frąfciu napisał(a):
Masz niestety - i to widać - jakieś kompleksy związane z KK. Ale to problem natury psychologicznej. Gdybyś inaczej podchodził do sprawy zamiast gdy nie masz argumentów pisać coś w stylu: " a ty to powtarzasz naukę KK" sprzeczał się na argumenty - to byłoby inaczej.
Kompleksy na punkcie kk? A niby z jakiego powodu? To mniej więcej tak, jakby uwolnieni Izraelici mieli mieć kompleksy na punkcie Egiptu. Oczywiście, że powtarzasz naukę kk. Twój "argument" w sprawie Mat. 26:27-29 jest swoistym rekordem świata. Myślę, że pobiłeś nawet naszego przyjaciela i adwentystę Herkulesa. Przytoczę, bo warto.
"Potem wziął kielich i podziękował, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy; albowiem
to jest krew moja nowego przymierza, która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów. Ale powiadam wam: Nie będę pił odtąd z tego owocu winorośli aż do owego dnia, gdy go będę pił z wami na nowo w Królestwie Ojca mego" [Mat. 26:27-29]
Twoja "interpretacja":
frąfciu napisał(a):
Przecież Jezus jak najbardziej mógł mówić o napoju z owocu winorośli, gdyż uczniowie nadal wino widzieli własnymi oczami, nadal miało to smak i zapach wina. Ale winem w istocie swojej już nie było
Oczywiście to, co tutaj napisałeś, z tekstu nie wynika. Wynika wyłącznie z nauki kk. Trzeba wyjątkowego zaślepienia, żeby ze słów Jezusa skierowanych do uczniów odczytać coś przeciwnego do normalnego znaczenia normalnej wypowiedzi. Przy takim zaślepieniu adwersarza dyskusja staje się po prostu bezproduktywna, ponieważ Tobie nie zależy na uczciwej interpretacji Pisma, tylko na obronie nauki kk za wszelką cenę - nawet za cenę zdrowego rozsądku.
Fragmenty, które odczytywane literalnie mają sens (jak ten powyżej) usiłujesz interpretować jakoś inaczej niż literalnie. Określenia, które odczytywane literalnie nie mają sensu, a nawet sam tekst wyjaśnia, że zostały użyte jako przenośnia Ty usiłujesz interpretować literalnie. Czyli stosujesz literalizm za wszelką cenę, który zarzucasz innym. Dlaczego? Bo tak każe nauka kk. Oczywiście ostatecznym puktem odniesienia i autorytetem będzie Tradycja i katolicka interpretacja Pisma, a nie samo Pismo, co widać na przykładzie powyżej.
frąfciu napisał(a):
Jak cię to tak bardzo bardzo ciekawi to nie jestem księdzem, nie byłem nawet nigdy ministrantem. Jestem żonatym człowiekiem, chrześcijaninem, katolikiem. Powiedz tak uczciwie - jakie to dla ciebie ma znaczenie? Że jestem bądź nie jestem księdzem? Inaczej byś ze mną rozmawiał gdybym był księdzem?
Myślisz, że jesteś chrześcijaninem. Ja też tak myślałem, dopóki nie zrozumiałem, że tylko nowe narodzenie czyni z człowieka chrześcijanina. Gdybyś był księdzem, trochę mniej bym się dziwił pokrętności Twoich wywodów, bo przecież ten system potrafi człowiekowi całkowicie wyprać mózg. Choć niektórzy księża znajdują Jezusa i rodzą się na nowo. Poczytaj sobie, bo warto:
http://www.matthew.terramail.pl/Htm-y/Spistresci.htmlfrąfciu napisał(a):
Nie będę tu robił wykładni Malachiasza - są lepsi ode mnie w te klocki. Przekopali się przez tekst bardzo dokładnie, znają Hebrajski (którego ja nie znam i lepiej znają sitz im Leben tamtego czasu). Musiałbym zresztą dość dużo czasu poświęcić żeby robić tu "własną" egzegezę.
Oczywiście, Frąfciu.
frąfciu napisał(a):
Już ci pisałem, że ważniejsze było dla mnie pokazanie twojej metody egzegetycznej którą uważam za błędną a nawet szkodliwą.
Myślę, że pokazałeś zupełnie coś innego, niż chciałeś pokazać. Tak to Pan obraca knowania ludzi ku własnej chwale. Ale skoro już trafiłeś na Ulicę Prostą, to życzę Ci, żeby łuski spadły z Twoich oczu, jak kiedyś Szawłowi z Tarsu.