www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Cz maja 02, 2024 1:50 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 112 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: So cze 05, 2010 10:18 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Mam nadzieję, że pisząc w kawiarence na tak głupi temat nie zajmę nikomu cennego czasu i w ogóle...
Popatrzyłam sobie na wszystkie swoje posty tutaj. Dobrze jest sobie to odświeżyć, zobaczyć drogę, jaką się przeszło- no i po to, żeby "starych kotletów nie odgrzewać"( a niestety zdarza mi się, niektóre tematy wracają jak bumerang).
Jestem sfrustrowana i zniechęcona. Po 10 latach Bóg nie ubłogosłąwił nas wierzącymi w miejscowości, w której mieszkamy. Nie znalazła się ani jedna rodzina, ani jeden człowiek, który zechciałby mieć z nami społeczność- coś więcej poza oficjalnymi grupkami domowymi, gdzie postacią centralną jest dojeżdżający pastor wygłaszający kazania( których nikt nie ośmieli się skomentować). W dodatku nauczanie owo odbiega mocno od tego,w co my wierzymy. Dużo by mówić, ale nie ma po co. Nie odnaleźliśmy się tam.
Znaleźliśmy społeczność, gdzie moglibyśmy być mimo różnic doktrynalnych, ale odległość sprawia, ze nie możemy uczestniczyć w normalnym zborowym życiu. Wieczni goście, pielgrzymi, przechodnie. Gdzieś z daleka czasem dochodzą mnie tylko słuchy, że było modlitewne, że była owocna grupa, że spotkanie, koncert(ktoś przyjechał)...a mi zostaje odsłuchiwanie niedzielnych kazań- z rzadka, bo mój mąż studiuje zaocznie i nie w każdą niedzielę mogę przyjechać. Po dwóch i pół roku stwierdzam, ze nadal nie mam relacji z ludźmi, jest jedna zaprzyjaźniona z nami rodzina, ale z różnych względów nie możemy za często się spotykać( gdyby nie internet, to w ogóle bym nie wiedziała, co się dzieje w tym zborze).
Straciłam ochotę na dojazdy niedzielne. Wysłucham kazania, wypiję niedzielną herbatę i na długość tej herbaty pogadam o pracy i pogodzie( bo trudno o głębsze relacje w tłumie ludzi) i...z powrotem godzinę drogi do domu. A kazanie można sobie wysłuchać w domu, z netu. Jest mnóstwo dobrych naprawdę kazań.
Wiem, wiem, już pisałam gdzieś tu o tym pytając się, czy warto mimo to dojeżdżać, a Wy odpowiadaliście- jednak warto. Ale ja już siły na to nie mam. I nie rozumiem, dlaczego Bóg nie dał nam pracy w tej miejscowości, gdzie owa społeczność jest. A staraliśmy się. Może ma w tym dalej idący plan- ale jeśli nawet, nic mi o tym nie wiadomo.

Nie mogąc być wśród braci i sióstr, nie mogąc uczestniczyć we wspólnych modlitwach, spotkaniach( poza oficjalnymi kazaniami niedzielnymi) czuję, jak "usycham". Wiem też, że różne na nasz temat powstają plotki, ludzie nie wiedzą, co się w naszym życiu dzieje, ale widząc, ze np. trzecią niedzielę z rzędu nie przyjeżdżamy, od razu osądzają( że np. brak nam wytrwałości. A tymczasem ja miałam cykl weekendowych szkoleń zawodowych).

Jestem zmęczona. Nie rozumiem tego.

A może po prostu mam przestać szukać, modlić się i wierzyć tam, gdzie jestem nie oglądając się na ludzi? Może wierzący człowiek wcale nie musi "być w zborze". Może wystarczy, że mam wierzącego męża, z którym się modlę?

W jednej z rozmów padł argument, ze powinnam jeździć ze względu na dzieci. Ale ja nie widzę, żeby im te kazania i szkółki od czasu do czasu coś szczególnie dawały. O wiele więcej dają im rozmowy ze mną i z mężem i nasze wspólne, rodzinne modlitwy. Poza tym dzieci tak rzadko jeżdżąc do zboru też nie mają poczucia przynależności tam i jakoś specjalnie za tym nie tęsknią. Nie mają tam przyjaciół, koleżanek "od serca". Opowieści biblijne są oczywiście cenne, ale to ja mogę zrobić sama. I robię.

