Przede wszystkim, Russel nie rozumie, czym jest chrześcijaństwo i nie wie, kto to jest chrześcijanin w rzeczywistości. Odnosi się do pojęć znanych mu z nominalnego chrześcijaństwa jako religii, a nie z żywej osobistej więzi z Bogiem powstałej w wyniku upamiętania, nowego narodzenia z Ducha Świętego dzięki przyjęciu Jezusa i wierze w Dobrą Nowinę. Russel nie jest chrześcijaninem, bo nie wie, co to jest chrześcijaństwo.
Po drugie, wykład Russella pochodzi z roku 1927, kiedy nauka nie dysponowała jeszcze ani potwierdzeniem faktu, że wszechświat miał początek, ani nie wniknęła jeszcze tak głęboko w strukturę materii, żeby dostrzec tam porządek oraz inteligentne zasady wynikające z inteligentnej przyczyny. Jego twierdzenie, że "nie ma zadnej racji, dlaczego by [wszechświat] nie mial istniec zawsze. Nie ma powodu do przypuszczenia, ze swiat w ogóle mial poczatek. Mysl, ze rzeczy musza miec poczatek, zawdzieczamy w rzeczywistosci ubostwu naszej wyobrazni. Dlatego wydaje mi sie, ze nie potrzebuje tracic wiecej czasu na zbijanie argumentu pierwszej przyczyny" jest dzisiaj po prostu fałszywe w świetle faktów, o których Russel nie miał pojęcia.
Po trzecie, Bóg definiuje dobro i zło, jest wieczny i nikt go nie musiał stwarzać. Tutaj porównywanie do hunduizmu wynika z niewiedzy Russella na temat Boga objawionego w Biblii. Zauważyłem, że Russell w ogóle nie zna i nie rozumie Biblii - dlatego zarzuca Bogu, że obecny stan świata jest wynikiem Bożego zamysłu.
Po czwarte, wypada podziękować Russellowi, że łaskawie uznał niektóre nauki Chrystusa za dobre, choć nie wiadomo, skąd Russell bierze standard, według którego cokolwiek jest dobre albo złe. Niestety, jego znajomość podstaw interpretacji Biblii jest po prostu żenująca. Oto przykład:
"Na przykla Chrystus byl przekonany, ze jego drugie przyjscie nastapi w wielkiej chwale jeszcze przed smiercia zyjacych wowczas ludzi. Dowodzi tego wiele tekstow. Miedzy innymi mowi on: „Nie obejdziecie miast izraelskich, az przyjdzie Syn czlowieczy". Potem zas: „Sa niektorzy z tych, co tu stoja, ktorzy nie zakosztuja smierci, az Syn czlowieczy przyjdzie do krolestwa swego". I jest sporo miejsc, z ktorych jasno wynika, ze jego drugie przyjscie nastapi za zycia wielu jego wspolczesnych. Wierzyliw to takze jego pierwsi wyznawcy i wiara ta byla podstawa wielu nauk moralnych"
Mówiąc "„Sa niektorzy z tych, co tu stoja, ktorzy nie zakosztuja smierci, az Syn czlowieczy przyjdzie do krolestwa swego" Chrystus zapowiedział wydarzenia na Górze Przemienienia, które mieli oglądać Piotr, Jakub i Jan. Nie mówił o drugim przyjściu. Wystarczy przeczytać kontekst wersetu. Drugi werset mówi o wszystkich uczniach wszystkich czasów, bo to uczniowie będa głosili Ewangelię pod koniec Wielkiego Ucisku, kiedy nawróci się cały Izrael. Prorocy mówili czasem do konkretnej grupy ludzi mając na myśli cały naród. Oto przykład:
"Wtedy będziecie uciekać do tej doliny między moimi górami, gdyż ta dolina będzie sięgała aż do Azel; a będziecie uciekać tak, jak uciekaliście przed trzęsieniem w czasach Uzjasza, króla judzkiego. Potem przyjdzie Pan, mój Bóg, a z nim wszyscy święci" [Zach. 14:5]
Bezpośredni słuchacze tych słów ani nie żyli w czasach króla Uzjasza, ani nie mieli żyć w czasach ostatecznych. Byli po prostu reprezentantami pewnego kontinuum, którym jest naród Izraela.
Chrystu mówił, że Pochwycenie Kościoła może nastąpić w każdym momencie, a nie Jego Powtórne Przyjście. Powtórne Przyjście zapowiedział konkretnymi znakami. O tym mówiliśmy na forum w kilku wątkach.
