Cytuj:
No i moglabym sie skupic, ze nikt mnie nie kocha i robilam tak kiedys i pograzalam sie w goryczy i smutku. Tragedia.
Specjalnie odczytałam swoje posty jeszcze raz, żeby w nich to zobaczyć- i nie znalazłam. Owszem, źle mi bez społeczności, ale nie twierdzę, że "nikt mnie nie kocha. Dzielę się moimi spostrzeżeniami z ostatnich 10 lat, bo różnych "chrześcijan" spotkałam, natomiast nie mam pretensji do tych, których obecnie poznałam. Rozumiem bowiem, że ze względu na odległość i niemożność nawiązania relacji trudno wymagać, żeby ktokolwiek "miał mnie na sercu", a i tak jestem wdzięczna Bogu za pewną rodzinę, która okazała nam naprawdę dużo miłości.
Uścislając( bo dyskusja poszła trochę w inną stronę za sprawą Qustera)- jestem zniechęcona wołaniem o zbór, o społeczność i zastanawiam się, co robię nie tak, że nie ma tu Bożego błogosławieństwa.
Cytuj:
Nikt nie mowi, ze nie mamy prawa sie tak czuc, mamy prawo, a nawet mamy prawo sami pograzac sie w smutku i zgorzknieniu jak chcemy, czasem to lubimy. Chcemy odwrocic Owieczki wzrok od jej "bolaczek", ktore ja doluja i skierowac na blogoslawienstwa, ktore ma, bo ma! Dziekczynienie uwalnia.
Dziękuję Bogu kazdego dnia za moją rodzinę, za zdrowie i wierzącego męża- choć oczywiście nie oznacza to, że nie mamy żadnych problemów.
Ale moje zniechęcenie dotyczy przedłużającej się "pustyni" jeśli chodzi o społeczność. Mam nie czuć się zniechęcona, bo w innej dziedzinie jest dobrze? To tak, jakby powiedzieć- ciesz się, że masz jedną nogę, a nie martw się, że nie masz dwóch. Pamiętaj też o tym, że są tacy, którzy dwóch nie mają- niech ci to humor poprawi.
Cytuj:
Pisalas Owieczko, ze boli tak czytac, ja wiem , ze boli, dlatego prosilam Cie na poczatku o wysluchanie kazan - ale nie chcesz madrych kazan,
Nie chcę, bo po co mam ich wysłuchiwać kolejny raz. Agnieszko- ja je wszystkie wysłuchałam. ZNAM JE.
Cytuj:
no to wiersz, tez nie dobrze, Slowo Boze - ominiete chyba, piesni zalobne - nie dobrze, uwielbienie - tak samo zle,
? Dlaczego ominięte? Czytam,czytam. Tylko widzisz- zakładasz, że Twoja pomoc musi być skuteczna od razu. Powiesz coś raz, dwa razy- i komuś natychmiast ma się zrobić lepiej, od razu ma to przyjąć wdzięcznym sercem, następnego dnia ma się obudzić jak nowy! A jeśli nie? A jeśli ktoś potrzebuje pomocy nie przez jeden dzień, a przez miesiąc, rok, dwa lata...? Chrześcijanie są czasem fajni. Wymagają od kogoś wieloletniej wytrwałości, ale sami uważają, że jednorazowa pomoc w zupełności powinna komuś pomoc, pocieszyć go, zmienić- i to zaraz!
No, oczywiście nie da się komuś pomoc w ramach forum, pewnie. Tylko po co to zniecierpliwienie, po co to "smaganie"? Czy nie można po prostu (jeśli się widzi, że nie wystarczy dać komuś mądrą radę) zapewnić o modlitwie i naprawdę się zacząć o tego kogoś modlić?
W realu jest podobnie. Był kiedyś pewien brat, chory na depresję. Cierpiał naprawdę i nie umiał tego zmienić na podstawie prostego pocieszenia( "Pan Jezus też cierpiał", "zobacz, ile masz i za co możesz dziękować"). Przez tydzień, może dwa lduzie się koło niego pokręcili, a potem zniecierpliwieni orzekli, że on niczego nie przyjmuje, to my nie będziemy mu pomagać, niech sobie radzi sam! I chłopak rzeczywiście został sam. Ale była jedna osoba, której Bóg dał cierpliwość. Chodziła do niego i wysłuchiwała jego cierpkich uwag. Zapewniała o swojej życzliwości. Przestała ględzić, a po prostu była. Czasem coś dała- jakaś drobną rzecz. Pączka. Film na video. Została wyrzucona drzwiami, wracała oknem. Uratowała temu chłopakowi życie. I kiedy minęła choroba, dzięki niej wrócił on do zboru.
Nie twierdzę, że ja potrzebuję takiej pomocy. Ale wszystkim, którzy chcą pomagać, poradziłaby, : więcej cierpliwości, zrozumienia, modlitwy. Czasem nie wystarczy coś powiedzieć, żeby było dobrze. Nie oczekujcie,że wasze słowa przyniosą natychmiastowy skutek. I nie zostawiajcie człowieka z diagnozą "jemu Słowo Boże nie może pomóc, to niech radzi sobie sam. Widocznie jest zatwardziały".
Nie można też mierzyć ludzi własną miarą. Ty jesteś w takiej samej sytuacji i sobie radzisz? Świetnie. Ktoś inny w tej samej sytuacji może się kompletnie rozsypać.
Kiedy byłam w szpitalu na onkologii, to widziałam, jak ludzie reagowali na swoją chorobę- jedni walczyli, inni biernie się poddawali, jeszcze inni wpadali w głęboką depresję. Ludzie są różni.
Reszta- później, bo spieszę się do pracy.