Kościół to chyba coś więcej niż słuchanie kazań? No i to samo miałam na miejscu. Żadnych relacji, za to odsłuchiwanie kazań. Po co robić tyle kilometrów, skoro mogę na miejscu pójść, wysłuchać kazania, niektóre z nich są dobre i budujące?

Piszę, bo mam potrzebę się wyżalić, Tak po prostu. To na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał się doszukiwać moich motywacji. Piszę, bo mi smutno, bo się czuję zniechęcona, bo nie rozumiem Bożego "nie" na prośby o dołączenie do społeczności.
Chcę gdzieś zapuścić korzenie. A nie ma gdzie.
Jak mam sobie z tym radzić?
Rozumiem, że pisanie w kółko o tym samym ma prawo niecierpliwić...ale ja muszę tak żyć, mi się to nie kończy...Te same problemy od lat. Samotność.
Jak sobie radzić?


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So cze 05, 2010 2:26 pm 
Owieczko, wydaje mi sie, ze Cie rozumiem, i wlasnie slucham kazania i zajrzalam tutaj i co widze? - Twoj post, i mysle, ze chyba to kazanie przyda sie i Tobie, prosze posluchaj ;

2009.04.26 Kozieł Mirosław "Wytrwałości wam potrzeba"
i
2009.03.01 Kozieł Mirosław "Doświadczenia – czy musimy przez nie przechodzić?"
i
2010.04.18 Kozieł Mirosław "Zmęczenie"

=> znajdz je na stronie;

http://www.spolecznosc.org.pl/spoleczno ... ex.php/mp3

...w ogole lubie tego pastora i innych z tej spolecznosci. Wczoraj chyba wysluchalam 10 , albo wiecej kazan z tej strony. Sluchalam, plakalam i modlilam sie.

Polecam Ci jeszcze;

2010.01.17 Ściwiarski Jarosław "Wypaleni"

2010.02.03 Ściwiarski Jarosław "To jeszcze nie koniec "

2010.04.07 Ściwiarski Jarosław "Gdy myślisz, że to już koniec"

i inne, ale mysle, ze to "wytrwalosci wam potrzeba " jest chyba "strzalem w 10" w tej chwili !?

Z modlitwa, pozdrawiam.


Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So cze 05, 2010 8:25 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Dzięki Agnieszko...Ja słuchałam większości tych kazań( chyba tylko jednego nie słyszałam). I- jakoś mam dość już kazań...Wybacz. Ale dzięki za troskę.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 8:08 am 
Owieczka napisał(a):
Dzięki Agnieszko...Ja słuchałam większości tych kazań( chyba tylko jednego nie słyszałam). I- jakoś mam dość już kazań...Wybacz. Ale dzięki za troskę.


rozumiem i wybaczam! :) To pozostaje modlitwa, przypomnij sobie nawet ta swoja, ktora bardzo nas z okidokim zbudowala.


Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 9:39 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Modlę się...codziennie. Czasem bardziej "gorąco, czasem z przymusu . Czasem z wiarą, że to coś w końcu da i Bóg mnie wysłucha, czasem bez tej wiary i rozgoryczeniu. A lata mijają...

Mam dość słuchania mądrych kazań. Wysłucham- i co to da? Czy to cokolwiek zmieni? Bo nic nie zmienia.
Wiem, że mam wydawać owoc Ducha. Staram się, na ile mogę- ile ode mnie zależy pracować nad sobą. Raz odniesie się jakieś zwycięstwo, a raz nie.

Kiedy coś mi "zalega" szukam w necie kazań/artykułów na ten temat, bo przecież w realu nie mam się do kogo zwrócić. Bo żeby tak sobie pogadać o pewnych rzeczach, trzeba mieć zaufanie. Żeby mieć zaufanie, trzeba mieć przyjaciół. A na przyjaciół trzeba mieć czas. A 60 km nie pozwala na zawiązanie takich relacji. Bo przecież nie będę dzwoniła do obcej w sumie mi osoby zawracając jej głowę moimi problemami,tym bardziej, ze wiem, ze to będzie "zwierzanie się" jednostronne( bo dlaczego ktoś miałby mi się zwierzać, mało mnie znając). A ja bym chciała, żeby to były relacje, a nie coś w rodzaju rozmowy z terapeutą, która udziela rad, ale o sobie nic nie powie.

