Szukający Sceptyk napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Nietzsche nie żyje.
Podobnie jak nie żyje Sokrates, Leonardo da Vinci, Chopin, Newton i wielu innych ludzi. Ludzie mają to do siebie, że umierają, rzadko dożywając 100 lat, jakbyś nie zauważył.
Ja wiem o tym. Pozwolilem sobie na żartobliwą aluzję do słów Nietzschego, że Bóg umarł.
SzS napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
I o ile wiem jego "dobra nowina" niczyjego życia nie zmieniła na lepsze.
Są ludzie, których filozofia Nietzschego zmieniła na lepsze (według nich), pozwalając im prowadzić dobre, ciekawe życie.
Według nich. Dobrze, że to napisałeś.
SzS napisał(a):
A jednak nie chodzi o bunt przeciwko Bogu. C.S. Lewisa w swojej książce o cierpieniu (które także jego spotkało) obawia się nie tego, że odrzuci Boga, ale tego, że dojdzie do wniosku "a więc taki jesteś!". Podobnie przecież napisał Dostojewski " Jeżeli cierpienia dzieci mają dopełnić sumy cierpień, która jest niezbędna do kupienia prawdy, to zgoła twierdzę, że cała ta prawda nie jest warta takiej ceny. (...) Nie Boga nie przyjmuję tylko zwracam mu z szacunkiem bilet... ".
Myślę, że C.S. Lewis bał się właśnie buntu polegającego na stwierdzieniu, że Bóg jest zły (o ile dobrze rozumiem ten cytat), co miałoby poważne konsekwencje. Natomiast Dostojewski czyni błędne założenie - do kupienia prawdy nie jest potrzebna żadna suma cierpień. Prawdę poznaje się za darmo, a cena za jej poznanie została zapłacona przez Boga.
SzS napisał(a):
Prawda, nie można obarczać Boga winą za konsekwencje czynów człowieka, a w zasadzie każdego kolejnego pokolenia ludzi, które powiększało dług. Jednakże to Bóg określa jak dalekie są konsekwencje grzechu. Rozumiem, że Bóg dał ludziom wolność odpowiedzialności za siebie nawzajem i stąd wynika uczestnictwo niewinnych osób w konsekwencjach czyichś grzechów jak np. życie dziecka w domu ojca alkoholika. Rozumiem, że skażenie natury ma nam wskazywać ogrom konsekwencji buntu przeciwko Bogu i przerażającą naturę zła. Jednakże czy nie zakreślono zbyt daleko granic dla panowania zła ? Zła, które często doprowadza do rozpaczy, przy całkowitej bierności Boga.
Człowiek zapragnął być jak Bóg i POZNAĆ dobro i zło. Ludzkie "ego" stało się ważniejsze od zaufania Bogu. I człowiek poznał zło. Poznanie w biblijnym sensie jest bardzo bliską, a nawet intymną relacją. Zło nie tylko pojawiło się na świecie, lecz stało się nieodłącznym elementem życia w skażonym ciele na skażonej grzechem ziemi. Myślę, że problem jest zerojedynkowy - tzn. albo na świecie nie ma zła (ze wszystkimi konsekwencjami) albo na świecie jest zło (ze wszystkimi konsekwencjami). Bóg umiłował świat i cierpi, gdy ludzie cierpią. Zakres Jego miłości jak i zakres Jego cierpienia nie jest dla nas pojmowalny. Podobnie (a może przede wszystkim) jak ogrom ceny, którą zapłacił za ostateczną zmianę tego stanu rzeczy posyłając swego Syna dla odkupienia ludzkości. Bóg nie jest całkowicie bierny wobec cierpienia. Czasem woła w ten sposób do człowieka (o czym pisał sam C.S. Lewis). Czasem interweniuje poprzez uzdrowienie, innym razem pozwala przetrwać to, co musi się stać, a co bez Niego nie miałoby żadnego sensu. Wydaje mi się, że Bóg głównie działa wykorzystując to, co jest "do dyspozycji" w skażonej rzeczywistości. Oczywiście działa również w sposób ponadnaturalny, ale na razie nie jest to norma. Nie jesteśmy w stanie ocenić, czy granice zła nie zostały zakreślone zbyt szeroko. Gdyby zostały zakreślone inaczej, to pytalibyśmy pewnie, dlaczego tu a nie tam. Ogrom zła czynionego przez człowieka w sposób świadomy i będącego pochodną win człowieka daleko przewyższa to, co dzieje się osobom, które same nie zawiniły. Czy w takim razie Bóg mógłby sprawić, żeby niewinne dzieci i osoby nieświadome nie cierpiały? Nie wiem. Pewne rzeczy chyba weszły na świat "w pakiecie" i nie dało się ich oddzielić od innych.
SzS napisał(a):
Widzisz, to nie jest tak, że wszystko jest prosto zrozumiałe. Wręcz odwrotnie, niektóre rzeczy wydają się nam niepojęte. I to niepojęte w świetle prawa moralnego umieszczonego w naszych sercach przez Boga przecież (bo wyewoluowanie tegoż to czysty domysł). Nie rozumiem dlaczego Bóg zezwala na tak ogromne zło i cierpienie, nie zamierzam tego ukrywać. Nie zależy mi na przekonaniu Ciebie do czegokolwiek, zechciej jednak zrozumieć dlaczego tak myślę. Bez zadawania pytań, nigdy nie otrzymasz odpowiedzi. Niby gdzie mam je zadawać, na forach sceptyków by podsycac ich niewiare. Czy lepiej porozmawiać wsród wierzących?
