No tak, tylko czemu ma oczekiwac nagrody w niebie za dawanie czegokolwiek. Przecież nie za uczynki?

Sam sie na tym łapię że zrobię coś i mysle że spotka mnie za to nagroda, albo jest to dowód że jestem wpozo wobec Boga.
Chwałe przypisując sobie.
Tak sobie mysle że czasem: wierzę oczekując zwrotu, nie wierząc że zwrot juz dostałem w zmartwychwstaniu. Wszak często daje z tego co mi aż tak bardzo nie przeszkadza, to tym bardziej za co miałbym oczekiwać nagrody od Boga.
Jakże łatwo jest dac tym którzy nas lubia i nie trzeba od nich przyjmować zwrotu, a przecież zbiórki z serca dla braci, tez są jedynie odsetkami, tego co Bóg dla nas uczynił, a nie my dla Boga.
Słowa Jezusa rozumiem tak:
Mam nie oczekiwac zwrotu, ani dorabiac sie na tym co mam, ale jesli daję to daje, bez oczekiwań zapłaty za dar. Ale gdy przyjde do brata, to gdy on usłuzy mi mieszkaniem czy innymi dobrami, albo darem dla innych których znam a sa w potrzebie, to mam nie przyjąć jego daru?
Jak sie zapatrujecie aby dac komuś kto jest w potrzebie, a nie wierzy w Boga i jest "uciązliwym sąsiadem" którego nikt nie lubi, dodatkowo pije, robi awantury, bije dzieci? I wiecie ze chce pozyczyc tylko po to aby oszukac i nie oddać, bo to juz nie pierwszy raz?