No więc, (miałem już nic nie pisać, ale jeszcze się przedstawię
Mam 34 lata. Nawróciłem się w wieku 20 lat w skutek ponadnaturalnej Bożej interwencji. Bóg przysłał w odpowiedzi na moją desperacką modlitwę („Boże jeżeli jesteś to daj mi jakiś znak i pomóż mi, jeżeli nie to się powieszę bo nie mam już żadnej nadziei”) prawie 80’cio letnią babcię z wioski w Teksasie (USA) która modląc się usłyszała Boży głos że ma jechać do Europy środkowej. Jak się później okazało chodziło o mnie.
Przez pierwszy rok byłem w ChWZ, gdzie jednak jako rewolucjonista wyraźnie nie pasowałem
.
Przez następne 10 lat byłem jednym z liderów wspólnoty KZ w moim mieście. Szalone lata ekstremy, radości i łez, szukania Boga, popełniania błędów i prawie totalnego wypalenia. Z perspektywy wieczności pewnie okaże się że to był najbardziej istotny czas mojego wzrostu
.
4 lata temu poznałem „księżniczkę” dla której przeprowadziłem się w inną część polski i przez jakiś czas byłem (raczej dość mało aktywnym) członkiem (umiarkowanego) zboru KBwCh. Obecnie jestem poza tzw. strukturami i praktykuję prostszą formę kościoła przez niektórych zwaną kościołem domowym.
Po tych różnych etapach mojej chrześcijańskiej wędrówki jestem
coraz bardziej pewien iż Bóg pragnie objawić swoją moc w kościele jak jeszcze nigdy dotąd. Mimo że odkrywam w sobie coraz większa słabość, wiem że to on jest moją „mocą którą wszystko sobie poddać może” (Filip. 3:21). Czasami czuję się jak rakieta która czeka aż ktoś ją odpali, wiedząc jednak że Bóg jest wierny swoim obietnicą, oczekuję „żarliwie, z cierpliwością” (Rzym. 8:25).
PS. A może z nudów jeszcze coś skrobnę czasem.