Myślę, że to nie jest problem "wyłączania świadomości" - po prostu moim zdaniem nasza świadomość nie musi stać w sprzeczności z wychodzeniem do ludzi. Pan Jezus jadał z celnikami, a przecież wspólny stół był w tamtych czasach symbolem duchowej jedności. Kogo jak kogo, ale Jego nie podejrzewałbym o "humanistyczą miłość". Co do opłatka, to nie jestem pewien, czy inni traktują to i rozumieją jako symbol jedności i to w dodatku duchowej. Przecież nie dzielimy się opłatkiem eucharystycznym. Świadomość tych spraw jest w narodzie bliska zeru. Coś, co się spożywa, ja osobiście nazywam potrawą. Jeśli ktoś mi chce dobrze życzyć, to nie widzę przeszkód. Mogę to potraktować jako okazję, żeby mu coś uświadomić. Powinienem zadbać o to, żeby było jasne, że jestem z ludźmi ze względu na nich, a nie ze względu na święta - jeśli to zaakceptują, to dam się zaprosić nawet na wigilię. Ale wszystko musi być jasne. Czyli nie wyrzekając się moich przekonań i nie biorąc udziału w grzechu, mam możliwość porozmawiać z nim jego językiem używając jego aparatu pojęciowego - chyba to właśnie miał na myśli Paweł pisząc I Kor. 9:19-23.
"Będąc wolnym wobec wszystkich, oddałem się w niewolę wszystkim, abym jak najwięcej ludzi pozyskał. I stałem się dla Żydów jako Żyd, aby Żydów pozyskać; dla tych, którzy są pod zakonem, jakobym był pod zakonem, chociaż sam pod zakonem nie jestem, aby tych, którzy są pod zakonem, pozyskać. Dla tych, którzy są bez zakonu, jakobym był bez zakonu, chociaż nie jestem bez zakonu Bożego, lecz pod zakonem Chrystusowym, aby pozyskać tych, którzy są bez zakonu. Dla słabych stałem się słabym, aby słabych pozyskać; dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak niektórych zbawić. A czynię to wszystko dla ewangelii, aby uczestniczyć w jej zwiastowaniu"Oczywiście, że wspólna modlitwa odpada, jeśli nie jesteśmy tego samego ducha. Oczywiście, że nie mylimy Wcielonego JHWH z "Malusieńkim". Ale możemy zapytać np. "W jaki sposób przyjście Syna Bożego na świat zmieniło Twoje życie?" wyrywając człowiek na chwilkę z tego kulturowego świętowania. Oczywiście, trzeba mu wyjaśnić, dlaczego my świąt nie obchodzimy, a jednak życzymy mu, żeby cel przyścia Pana spełnił się w jego życiu. To jest moje własne zdanie i nie zamierzam go nikomu narzucać. Sam "programowo" nie wybierałbym się na żadne spotkania opłatkowe czy wigilijne, ale gdyby mnie ktoś zaprosił, a ja zobaczyłbym szansę, żeby będąc "Polakiem dla Polaka" zwiastować Ewangelię, to przynajmniej pomodliłbym się o prowadzenie w tej sprawie.
Owieczka napisał(a):
Opłatek wigilijny jest dla chrześcijanina przede wszystkim nawiązaniem do potrzeby spożywania Chleba biblijnego, z którym utożsamił się sam Chrystus, czyli do odżywiania się Eucharystycznym chlebem. Sam fakt dzielenia się chlebem w postaci opłatka był znany od początków Kościoła. Nie miał on jednak żadnego związku z okresem Bożego Narodzenia, raczej bezpośrednio odnosił się do Eucharystii. Znano bowiem zwyczaj błogosławienia chleba i spożywania go jako rodzaju komunii duchowej.
Dzisiejsze "łamanie się opłatkiem" to jest akt czysto kulturowy. Wyjątek stanowią ludzie, którzy bardzo dbają o to, żeby opłatek był poświęcony i żeby wszystko miało super-katolicką oprawę. Ale w takie miejsca nie ma sensu się nawet wybierać. No, chyba że Pan każe.
P.S.
Jestem w pełni świadom, że zacytowany przeze mnie fragment jest niemiłosiernie maltretowany przez ekumenistów, którzy próbują usprawiedliwić wspólnotę duchową z nieodrodzonymi i robią z Pawła "kameleona", ale nie o wspólnotę mi chodzi ani tym bardziej o obłudę. Chodzi mi o wykorzystanie czynnika kulturowego tam, gdzie można to zrobić bez pójścia na kompromis z Ewangelią. I o to, żeby nie "ewangelikalizując" na siłę tego, co nie pochodzi od Boga, mówić katolikom o Mesjaszu, którego przyjście świętują, chociaż Go nie znają. Staram się tak robić, unikając jakichkolwiek ekumenicznych sugestii, i widzę, że to jest wykonalne.
P.S. 2
Chciałbym oddzielić dwie kwestie: 1. Obchodzenie i "ewangelikalizowanie" katolickich świąt BN przez odrodzonych ewangelicznie wierzących chrześcijan, co jest moim zdaniem wynikiem braku przemyślenia i świadomości pewnych spraw. 2. Wykorzystanie kulturowego czynnika świąt BN do rozmów z nieodrodzonymi ludźmi bez pójścia na kompromis z własnym sumieniem. Moim zdaniem są takie sytuacje, w których można skutecznie głosić Ewangelię nie udając kogoś, kim nie jesteśmy.