Owieczka napisał(a):
Cytuj:
Do przyjaźni trzeba mieć gotowe serce, zdolne do poświęceń. W świecie pełnym egoistów nie jest to takie proste. A w dzisiejszym kościele ludzie nie chcą płacić żadnej ceny, chcą wszystko dostać i uważają, że im się należy. Przypominają wieczne dzieci, które głośno wołają "daj, daj", ale same nic dać nie chcą.
I prawdą jest, że czasem w świecie szybciej można spotkać kogoś, kto jest bardziej dojrzały do przyjaźni.
To jest niestety prawda – jaki kościół taki owoc.
Ja doznałam wiele przyjaźni od różnych ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze. Była to przyjaźń bardzo praktyczna i często pełna poświęceń ze strony tych osób. Z całego serca Bogu za nich dziękuję. Wiele z tych przyjaźni wyparowało w typowy sposób – ludzie znikli z horyzontu (zmiana społeczności, przeprowadzka, albo alienacja z niewiadomych powodów – tak bywa

) ale też czasem niszczył to diabeł. On ma świetne zaplecze w tym, jak się różnimy od siebie, patrząc na siebie przed pryzmat naszego „ego”. No i w grzechu, jak zwykle.
Wracając do Hioba i jego przyjaciół, tak sobie myślę, że względnie łatwiej jest okazać pomoc (oczywiście, wymaga to nieraz wyrzeczeń i dojrzałości), niż naprawdę tak się do kogoś zbliżyć, żeby jego dusza przylgnęła do tego drugiego, jak w przypadku Dawida i Jonatana, czy tych dwóch kobiet. Jest to rzadki przypadek, kiedy obie strony wysyłają sobie takie sygnały: „daję ci wstęp do moje bardzo osobistej strefy”. Jeżeli tak się dzieje z dwóch stron, to możemy wejść w tę strefę i być błogosławieństwem dla tej osoby, a ona – błogosławieństwem dla nas. Takie przyzwolenie to wielki przywilej i smutne jest, że nieraz to się tak dobrze zaczyna a tak fatalnie kończy.
Ze swojego doświadczenia i obserwacji dookoła, zauważam takie postawy, które zawsze rujnują przyjaźń a przeważnie nawet do niej nie dopuszczają! Niektórzy ludzie po prostu nie są materiałem na przyjaciela i pewnie nigdy przyjaźni nie doświadczą

.
1. Królewna w wieży – nigdy nie wychodzi z inicjatywą kontaktu. Siedzi tam uśmiechając się miło (takie osoby są miłe ale w jakiś dziwny sposób niedostępne, nieuchwytne), czeka, żeby ją zdobywać. Zawsze uprzejmie a często nawet z radością odpowiada na nasze sygnały, ale sama ich nie wysyła. To jej trzeba śpiewać serenady pod oknem, wołać do góry, jak się czuje i co się u niej dzieje (nie ma jak tego zobaczyć, bo to w wieży). Zero inicjatywy, wyrazu troski o tę drugą stronę. Od jednej takiej siostry słyszałam często, ze dużo o mnie myśli i się modli – ale co mi z tego! Ja potrzebuję przyjaciółki a nie ukrytej wstawienniczki. Jedno nie powinno kolidować z drugim. Denerwujące są zapewnienia od takich osób o wielkiej trosce i pamięci o nas, kiedy sygnały mówią całkiem o czym innym. Chrześcijański autyzm. W końcu „zdobywający” daje sobie spokój i odjeżdża spod okna, zostawiając królewnę w jej wspaniałej izolacji.
2. Kontroler – przypadek odwrotny. To on bez przerwy inicjuje kontakty – częściej i bardziej intensywnie, niż druga strona ma potrzebę i jest w stanie odwzajemnić. Chce wszystko o nas wiedzieć – począwszy od informacji o zarobkach aż do różnych szczegółów osobistych/ rodzinnych. Jak nie mówimy, to się wypytuje. Że niby to otwartość i szczerość. Dąsa się przy próbach „odstawienia” i dystansu, twierdząc, że przecież jesteśmy jedną rodziną. Bardzo emocjonalny typ, to prawie by z nami zamieszkał (ma wielkie potrzeby towarzyskie). Manipuluje często poprzez emocje – on wie, co dla nas dobre, ma poznanie, ma wgląd. Koryguje tu i tam, wygładza zarówno zmarszczki, jak i większe nierówności. Zajmuje się w końcu wyciąganiem źdźbła z naszego oka z gorliwością i precyzją chirurga. Katastrofa jest tylko kwestą czasu. Kontrolerzy zostają szybko sami w atmosferze ruiny i zniszczeń, które sami powodują.
3. Radosny dzieciak – typ ten funkcjonuje wyłącznie na płaszczyźnie towarzyskiej. Ma być miło i fajnie, nie rozmawiamy o rzeczach trudnych, zbyt duchowych czy broń Boże kontrowersyjnych. Nie psujmy jedności i wzajemnej miłości (obrażają się natychmiast przy jakiejkolwiek konfrontacji czy kontrowersji). Słowa zaczynające się od przedrostka „kontra” są w ogóle wykreślone ze słownika. Oczywiście, chętnie się pomodlą o Boże błogosławieństwo – (zmieniamy samochód, w lecie planujemy do Turcji wyskoczyć, dzieciaki muszą iść do prywatnej szkoły, babcia ma mieć operację). „Fajnie było, to teraz znowu was zapraszamy do nas – będzie grill i lody.” Jest jeszcze „duchowa” odmiana towarzyskiego typu – tacy ludzie rozglądają się ciągle dookoła, do kogo by tu zjechać na weekend, wpaść na grilla i ogólnie fajnie spędzić czas. Sami nie wysilają się w tym kierunku, bo po co. Niech inni dają – ja nie mam czasu, pieniędzy, do mnie jest za daleko, dziadek, który z nami mieszka sobie nie życzy, itd. U nich zawsze wszystko w porządku, chętnie podyskutują na duchowe tematy (byle nie dotykać zbyt osobistych spraw) I tak latami ...
4. Podejrzliwy obserwator – obserwator jest na wejściu nastawiony sceptycznie i niezbyt życzliwie. Szuka „haka” - nawet często nieświadomie. Zauważa wszystkie niedociągnięcia, interpretuje rzeczy na niekorzyść. Podejrzewa złe motywacje i trudno go przekonać, że nikt nawet o niczym nie myślał, robiąc ten czy tamten gest. Otoczenie zaczyna się spinać nerwowo; pryska naturalność i swoboda. Obserwator zostaje sam, co jest tylko dowodem na to, że jego podejrzenia były słuszne.
5.
Brutus - wiele o nas wie, będąc życzliwym i wspaniałym przyjacielem, pomagając i wspierając. Otrzymawszy kredyt zaufania pewnego dnia wbija nam nóż w plecy i nigdy nie dowiadujemy się dlaczego.
Przyjaźnie na ogól dotyczą par małżeńskich albo kobiet. A co z braćmi? Nie zauważyłam jakoś przyjaźni męskich w kościele.
Bracia się boją? Czego?