Zresztą zauważyłam, że ludzie unikają takiej bliskości, bronią się przed nią. O wiele bezpieczniej jest coś organizować i nie wychodzić poza pewne "towarzyskie" ramy.
Ludzie się boją siebie nawzajem, nie ufają sobie. Nawołują głośno do otwartości, do bycia "przezroczystym", ale wcale tego nie praktykują.
Ludzie są samotni, bo się boją siebie nawzajem. Bo nie potrafią okazywać sobie miłości. Bo osądzają jedni drugich. Bo chowają urazy. Bo posądzają się o złe motywacje, złe intencje. Bo się nie troszczą o siebie.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 1:07 pm 
Owieczko, chyba moge napisac, ze Cie rozumiem, bo jestem w podobnej sytuacji, jesli nie "gorszej".

Z wysluchanymi kazaniami jest tak, ze jesli sa naprawde madre to trzeba je sobie wziac do serca i zastosowac, by cos daly, bo inaczej to moze byc tak, ze sie tylko w nich "przegladamy, odchodzimy i zapominamy jak wygladamy", wiec polecam Ci wysluchac jeszcze raz, bo ja tego kazania "wytrwalosci wam potrzeba" sluchalam wczoraj 10 razy, by nie zapomniec.

A odnosnie zachowania ludzi to przypomniala mi sie taka modlitwa czy to wiersz?;

"Ludzie sa nieracjonalni,
nielogiczni, egocentryczni.
Niewazne - kochaj ich.
Jesli czynisz dobro,
przypisza ci ukryte egoistyczne cele.
Niewazne - czyn dobro.
Jesli bedziesz realizowac swoje cele,
spotkasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
Niewazne - realizuj je.
Dobro, które uczyniłes,
zostanie jutro zapomniane.
Niewazne - czyn dobro.
Uczciwosc i szczerosc
uczynia cie bezbronnym.
Niewazne - badz szczery i uczciwy.
To, co budowałes' przez lata
moze byc zniszczone w jednej chwili.
Niewazne - buduj.
Jesli pomozesz ludziom,
beda urazeni.
Niewazne - pomagaj im.
Jesli słuzac swiatu dasz z siebie wszystko,
potraktuje cie kopniakiem.
Niewazne - dawaj z siebie wszystko."

(Matka Teresa z Kalkuty)
- mysle, ze glupio nie napisala i mozna cos z tego dla siebie wyciagnac.


Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 2:39 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Ona też musiała być bardzo samotna...


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 8:24 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 16, 2006 5:21 pm
Posty: 599
Tak szczerze mówiąc to co czytam w twoich dwóch postach, sam mógłbym napisać. Mam podobne w wielu punktach odczucia, ale chciałem zapytać... bo piszesz:
Owieczka napisał(a):
Zresztą zauważyłam, że ludzie unikają takiej bliskości, bronią się przed nią. O wiele bezpieczniej jest coś organizować i nie wychodzić poza pewne "towarzyskie" ramy.

Zauważyłem też to w jednym zborze w moim mieście, zbór organizuje coś tam, ale zawsze jest tak samo, sztywno i dziecinne zabawy. Ale to może ja wymagam nie wiadomo czego. Powiedziałbym więcej o moich spostrzeżeniach i odczuciach, ale to jest forum publiczne, więc nie będę pisał.

Powiedz o jaką bliskość ci chodzi ? czego byś oczekiwała ? Bo tak szczere mówiąc ja też kiedyś podobnie patrzyłem, a potem spojrzałem na to z innej strony i stwierdziłem, że te moje pragnienia i oczekiwania są zbędne.

_________________
... wiara, która jest czynna ... Gal. 5:6
Obrazek
"Nie dajcie złapać się w dogmat, którym jest życie koncepcjami myślenia innych ludzi"


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N cze 06, 2010 9:31 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Widzisz-- moje oczekiwania nie mogą się spełnić ze względu na brak społeczności, brak zboru, osamotnienie. A może po prostu nie wiem, jak to jest być między ludźmi- bo nigdy nie miałam takich doświadczeń? W pierwszym zborze, gdzie spędziłam jakieś sześć lat, doznałam jedynie zranień. To była grupa młodych ludzi, zwiedzionych głupim nauczaniem, wielkimi wizjami i bardzo powierzchowna w swej istocie, a ja byłam dziewczyną z problemami, niedostosowana społecznie.
Potem już nie miałam okazji nawiązać normalnych relacji w większej grupie społecznej. A że jestem wiecznym gościem, to nie ma szans na coś więcej, niż towarzyskie gadki "kawkowo-herbatkowe", bliższe poznanie się, wspólne działania.A nawet jak jest okazja do wspólnego działania, nie ma czasu na relacje. Jest tyle zajęć, ganiania, organizowania i zmywania naczyń, czas leci...

