry założoną tezę (że coś nie mogło być od Boga). Bądźmy bardziej ostrożni, pozwólmy Bogu być Bogiem i badajmy Jego Pisma, czy dane zjawisko im nie zaprzecza. Ale bądźmy w tym bezstronni.
Edit:
Chciałem dalej dyskutować na ten temat, ale Pan Bóg mi powiedział, żebym się wycofał z tej dyskusji. Swoje zdanie przedstawiłem wystarczająco jasno, szanuję poglądy adwersarzy w tej kwestii i uważam, że lepiej będzie, gdy każdy pozostanie przy swoim zdaniu, żeby nie zaczynać licytacji na radykalizm w stosunku do zwiedzeń. Moje zdanie na temat zwiedzeń nie zmienia się w żadnym stopniu, a gdyby ktoś zechciał mi to imputować, to niech weźmie to na własne sumienie. Przeciwnik tylko czeka, żeby nas podzielić na tym tle, a ja uważam, że nie warto mu się dać podejść, skoro jego zamysły są nam dobrze znane.