szelka napisał(a):
Co do Lutra (o ile on to powiedział) to osobiście nie sądzę, aby przeciwstawiał cichość prac ogrodniczych ekscytacjom np. podróży. Ja sama interpretuję to zdanie jako zachętę do życia pełnym życiem do końca, nie bacząc, czy to ma "sens" wobec nadchodzącego końca (rozumianego mniej lub bardziej poprawnie teologicznie)
No właśnie, co to jest "życie pełne do końca?" Z tego co piszesz, Szelko, wynika jakaś filozofia typu Carpe Diem. Czy szukamy pełni dla naszego ciała lub duszy ciekawej świata i ciągle pożądającej nowych wrażeń? Czy szukamy raczej pełni, jaka jest dla nas dostępna w Chrystusie? Zrozum mnie, Szelko, ja nie gromię tutaj przyjemności jako takiej, chęci wypoczynku czy oderwania się od kłopotów dnia codziennego. Wydaje mi się, że kluczem jest tu słowo "szukać". Można robić wiele rzeczy z wielką radością, ale też z dystansem, wynikającym z tego, iż wobec poznania Jezusa to jednak śmieci. Czego szukamy? "Gdzie skarb twój tam serce twoje". Takie marzenia i potrzeby pokazują naszą prawdziwą temperaturę serca na dzisiaj.
szelka napisał(a):
Innymi słowami mógłby powiedzieć: jeśli bym wiedział, że umrę jutro, dziś zapiszę się na studia... zrobię porządek w szafie...zacznę budować dom itp. Przeciwieństwem tego byłaby postawa w stylu "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz"
A ja nie! Gdybym wiedziała, że jutro Pan przyjdzie, spędziłabym dzisiaj cały dzień na modlitwie o ludzi, których kocham, a którzy są daleko od Boga! Błagałabym Boga (pewnie ze łzami) o ostatnią szansę dla nich. Prosiłabym Go, żeby mi pokazał, za co powinnam pokutować i może ludzi, których powinnam przeprosić. Przeciwieństwem tego, o czym piszesz, jest właśnie taka postawa. A postawa, którą opisałaś jako przeciwieństwo, czyli "e tam, już nic nie warto robić i tak jutro obróci się wniwecz", to cecha ludzi, którzy są świadomi, że nie warto tu inwestować jednak nie mają nadziei.
Jak czytam o tym "używaniu życia z pasją", to mi się przypomina przypowieść o pewnym zadowolonym z życia gospodarzu:
Łukasza 12:19 "I powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się."
Czy myślisz, że ten człowiek chciał żyć pełnym życiem? A gdyby zamiast jedzenia i picia, powiedział swojej duszy: "Bierz udział, w czym zapragniesz, udaj się w daleką wyprawę albo poświęć się budowaniu łodzi". Czy byłoby to inne?
Co było dalej, wiemy:
"Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty." (w. 20-21).
szelka napisał(a):
Żebyśmy się lepiej rozumiały/li postawię kilka pytań o charakterze porządkującym i ogólnym:
1. Czy naprawdę karygodne jest posiadanie jakichkolwiek autorytetów poza Biblią - jeśli nie są one z Biblią sprzeczne? Czy - powiedzmy- "Podręcznik budowania łodzi", "Anatomia człowieka" lub "O obrotach sfer niebieskich" są to nic niewarte śmieci? Czy każda treść, która nie mówi o Bogu od Boga oddziela? Czy dopiero moment, w którym nie wytrzymują konfrontacji z Biblią czyni ją śmieciem?
2. Czy naprawdę pasje oddzielają nas od Boga samym faktem, że są "ekscytujące"? Czy jedynie ich miejsce na liście priorytetów jest decydujące?
3. Ja rozumiesz słowa Jezusa z Jana 10,10 i pojęcie "życia w obfitości"?
ad 1. Podręczniki, o których piszesz są natury naukowej lub technicznej i w dziedzinach, o których traktują, pewnie są autorytetami, czemu nie. Natomiast nie są autorytetami w dziedzinie, której nie dotyczą, czyli życia ludzkiego, statusu człowieka na ziemi jego powołania i oczekiwań, jakie ma wobec niego Bóg. Gdy będę potrzebowała zbudować łódź, to na pewno sięgną po dobrą instrukcje budowy łodzi, a nie do Biblii (choć Bóg mi może pomóc w dowolny nietypowy sposób). Nie, nie każda treść, która mówi o Bogu od Niego oddziela. Nic takiego nie dałam ani przez chwile do zrozumienia.
ad 2. Tak, pasje są w naszym życiu "bożkami". Samo słowo "pasja" jest bliskoznaczne z pojęciem "namiętność". W pasję wkładasz serce, środki, inwestujesz marzenia. Musisz jej się oddać, jeżeli ma coś z tego wyjść. Musisz poświęcić inne rzeczy, żeby móc ją rozwijać. Nie mówię, że każde hobby tak działa - nie. Ale pasja, to coś więcej niż zwykłe hobby. To drugie jest czymś, co szczególnie lubisz ale nie poświęcasz się temu. Co do priorytetów, to pasje są z definicji pierwsze, albo przynajmniej "obok" Boga. Tu się kłania pierwsze przykazanie. Mogę jeszcze poprzeć moim świadectwem. Tez miałam pasje i nie byłam w stanie się do nich zdystansować - pochłaniały mój talent, cały wolny czas (nieraz) i dawały mi ogromną twórczą satysfakcję. Uszczęśliwiały mnie. Uciekałam do nich. nie muszą mówić, że był to fatalny czas dla mojego życia duchowego. Modliłam się: "Boże, czemu tak głucho, tak bym chciała, żebyś coś zmienił". A wiesz, co Bóg mi na to powiedział? Że spalam kadzidła nicościom. Dosłownie tak. Kiedy pokutowałam i po jakimś czasie zrozumiałam te mechanizmy, nie mam żadnych tęsknot i nie chcę, żeby coś mnie "spełniało".
ad 3. Życie obfite to nie życie dla ciała, ani duszy tylko dla ducha. Duch - przemieniony i ożywiony przesz Ducha Św. - powinien być motorem dla naszego "ja" i to duch powinien kształtować potrzeby duszy i ciała. Nie oznacza to absolutnie ascezy! Jestem przekonana, że asceza to zawoalowana cielesność i to dużo gorsza, niż ta jawna. Ja tak rozumiem życie obfite, że mogę nie mieć nic - według kryteriów tego świata - a czuć się niesamowicie bogata. Kulminacja tej obfitości będzie kiedy zostaniemy przemienieni na obraz naszego Pana i zabrani do niebieskich mieszkań. I dalej - życie w erze mesjańskiej! To jest życie! Nie warto tu i teraz gonić za namiastkami.
Mam nadzieję, że udało mi się odnieść do każdego pytania.