Większość zła na świecie to efekt postaw człowieka. Wolna wola ma swoją cenę i człowiek z wolnej woli w pełni korzysta, a potem się dziwi, że skutki są takie a nie inne. Tora mówi o konsekwencjach pewnych grzechów, sięgających do kolejnych pokoleń. A trzeba pamiętać, że atrybutem Boga jest nie tylko miłość, lecz również sprawiedliwość. Ludzie chętnie odwołują się do takich Jego atrybutów jak miłość czy miłosierdzie, oskarżając Go nawet o brak reakcji na cierpienie. Równocześnie zaś czynią takie rzeczy, które "wołają o pomstę do nieba". W rzeczywistości duchowej i ostatecznej mogą istnieć takie zależności, o których nie wiemy i które Bóg przybliżył nam w swoim Słowie na tyle, na ile jesteśmy w stanie je pojąć. W niektórych przypadkach są to rzeczy, których nie pojmiemy i wtedy potrzebne jest zaufanie do Boga, że On chce dobrze i wie lepiej. Gdy będziesz miał dzieci, to przyjdą sytuacje, gdy na pytanie "dlaczego" nie będziesz umiał zadowalająco odpowiedzieć na poziomie dostęnym dla dziecka, które kochasz. I wtedy ono będzie musiało Ci zaufać, co w przypadku dzieci jest łatwiejsze. Pewnie dlatego Jezus wskazał dzieci jako przykład do naśladowania dla tych, którzy chcą wejść do Bożego Królestwa.
SzS napisał(a):
Zło naturalne jest wręcz dokonywane "rękami" Boga, skoro to On rządzi przyrodą. Zaraz przypominaja mi się pewne słowa wybitnego człowieka, ciężko chorego, który tak się wypowiedział tuż przed śmiercią na temat cierpienia "słuchaj, nie uszlachetnia". Czyż cierpienie wynikające ze zła naturalnego nie oznacza tak naprawdę zwycięstwa Szatana skoro zgadza się bardziej z jego planem dla ludzkości niż Planem Bożym?
Szatan dobrze wie, jaki jest koniec jego planu i ponieważ wie, jak bardzo Bóg kocha ludzi, chce pociągnąć ich za sobą do ognistego jeziora tylu, ilu zdąży. A ma coraz mniej czasu. Cierpienie w wielu przypadkach potrafi złamać ludzką pychę i stać się szansą zbliżenia do Boga, a to bardziej zgadza się z planem Bożym. Niestety, ludzie syci i bezpieczni rzadko Boga szukają. Taka jest smutna prawda.
Walka toczy się o wieczne dusze, a nie o skażone ciała, które trwają tylko chwilę z punktu widzenia bytów duchowych. Taki punkt widzenia jest obcy cielesnym ludziom, bo jest duchowy. Mit o "uszlachetniającej mocy cierpienia" po prostu nie jest prawdziwy. Apostoł Paweł cierpiał, ale o takich mitach nie wiedział. Wiedział natomiast, że w jego fizycznych słabościach może przejawiać się Boża moc [II Kor. 12:7-10]. Plan szatana polega na tym, żeby skoncentrować człowieka na jego ciele i duszy, a potem wzbudzić nienawiść do Boga (vide Job), co poprowadziłoby go na wieczne potępienie. Dlatego człowiek nieodrodzony i całkowicie cielesno-duszewny koncentruje się na ciele i duszy. Zauważ, że problem cierpienia jest w gruncie rzeczy właśnie duszewy (emocjonalny) i bazuje na uczuciach towarzyszących cierpieniu niewinnych. Człowiek kierujący się ciałem i duszą nigdy nie będzie patrzył na rzeczywistość z duchowego punktu widzenia. Natomiast jeśli jest odrodzony i ma taką możliwość, to umiejętność przyjęcia duchowego punktu widzenia będzie wprost proporcjonalna do jego rozwoju duchowego i odwrotnie proporcjonalna do jego cielesności. Dlatego najbardziej cieleśni i duszewni chrześcijanie najczęściej buntują się przeciw woli Bożej i ewentualnemu cierpieniu.
Bóg jest dostępny dla ludzi, którzy Go szukają i niesie im pomoc oraz ulgę w cierpieniu. Czasem nawet zatrzymuje pewne zjawiska po tym, jak ludzie pokutują i zwracają się do Niego (vide Niniwa). Niestety, w większości przypadków człowiek woli zacisnąć usta i dalej grzeszyć, zwalając na Boga winę za to, że ostrzega i sądzi. Taki stan będzie w tej chwili coraz częściej obserwowalny, a Jego kulminacja jest opisana w Obj. 16:21 i podobnych.
Smok Wawelski napisał(a):
A jedyne co mogę zrobić to odwołać się do Dobrej Nowiny, której częścią jest fakt, że Bóg nie stoi z boku, bo sam uczestniczy w cierpieniu - posyłając na świat Syna, wiedząc z góry, że ludzie go odrzucą i zabiją - samemu poniósł konsekwencje istnienia cierpienia.
Każdy ludzki grzech jest dla Boga zarówno źródłem cierpienia (którego nie pojmujemy) jak i gniewu (którego nie pojmujemy). A jednak postanowił sam ponieść konsekwencje istnienia cierpienia po to, by uwolnić od nich grzeszników (o ile uwierzą), którzy na to nie zasługiwali. Ja tego nie pojmuję, ale tym bardziej jestem Mu wdzięczny, a komu wiele odpuszczono, ten bardziej miłuje.