Ty mi lepiej powiedz, jak to się stało, że stwierdziłeś, że twoje pragnienia i oczekiwania są zbędne. Jak doszedłeś do tego, ze nie masz oczekiwań...Bo ja też tak bym chciała.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn cze 07, 2010 9:03 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 16, 2006 5:21 pm
Posty: 599
Owieczka napisał(a):
...A że jestem wiecznym gościem, to nie ma szans na coś więcej, niż towarzyskie gadki "kawkowo-herbatkowe", bliższe poznanie się, wspólne działania. A nawet jak jest okazja do wspólnego działania, nie ma czasu na relacje. Jest tyle zajęć, ganiania, organizowania i zmywania naczyń, czas leci...
tylko nadal pozostaje pytanie bez odpowiedzi, czego oczekujesz. Pytam z prostego powodu. Ważne aby konkretnie wyartykułować swoje potrzeby, uświadomić sobie je, konkretnie. A nawet w punktach, że chcę tego, tego, tego. tylko w takiej sytuacji będziemy mogli sobie uświadomić, w czym tak naprawdę tkwi sedno...

Owieczka napisał(a):
Ty mi lepiej powiedz, jak to się stało, że stwierdziłeś, że twoje pragnienia i oczekiwania są zbędne. Jak doszedłeś do tego, ze nie masz oczekiwań...

Pragnienia mam, pewne oczekiwania też, ale po prostu przestałem wymagać tego od innych. Przestałem tego szukać, oczekiwać, że to powinno być i że ktoś powinien tak postąpić.

Co mi pomogło, a postawiłem się w ich roli i zadałem sobie pytania, czy ja będąc w ich skórze w jakiejś innej sytuacji życiowej postąpiłbym na ich miejscu podobnie ? Okazało się ( przynajmniej w moim przypadku ), że pomijając pewne moje inne indywidualne cechy podejścia do innych, postąpiłbym tak samo, albo bardzo podobnie.

Dla przykładu: załóżmy że w zborze jest jakiś mężczyzna, który jest osoba, która potrafiła by z tobą porozmawiać, jednak jak jesteś dajmy na to mężatką, to jakieś bliskie rozmowy od serca mogą być niemożliwe, albo nawet nie wskazane. Bo np mężowi się nie będzie podobać. więc towarzystwo mężczyzn w twoim przypadku odpada. A kobiety ? Może być tak, że wśród tych osób co znasz nie ma kogoś kto chciałby nawiązać przyjacielskie stosunki, bo mają kogoś już takiego, bo nie potrafią przyjaźni dać, bo są zajęci swoim życiem i problemami, bo po prostu intelektualnie i osobowościowo nie pasują. Starsze kobiety nie wiedzą jak tobie pomóc, boją się np... nie chcą się angażować, każdy ma swoja rodzinę, itd, itd...

Sprawa więc polega na spojrzeniu na innych tak trochę z boku i na ocenie ich możliwości interpersonalnych. Jeżeli sobie zdasz sprawę, z tego co tak naprawdę dzieje się w ich życiu, dlaczego są jacy są. Czyli spróbujesz każdego z osobna ujrzeć w świetle, to zrozumiesz dlaczego ktoś nie interesuje się tobą. Przestaniesz się też tym zamartwić bo może się okazać, ze ktoś naprawdę nie może, albo na tyle ma postawę "zachowaniową" w życiu, że nie będzie w stanie pojąć twojej potrzeby. Jeżeli tak jest to nie ma co rozpaczać, bo i tak ci by nie pomógł.

Musisz być ponad to, rozumieć zależności i powody, słabości i zahamowania innych. Musisz być świadoma swoich potrzeb i chociaż to banalne pogodzić się z tym, że nie jest w życiu tak jak byś do końca chciała. Albo nie tyle pogodzić, a przyzwyczaić i zaakceptować... A cieszyć się z tego co masz i to doceniać....

