Mam pytanie: Czy jest "na sali" ktoś, kto z własnej inicjatywy skontaktował się osobiście z Owieczką, żeby ją pocieszyć i rozpoznać, czego tak naprawdę potrzebuje od braci i sióstr? Żeby szerzej poznać problem? Żeby dać znać, że jest ktoś, kto włoży jakiś wysiłek wzajemnego noszenia ciężarów? Żeby spróbować odebrać od Pana, czego ona teraz potrzebuje?
Oczywiście, są to pytania retoryczne i niech się nikt nie czuje stawiany pod ścianą ani wywoływany do tablicy. Ja sam stawiałem Owieczkę nieraz do pionu przy pomocy wstrząsu i napomnienia. W ogóle dawniej byłem bardziej skłonny do takich działań bez zastanowienia, czy dana osoba akurat teraz najbardziej potrzebuje zaordynowania kilku słusznych wersetów biblijnych na to i tamto. Czasem byłem wtedy jak cymbał brzmiący, bo po prostu posługiwałem się Słowem Bożym w celach duszpasterskich w taki sposób, że mówiłem prawdę, ale bez miłości. Była w tym litera, która zabija, ale nie było Ducha, który ożywia. Co innego dyskusje z wilkami w owczych skórach, co innego napomnienie zatwardziałego brata, a co innego płakanie z płaczącymi, kiedy to potrzebne.
Pamiętam, jak kiedyś stawiałem do pionu moją żonę wtedy, kiedy ona potrzebowała ode mnie najbardziej czegoś zupełnie innego. Czułem się w tym bardzo słuszny i sprawiedliwy. Podawałem słuszne recepty jak najbardziej wynikające ze Słowa Bożego, ale to jej nie pomogło. Przyszedł do niej sam Pan.
"Raduje to człowieka, gdy umie dać odpowiedź; jakże dobre jest słowo we właściwym czasie!" [Przyp. Sal. 15:23]
Z drugiej strony
"Kto sercu strapionemu śpiewa pieśni, jest jak ten, kto zdejmuje ubranie w dzień mroźny, albo jak ocet na ranę" [Przyp. Sal. 25:20]
Można strapionemu sercu śpiewać marsze wojskowe, zagrzewające do duchowej walki. Można mu tłumaczyć, że w tej sytuacji powinno zastosować taki fragment Biblii, a w tej sytuacji taki fragment. Można dawać rady nie mając zielonego pojęcia, co to serce przeżywa i w jakich okolicznościach. A potem się dziwić, że to nie działa, a serce jest jeszcze bardziej strapione, a nawet zaczyna wątpić, czy jest dzieckiem Bożym, bo przecież gdyby było, to potrafiłoby te wszystkie słuszne rady zastosować w tym momencie.
Owieczko, istnieje zasadnicza różnica między narzekaniem w rzeczywistym ucisku a szemraniem przeciwko Bogu.
"I rzekł Mojżesz dalej: Gdy Pan da wam wieczorem mięso do jedzenia, a rano chleb do nasycenia się, bo Pan usłyszał szemranie wasze, które podnosiliście przeciwko niemu, to czym my jesteśmy? Szemranie wasze zwraca się nie przeciwko nam, lecz przeciwko Panu" [II Mojż. 16:8]
"Jak długo jeszcze będzie ten zły zbór szemrać przeciwko mnie? Słyszałem bowiem szemranie synów izraelskich, z jakim występują przeciwko mnie" [IV Mojż. 14:27]
"(...) I szemraliście w swoich namiotach przeciwko Bogu, mówiąc: Z nienawiści do nas wyprowadził nas Pan z Egiptu, aby nas wydać w ręce Amorejczyków na naszą zgubę" [V Mojż. 1:27]
Dopiero widząc, na czym polegało szemranie, możemy zrozumieć, o co chodziło Pawłowi:
"Nie oddawajmy się też wszeteczeństwu, jak niektórzy z nich oddawali się wszeteczeństwu, i padło ich jednego dnia dwadzieścia trzy tysiące, ani nie kuśmy Pana, jak niektórzy z nich kusili i od wężów poginęli, ani nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali, i poginęli z ręki Niszczyciela. A to wszystko na tamtych przyszło dla przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzy znaleźliśmy się u kresu wieków" [I Kor. 10:8-11]
Ci, którzy szemrali przeciwko Panu, poginęli na pustyni i o nich mówi Paweł:
"Jak długo jeszcze będzie ten zły zbór szemrać przeciwko mnie? Słyszałem bowiem szemranie synów izraelskich, z jakim występują przeciwko mnie. Powiedz im więc: Jako żyję - mówi Pan - uczynię wam tak, jak mówiliście wobec mnie: Na tej pustyni legną wasze trupy i wszyscy zapisani spośród was, w pełnej liczbie, od dwudziestego roku życia wzwyż, wy, którzy szemraliście przeciwko mnie, nie wejdziecie do ziemi, w której poprzysiągłem was osiedlić, z wyjątkiem Kaleba, syna Jefunnego i Jozuego, syna Nuna" [IV Mojż. 14:27-30]
Narzekanie nie jest tym samym, co szemranie przeciwko Bogu. Narzekać nam wolno, jeśli robimy to przed Panem i oczekujemy od Niego wyzwolenia z sytuacji, której nie rozumiemy i która po prostu nas przerasta.
