Mam problem. Pracuję w środowisku, gdzie są same kobiety(szkoła) i od tego roku nasilił się problem plotek, obmowy, relacje się bardzo popsuły.
Mamy trudną dyrekcję, co nie ułatwia sprawy- wszyscy na nią psioczą, narzekają i niestety mi też się zdarza coś "chlapnąć"( szczególnie, jak czuję się przemęczona po całym dniu pracy- a każe mi się wykonywać wiele zadań naraz, czasem być w dwóch miejscach naraz i dosłownie opadam z sił). Mimo to WIEM, że nie wolno mi, jako osobie wierzącej narzekać, skarżyć się i żalić komukolwiek. Problem polega na tym, że w chwili, kiedy wysiadają emocje(co mnie nie usprawiedliwia) i wszyscy dookoła też się żalą, bardzo łatwo "wejść" w to i dołączyć do jękliwego chórku. Do tego koleżanki tego oczekują, a ja mam gdzieś zakodowane, żeby nikogo nie urażać, nikomu nie wyrządzać przykrości, więc z "uprzejmości" potakuję, czuję to samo, co czuje osoba zwierzająca mi się i nim się obejrzę, robię to samo, co ona. Nie zrozumcie mnie źle- nie usprawiedliwiam się, bo wiem, że to grzech i powinnam przestać. Tymczasem ciągle upadam w tej dziedzinie i wylewam morze łez przed Bogiem błagając Go o przebaczenie- jednakże wiem, że muszę się z tego konkretnie upamiętać.
Boję się iść do pracy. Błagam Boga,aby postawił strać przed moimi ustami i dał siłę do nie odzywania się, nie ulegania emocjom. Pracę mam ciężką( wbrew powszechnym opniom o tym, że nauczyciel to leń i obibok), w pokoju nauczycielskim ze trzy gruoki osób wzajemnie się zwalczających. Nie trzymasz z nikim, we wszystkich masz...wrogów. Trzymasz z kimś, tworzysz coś w rodzaju jednej koalicji przeciw drugiej. Chory układy, zachowania jak w przedszkolu, donoszenie na siebie. Nie wiem już, jak sobie z tym poradzić.
Może ktoś miał podobną sytuację w pracy i wyszedł z niej zwycięsko? Wiem, to taka śmieszna sprawa, dlatego umieszczam w kawiarence, ale właśnie w takich 'drobiazgach" najczesciej zdarza mi się upadać i z takich 'drobiazgów" składa się moje życie...
Czy wyjściem jest całkowita izolacja pod tych ludzi? Ale ja w pewien sposób jestem od nich zależna. Jesteśmy zespołem. Czasem oni potrzebują mnie, czasem ja ich. Jeśli zacznę się ilozować, będzie mi w pracy jeszcze ciężej, niż jest-będę dosłownie zdana na siebie tylko i trudniej będzie mi wykonywać moje obowiązki. Już i tak z powodu mpjej decyzji o uczciwym postępowaniu jest mi ciężej( np. koleżanki wpisują fałszywe tematy i nie muszą "odrabiać" brakujących lekcji-jeśli nie "wyrobią" zajęć z podstawy programowej, ja wpisuję uczciwie i muszę potem pracować dodatkowo, po godzinach, mimo, że nie z własnej winy tracę zajęcia, a z powodu dodatkowych obowiązków nałożonych na mnie przez dyrekcję).
Ale może trzeba płacić taką cenę? Tylko ...jak ja długo to wytrzymam....?
Z drugiej strony- jeśli się nie izoluję, wchodzę w różnego rodzaju nieprzyjemne sytuacje i zaczynam grzeszyć ozorem...
