Hubertok napisał(a):
uczciwość intelektualna rodzi dwie implikacje:
1/ religia w której się wychowaliśmy może być słuszna, lub
2/ to co może najbardziej zaboleć - religia sama w sobie jest bezpodstawna i koniec końców okazuje się tylko naszym strachem lub brakiem odpowiedzi na problem konca naszego bytowania.
najtrudniej wziąść się za bary z punktem 2
Zapomniałes o implikacji nr 3 i 4:
3/ religia, w które się wychowaliśmy, może być niesłuszna
4/ religia sama w sobie jest bezpodstawna, ponieważ Bóg nie stworzył religii. On dał życie wieczne w relacji z Nim przez wiarę, a my jesteśmy religijni, lecz martwi duchowo i oddzieleni od Boga, bo staramy się do Niego zbliżyć na własnych warunkach, ustanowionych przez wymyśloną przez człowieka religię.
Cytuj:
Nasze poglady są wypadkową wychowania i otoczenia a także osobistych doświadczeń.
Smok nie byłby pewnie zielonoświątkowcem gdyby się z nimi nie zetknął...

Jako kryptoateista zapominasz, że nasze poglądy mogą być również wypadkową naszych relacji z Bogiem i Jego Słowem. W wolnym świecie masz wybór i możesz się przyłączyć do takiego kościoła, który odpowiada Twojemu rozumieniu Słowa i Twoim przekonaniom. W każdym kościele ewangelicznym podstawą jest jedno i to samo:
musisz się na nowo narodzić.
Ja kiedyś zostałem zielonoświątkowcem nie dlatego, że mnie tak wychowano i nie dlatego, że coś przeżyłem w tym akurat kościele. Po prostu stwierdziłem, że doktryna i praktyka tego kościoła odpowiada moim przekonaniom, a byłem wcześniej katolikiem i musiałem zmienić poglądy w wielu sprawach
po tym, jak narodziłem się na nowo. Dokonałem świadomego wyboru i poszedłem tam, gdzie moim zdaniem mogłem najlepiej służyć Bogu. Przez dobrych kilka lat mogłem, ale rzeczywistość bywa zmienna. Tylko jeden prawdziwy Jezus Chrystus jest wczoraj, dziś i na wieki Ten sam [Hebr. 13:8].
Obecnie jestem na etapie wyrastania z etykietek dzielących odrodzonych ludzi na "-istów", "-owców", "-ystów", i innych. Nie przeszkadza mi to, że ktoś jest jakimś "-istą", "-owcem" czy "-ystą" - byle był narodzony z Ducha Świętego, Słowo Boże miał przed oczami, okazywał miłość bratnią i nie traktował swojego "-izmu", "-yzmu" czy "-owości" jako jedynie słusznego i jedynozbawczego kręgu wyjątkowo wtajemniczonych, elitarnych, nieomylnych synów Bożych.
Pozdrawiam Liafaila chrześcijanina