Oczywiście nie chcę abyś mnie zrozumiała, że o coś cię posądzam, oskarżam, gdyż podobne odczucia i pytania, które opisałaś powyżej sam sobie stawiam w swoim życiu. Nie próbuje też pozować na kogoś w lepszej sytuacji bo nie jestem. W pewnym sensie mam gorzej od ciebie, jeśli chodzi o porównanie tego co opisałaś o swoim życiu (net to nie jest dobra komunikacja do tych tematów).

Jednak zadasz pytanie, gdzie w tym Pan Jezus, gdzie tu postawa chrześcijańska innych ? W moim odczuciu świadomych chrześcijan jest niewielu, a nawet ci świadomi czasem też przezywają doły i przez to nie są w stanie nam pomóc.

Ja kiedyś szukałem też pomocy u ludzi, chciałem aby mi ktoś wytłumaczył, jak to jest z różnymi sprawami, dzisiaj wiem, że taki człowiek nie istnieje. Nie istnieje też grupa osób, która zaspokoiła by nasze oczekiwania. Oczywiście w zależności od tego czego oczekujemy. Bo często niemożliwego.

Jakaś recepta na przyszłość? Stań się mocna, a słabi sami do ciebie przyjdą, będziesz mogła pomagać, a oni będą ci wdzięczni, wtedy spełnisz się. Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.... od cała filozofia. Chociaż samemu mi to ciężko zrealizować, ale im więcej się daje a mniej oczekuje tym bardziej człowiek jest spokojniejszy.

Po co czegoś oczekiwać, pragnąć, jak to można bardzo szybko stracić ?
Przyjąć więc to co jest i tym się cieszyć nie czekać na więcej.

Łatwo napisać, ale życie i tak swoje bajki pisze.

Jednak na koniec przypomnę to co jest najważniejsze, to uświadomić sobie konkretnie swoje potrzeby i je ponazywać...

Pozdrawiam

_________________
... wiara, która jest czynna ... Gal. 5:6
Obrazek
"Nie dajcie złapać się w dogmat, którym jest życie koncepcjami myślenia innych ludzi"


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn cze 07, 2010 9:27 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Masz rację.
Tylko jeśli się wiele innym dawało, a w zamian dostało się tak malutko...to kiedyś się "pęka". Najbardziej boli posądzanie o złe intencji, doszukiwanie się złych motywacji. Starasz się, modlisz, uniżasz, a i tak zostaniesz posądzony o najgorsze. Wystarczy, że ci się noga raz powinie, że okażesz słabość. Żadnego wybacz!

No i nie bardzo się chce być w społeczności, w której czujesz się jak ktoś obcy. Daleki.

Nie można zadowolić innych ludzi. Oni też mają oczekiwania. Wcale o nich nie mówią, ale kiedy ich nie spełniasz- odrzucają cię.

Wypunktować oczekiwania...? Chciałabym poczuć, że jestem gdzieś. Oto to jest moja wspólnota, tu są ludzie, przynajmniej niektórzy, do których mogę zwrócić się o pomoc w trudnej sytuacji, a oni nie powiedzą "nie". A i oni poproszą mnie czasem o pomoc. Chciałabym móc pójść na grupę modlitewna i w jednym Duchu z kimś się pomodlić. Ale tak wiesz...bez strachu, że coś "nie wypada". Bez myślenia, że o, teraz to już mnie posądzą o "emocjonalizm". Bez tego wiecznego pilnowania się. Może tylko(aż?) tyle.

I jeśli ktoś się o kogoś troszczy, to zapyta "co u ciebie?"- gdy widzi, że coś jest nie tak. Ale jest tak , jak piszesz. Nikt nie zapyta. Bo się krępuje. Bo się boi - że źle zareaguję. Bo nie wie, jak. Albo ma swoje, ważniejsze sprawy. Pewnie, rozumiem to. Tylko...czy wierzący z pewnym stażem w Bogu nie powinni wydawać owocu Ducha? W prawdziwej miłości nie ma bojaźni...
Ale może jest tak, jak piszesz. Bajek nie ma. Happy endu nie będzie. Czas przestać żyć mrzonkami. Widocznie standardy Bożego Słowa są ustawione dla nas...zbyt wysoko...

W całym swoim życiu poznałam jedynie dwie osoby wierzące, które nie bały się z troską zapytać "co u ciebie", gdy widziały, że coś jest nie tak. Modlę się o nich każdego prawie dnia, błogosławiąc. Pamiętam. Może powinnam się z tego cieszyć? A resztę pominąć milczeniem...