Fakt, że Russell nie może się pogodzić z istnieniem wiecznej kary jako konsekwencji złamania wiecznego Prawa, wynika jedynie z jego uprzedzeń. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że grawitacja jest okrutna i mu sie nie podoba. Fakt, że ludzie wypaczyli nauczanie Jezusa, albo że Russell nie zadał sobie trudu, żeby je poprawnie zrozumieć, nie oznacza, że one są na "niskim poziomie".
Co do drzewa figowego, to Jezus dokonał tzw. aktu proroczego, znanego z działalności proroków w Izraelu jeszcze za czasów Starego Przymierza [por. Jer 19 lub Ez. 4-5]. Oznaczał on, że Bóg, który hodował Izraela niczym właściciel drzewo figowe, miał prawo spodziewać się pierwszych owoców wcześniej, niż pora owocowania - tym bardziej, że drzewo było pokryte liśćmi, a pierwsze owoce na drzewach figowych pojawiały się jeszcze przed Paschą. To było ostrzeżenie prorockie w stosunku do wszystkich, którym Bóg zapewnia wszelkie warunki do wydania owocu, który już powinien się pojawić i On miał prawo się go spodziewać (dlatego sprawdził, czy nie ma już pierwszych owoców), choć jeszcze nie w ilości przypadającej na normalny czas owocowania i zbiorów.
Jeśli chodzi o świnie, to demony bardzo pragną wejść w jakiekolwiek ciało - tym razem były to świnie. Dziwnym trafem Russel nie zauważa, że uwoniony z ich władzy został człowiek, którego wcześniejszego stanu jakoś Russellowi nie żal i sam fakt uwolnienia opętanego w ogóle nie robi na Russellu wrażenia. A przecież ani Budda, ani Sokrates, których Russell stawia wyżej od Jezusa, nie uwalniali nikogo od wpływu demonów (pomijam już fakt, że nie zmartwychwstali). Russell nie zwraca nawet uwagi na to, że demony rozpoznały w Jezusie Syna Bożego i Jego prawo do sądu nad nimi. Russellowi chodzi wyłącznie o dobro świń. Zastanawiające.
Dlaczego Jezus pozwolił demonom wejść w świnie? Tekst nie mówi tego bezpośrednio i nawet, gdybym tego w ogóle nie rozumiał, to przyznaję wcielonemu JHWH Zbawicielowi prawo do czynienia rzeczy, których nie rozumiem. Ale zastanówmy się nad jedną sprawą. Otóż to wydarzenie miało miejsce jeszcze wtedy, gdy Jezus zabraniał mówić komukolwiek, że On jest Synem Bożym i Mesjaszem. Demony rozpoznały w Nim Syna Bożego. Z jednej strony pragnieniem demonów jest zniszczenie ciała, w którym przebywają, a z drugiej strony ich przedwczesna wiedza nie powinna była być rozpowszechniana w tym momencie. Nie upieram się przy tej interpretacji, ale wydaje mi się logiczna.
Jeśli chodzi o negatywny wpływ kościołów w sensie instytucji chrześcijaństwa nominalnego na otoczenie, to w wielu wypadkach trzeba się z Russellem zgodzić. Ale to się nie ma nijak do biblijnego chrześcijaństwa. Od czasu wygłoszenia tego wykładu minęło 90 lat i nie spełniły się marzenia Russella, że nauka pozwoli pozbyć się Boga z naszego życia - dzieje się wręcz przeciwnie, bo rozwój nauki pokazuje coraz bardziej, że wszechświat wymaga inteligentnego projektu, a teoria ewolucji Darwina znajduje się w odwrocie - mówię o makroewolucji, oczywiście.
Russell nie ma odwagi przyznać, że każdy człowiek jest skłonny do zła i stawić czoła pytaniu, skąd to się bierze i jak rozwiązać ten problem. Uważa, że człowiek sam w sobie go rozwiąże, ale to jest nic więcej jak skazywanie się na brak stałego punktu odniesienia wynikające z ludzkiej pychy. Świat ma coraz więcej zabawek, ale ludzie wcale nie stają się lepsi. Nie miał również ochoty albo odwagi, żeby uczciwie zbadać nauki Jezusa, które postanowił skrytykować. Po prostu przeczytał kilka wersetów, wyrwał je z kontekstu i wyciągnął z nich błędne wnioski.