"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni" [Jan 16:20]
" I usłyszał Bóg ich narzekanie. I wspomniał Bóg na swoje przymierze z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem" [II Mojż. 2:24]
Owieczko, Bóg wspomni na przymierze, jakie z Tobą zawarł. Wie, że jesteśmy prochem i parą, która jest, a za chwilę znika. Nie ma co do nas złudzeń. Myślę, że właśnie w takich sytuacjach gdy nasza wiara się kurczy i przestajemy dochowywać wiary (nie poprzez zatwardziałe trwanie w grzechu), odnosi się obietnica, że Pan nie traktuje nas stosownie do naszych możliwości w danym momencie:
"Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy; jeśli się go zaprzemy, i On się nas zaprze; jeśli my nie dochowujemy wiary, On pozostaje wierny, albowiem samego siebie zaprzeć się nie może" [II Tym. 2:11-13]
Narzekaj przed Panem, ale nie szemraj przeciwko Panu. Przyjaciół Hioba sytuacja przerosła i zamiast go pocieszać, zaczęli mu cytować słuszne wersety - no, bo przecież jakoś musieli sobie poukładać to, co mieli przed oczami.
Na koniec świadectwo sprzed niedługiego czasu. Przychodzi do nas na społeczność pewien brat, który narzekał przez bodajże 2 lata. Ma powody i to od wielu lat we własnym domu. Po tym, jak ustaliliśmy, co on sam jest Panu winien w jego sytuacji, nie próbowaliśmy nadłamanej trzciny złamać do końca, nazywając do śmiercią dla jego "ja" albo czymś podobnym. Modliliśmy się o jego potrzeby i cierpliwie słuchaliśmy jego narzekania przed Panem. Po 2 latach modlitwy, pocieszania, słuchania świadectw, które go budowały, jego sytuacja się zmieniła o tyle, że dostał pracę, z której jest zadowolony. Jego sytuacja w domu nie uległa żadnej poprawie. Ale zaczął widzieć, że Bóg go nie opuścił. Zaczął dziękować za to, co od Niego ma. I pewnego dnia przyszedł, podziękował za wsparcie, za cierpliwość i ogłosił, że postanowił przestać narzekać, a zacząć dziękować. I powiadam Ci, to jest teraz inny człowiek. Czas narzekania się skończył.
Nie mam dla Ciebie łatwej recepty. Wiem, że Pan nie opuści Cię, ani Cię nie porzuci. Jesteśmy sobie nawzajem dani między innymi po to, żeby czasem zapłakać z płaczącymi, choć może niektórym wydaje się to "ludzkie", a nie "duchowe". Masz naszą modlitwę, nasze współczucie i nasze wsparcie. Reszta pochodzi od Pana i do Niego wołaj, przed Nim płacz, przed Nim wylewaj swoje serce. Przeciwko temu nie ma żadnego wersetu. Spróbuj w tym wołaniu patrzeć na Niego, zamiast na okoliczności. Patrzenie na okoliczności będzie Cię pogrążać coraz bardziej. Patrząc na Pana, pójdziesz nawet po wodzie, choć dzisiaj możesz sobie nie wyobrażać nawet tego, że będziesz się kiedyś radować.
"Boże, nakłoń ucha ku modlitwie mojej, A nie ukrywaj się przed błaganiem moim! Słuchaj mnie uważnie i odpowiedz mi. Miotam się w żalu moim i jęczę Z powodu głosu nieprzyjaciela, z powodu ucisku bezbożnika, bo na mnie zwalają zło, a w gniewie na mnie nastają. Serce drży we mnie, opadł mnie lęk przed śmiercią, Bojaźń i drżenie nachodzi mnie I groza mnie ogarnia. Rzekłem: O, gdybym miał skrzydła jak gołębica, chętnie uleciałbym i odpoczął. Oto uleciałbym daleko, zamieszkałbym na pustyni. (...)
Ja do Boga wołam, a Pan mnie wybawi. Wieczorem, rano i w południe narzekać będę i jęczeć, i wysłucha głosu mojego. Wybawi duszę moją, obdarzy pokojem od napastników, choć wielu ich jest przeciwko mnie. Bóg usłyszy i upokorzy ich, On, który panuje od wieczności. (...)
Zrzuć na Pana brzemię swoje, a On cię podtrzyma! On nie dopuści, by na zawsze zachwiał się sprawiedliwy" [Ps. 55:2-9;17-23]
P.S. Możemy doskonale znać Biblię, możemy wiedzieć, co należałoby zrobić, jakich fragmentów Sowa Bożego się uchwycić, możemy mieć nawet dobre rady i recepty na wszystko. Ale dopóki sami pewnych rzeczy nie przeżyjemy, trudniej nam będzie współczuć, miłować, pocieszać i skutecznie usłużyć duchowo w sprawach takich jak omawiane. Myślę, że to miała na myśli MM, pisząc że "syty głodnego nie zrozumie". A nie tego, że starający się pomóc nigdy nie mieli żadnych problemów. Ale ona pewnie sama się wypowie.
|