Muszę się nauczyć służyć innym bez oczekiwań. W tym na pewno masz rację. Popracuję nad tym. Choć jeszcze mi daleko do...radowania się taką służbą...Widocznie sama też nie spełniam Bożych standardów.
Cóż, jesteśmy wredni. To znaczy, my- ludzie. Wszystko jedno, wierzący, czy nie. Takie tam sobie własne piekiełko stworzyliśmy. A wszystko dlatego, że nie umiemy kochać siebie nawzajem. Bo ciągle zbyt dużo myślimy o sobie. Wszyscy- ja też.


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn cze 07, 2010 10:18 pm 
Offline

Dołączył(a): Pt maja 06, 2005 12:18 am
Posty: 1266
Owieczko ,jak rozumiesz "bycie przeżroczystym"?Swoje.Innych?


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn cze 07, 2010 10:28 pm 
Qusterze, co widzę? Czyżby Jezus stracił moc przmieniania wnętrza ludzkiego i wyposażania wierzących w autentyczną miłość?! :?

Cytuj:
Co mi pomogło, a postawiłem się w ich roli i zadałem sobie pytania, czy ja będąc w ich skórze w jakiejś innej sytuacji życiowej postąpiłbym na ich miejscu podobnie ? Okazało się ( przynajmniej w moim przypadku ), że pomijając pewne moje inne indywidualne cechy podejścia do innych, postąpiłbym tak samo, albo bardzo podobnie.

Wybacz Bracie, ale Twoje zachowanie nie jest tu żadnym miernikiem słuszności. Tzn. nawet to, że Ty przyznajesz przed sobą, że nie byłbyś lepszy nie usprawiedliwia tych ludzi. Miernikiem słuszności jest to, jak Jezus by się zachował i jak On chce, abyśmy się zachowywali.
Cytuj:
Dla przykładu: załóżmy że w zborze jest jakiś mężczyzna, który jest osoba, która potrafiła by z tobą porozmawiać, jednak jak jesteś dajmy na to mężatką, to jakieś bliskie rozmowy od serca mogą być niemożliwe, albo nawet nie wskazane. Bo np mężowi się nie będzie podobać. więc towarzystwo mężczyzn w twoim przypadku odpada.

No wiesz, co takiego może być powodem, żeby wierzący mężczyźni i kobiety nie mogli mieć ze sobą normalnej społeczności? Dlaczego mężowi miałoby przeszkadzać, że żona rozmawia z innym facetem? Islam - kobiety osobno, mężczyźni osobno. Dla przykładu jest taka wyrażająca oburzenie i zdziwienie notka w pewnej arabskiej kronice właśnie - jak to jeden Frank pozwalał swojej żonie gadać z innym facetem... Dziwny jakiś...
I tak właśnie redukujesz Owieczce o połowę możliwości relacji z innymi wierzącymi.
Cytuj:
A kobiety ? Może być tak, że wśród tych osób co znasz nie ma kogoś kto chciałby nawiązać przyjacielskie stosunki, bo mają kogoś już takiego, bo nie potrafią przyjaźni dać, bo są zajęci swoim życiem i problemami, bo po prostu intelektualnie i osobowościowo nie pasują. Starsze kobiety nie wiedzą jak tobie pomóc, boją się np... nie chcą się angażować, każdy ma swoja rodzinę, itd, itd...

Każdy ma swój czubek nosa. Wybacz, ale tak to brzmi. To, co podałeś, to szereg wymówek dla niekultywowania serdecznej miłości bratniej, do jakiej zostaliśmy przeznaczeni i zobligowani. Właśnie dlatego kościół tak teraz wygląda - bo każdy sobie znajduje 1000 powodów do pozostania egocentrykiem.
Cytuj:
Sprawa więc polega na spojrzeniu na innych tak trochę z boku i na ocenie ich możliwości interpersonalnych. Jeżeli sobie zdasz sprawę, z tego co tak naprawdę dzieje się w ich życiu, dlaczego są jacy są. Czyli spróbujesz każdego z osobna ujrzeć w świetle, to zrozumiesz dlaczego ktoś nie interesuje się tobą. Przestaniesz się też tym zamartwić bo może się okazać, ze ktoś naprawdę nie może, albo na tyle ma postawę "zachowaniową" w życiu, że nie będzie w stanie pojąć twojej potrzeby. Jeżeli tak jest to nie ma co rozpaczać, bo i tak ci by nie pomógł.
Musisz być ponad to, rozumieć zależności i powody, słabości i zahamowania innych.

