Może to nie jest aż taka nieciekawa ciekawostka, niemniej chcę się podzielić pewną refleksją...
Pozwoliłam sobie na komentarz pod artykułem na stronie onet dot. wiary i Jezusa. Artykuł został umieszczony z okazji Wielkanocy. Napisałam tam po prostu krótko o zbawieniu, jak narodzić się na nowo. Otrzymałam same minusy i parę nieprzychylnych, prześmiewczych komentarzy.
Zauważyłam, że dzisiaj bardzo ciężko jest głosić ewangelię. Ludzie nie chcą słuchać. Kiedyś naprawdę nie było aż tak źle, przynajmniej z moich doświadczeń tak wynika.
Moi znajomi ze zborów "łaski" chwalą się natomiast, że rośnie im liczba chrztów, ze ewangelia ma się świetnie. Ponoć w kościołach katolickich na Mazurach mamy "ożywienie duchowe" (to, co kiedyś w zborach zielonoświątkowych: uzdrowienia, języki, "spanie w duchu" itp.).
A kiedy ja otworzę usta, aby mówić o narodzeniu na nowo, spotykam się jedynie z niechęcią, obojętnością, kpiną lub wrogością. Trwa to już od paru ostatnich lat.
Smok napisał kiedyś o "łowieniu na wędkę", nie w sieci (że takie czasy), ale nawet na wędkę trudno coś dzisiaj "złowić".
Czy czas łaski się naprawdę kończy? Czy to jest zgodne z Waszymi odczuciami? Czy może ja mieszkam po prostu w takim, a nie innym środowisku?
Myślałam, że może ja coś źle mówię. Ale ja po prostu cytuję Słowo....