Są granice zrozumienia, ale nie wiem dlaczego miałabym być wyrozumiała w stosunku do osób, którym się nie chce przełamać lenistwa i wygodnej gnuśności. Mamy obowiązek dążyć do jak najlepszego okazywania braciom miłości. I przywilej tego, że Jezus to w nas może sprawić.

Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością. [1 Jan. 4:7-8]

Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego. [1 Jan. 4:20-21]

Cytuj:
Musisz być świadoma swoich potrzeb i chociaż to banalne pogodzić się z tym, że nie jest w życiu tak jak byś do końca chciała. Albo nie tyle pogodzić, a przyzwyczaić i zaakceptować... A cieszyć się z tego co masz i to doceniać....

Ja myślę, że problemem Owieczki jest właśnie to, że nie wiele jest tego, co w jej życiu jest tak jakby chciała - w dziedzinie kościoła przynajmniej. I że nie ma tu nic, z czego mogłaby się cieszyć i pocieszyć :(
Cytuj:
Jednak zadasz pytanie, gdzie w tym Pan Jezus, gdzie tu postawa chrześcijańska innych ? W moim odczuciu świadomych chrześcijan jest niewielu, a nawet ci świadomi czasem też przezywają doły i przez to nie są w stanie nam pomóc.

A jednak radzisz Owieczce zrozumieć, dlaczego ci właśnie chrześcijanie nie mogą/nie potrafią/nie chcą jej kochać. Więc ja się dalej pytam: gdzie w tym wszystkim Jezus?
Cytuj:
Ja kiedyś szukałem też pomocy u ludzi, chciałem aby mi ktoś wytłumaczył, jak to jest z różnymi sprawami, dzisiaj wiem, że taki człowiek nie istnieje. Nie istnieje też grupa osób, która zaspokoiła by nasze oczekiwania. Oczywiście w zależności od tego czego oczekujemy. Bo często niemożliwego.

Qusterze, tego nie możesz wiedzieć, że nie istnieje taki człowiek. Przykro mi również, że to forum najwyraźniej nic Ci nie wytłumaczyło i nie pomógł nikt, kto tu pisze.
Cytuj:
Jakaś recepta na przyszłość? Stań się mocna, a słabi sami do ciebie przyjdą, będziesz mogła pomagać, a oni będą ci wdzięczni, wtedy spełnisz się. Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.... od cała filozofia. Chociaż samemu mi to ciężko zrealizować, ale im więcej się daje a mniej oczekuje tym bardziej człowiek jest spokojniejszy.

Lecz powiedział do mnie: Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości. Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa. [2 Kor. 12:9]
Tak więc nic Owieczce nie pomoże,choćby się nawet dla zahartowania kąpała codziennie w przeręblu. Bo to nie my mamy być mocni żeby to wszystko działało.
Cytuj:
Po co czegoś oczekiwać, pragnąć, jak to można bardzo szybko stracić ?
Przyjąć więc to co jest i tym się cieszyć nie czekać na więcej.

Łatwo napisać, ale życie i tak swoje bajki pisze.

Widzę, że ogólny stoicyzm... Powiem Ci Bracie, że jeśli ktoś oddał życie Jezusowi, to nie jest skazany na to, co tam się temu życiu napisze. Ba, życie wówczas w ogóle nie może "sobie napisać" co chce, bo jest podporządkowane.


Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 08, 2010 5:55 am 
Quster, gdy Owieczka zadala Tobie pytanie, to chcialam sie wyrwac do odpowiedzi, ale pomyslalam, ze poczekam na Ciebie skoro pytanie jest do Ciebie, a Ty w wiekszosci piszesz to co ja chcialam napisac, wlasciwie. :D


Ostatnio edytowano Wt cze 08, 2010 6:02 am przez agnieszkas, łącznie edytowano 1 raz

Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 08, 2010 5:59 am 
Owieczka napisał(a):
Masz rację (....)
Bo ciągle zbyt dużo myślimy o sobie. Wszyscy- ja też.


Owieczko , no i chyba temat juz rozpracowalismy, co ? :D

p.s. usmiech jest serdeczny. :)


Góra
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 112 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 8  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 12 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL