Owieczka napisał(a):
Dzięki. Wspaniałe świadectwo! Cieszę się, naprawdę- nie wiem, jakiego slowa użyć- że Twoja córka po takim piekle przyszła do Boga, i że Wy wytrwaliście. Wierzę w każde słowo. Wyobrażam sobie, przez co musieliście przejść, ile bólu musiało was to kosztować...Chwała Bogu, że tak to się skończyło!

Przyszła do Boga, a My wytrwaliśmy. Zobaczymy jak to będzie w życiu dalej. Na razie dzięki Bogu jest do przodu

Dlaczego tak piszę, że zobaczymy? Ano dlatego, że my z żoną jesteśmy po takich przejściach (
Wyobrażam sobie, przez co musieliście przejść, ile bólu musiało was to kosztować...), że coś już w człowieku zostało, że się zagląda córce w oczy głębiej. Nie chce człowiek tego robić ale robi. Pozostało skrzywienie po tym wszystkim. Rany się bliźnią na szczęście ale wiecie, pewnych rzeczy nie można się pozbyć odrazu. Czas goi rany. Może powiem inaczej: Pan goi rany

Kochamy się i docieramy czasami - jak w rodzinie - ale bez buntu z Jej strony

Argumentem w dyskusjach dzisiaj jest autorytet Słowa Bożego. Nie moje mądrości, fochy czy fanabery ojcowskie

Jest dobrze. Za nami jakiś tam już spory czas po tym wszystkim, a u Niej bez zmian. Naciera w swoim tempie do przodu za Panem.
Cytuj:
że Twoja córka po takim piekle przyszła do Boga,
Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że nikt z kościoła za specjalnie się nami nie interesował. Po czasie dowiedzieliśmy się, że Jej życie nie było dla wielu ludzi tematem tabu.
Jakieś tam durne teksty czasami padały, że z naszą córką jest coś nie tak i takie tam, że trzeba coś z tym zrobić. Ok! Ale co? Na siłę na odwyk nikogo nie zaprowadzisz.
W takich sytuacjach, z takimi ludźmi są dwa wyjścia: 1. Włożyć w takiego człowieka 100 procent serca i cierpieć z nadzieją, że się kiedyś coś odmieni ( wtedy ta osoba wie, że pomimo wszystko zawsze ma wsparcie w rodzinie i choćby nie wiem co się działo - ma zawsze drzwi otwarte w domu) i żyć z pewnością dobrego zakończenia 50/50
2. Wyrzucić z domu i cierpieć (podwójnie) - zalecane przez fachowców z tej dziedziny - by pozwolić dosięgnąć tzw. dna i doprowadzić w ten sposób do przemyśleń i podjęcia decyzji o powrocie do normalności. Szanse na dobre zakończenie wtedy co prawda maleją gdzieś do 30 procent, no ale zawsze jakieś są.
My wybraliśmy wariant 1 + nadzieja w Boga. Powiem Wam szczerze, że nie wyobrażam sobie tego wszystkiego przechodzić wtedy, gdybym w Niego nie wierzył. Zawsze gdzieś tam jakieś światełko nadziei się świeciło, tak jakby jakiś głos podnosił na duchu. Faktem jest to, że zanim zmiany zaczęły następować, to ja musiałem zacząć zmieniać wszystko w sobie to, w co wierzyłem i wyznawałem. To był reset i start od nowa właściwie w wielu kwestiach. Później dołączyła żona. Efektem końcowym moich poszukiwań i dociekań Prawdy było odejście z kościoła w którym byliśmy. To był moment przełomowy w naszym życiu. Dziwna sprawa ale tak naprawdę zmiany zaczęły następować wtedy, gdy usiedliśmy z żoną i wieczorem przybiliśmy sobie piątkę, że odchodzimy. ( wcześniej była niezgoda w tej kwestii - bo padało wiecznie to samo pytanie - co dalej? Gdzie pójdziemy, itd. Mówiłem, żeby mi zaufała, że Bóg pokarze nam ludzi, którzy myślą tak samo, że wskaże jakąś społeczność, że prawdopodobnie nie zostawi nas samych. I tak się stało

Ona z bólem serca podjęła tą decyzję, a mi tam już nie zależało. Wiedziałem już na sto procent, że siła nie leży w kościele, a w Panu Jezusie i dostrzeganiu prawd w Słowie Bożym. Od tego wieczoru maszyna ruszyła w dobrym kierunku. To był przełom. Dziś jak się na to przyglądam z czasem, to widzę coś takiego, jakbyśmy tamtą decyzją otworzyli jakiś kurek z wodą. Tak było. Odejście z kościoła i to wszystko, to przypadek? Nie wiem. Może zbieg okoliczności, a może jednak nie.
"Poznacie Prawdę, a Prawda Was wyswobodzi". Poczuliśmy się wolni, nie związani żadnymi strukturami, "nalepkami"

Po jakimś nie za długim czasie przyszedł czas na córkę
Cytuj:
Wierzę w każde słowo
Spróbowałabyś nie wierzyć

Nie mam powodów, by łgać, bo po co. hehe
Cytuj:
Chwała Bogu, że tak to się skończyło!

Masz rację. Chwała Mu, bo tak się składa, że ja właściwie w tym wszystkim rąk nie maczałem bezpośrednio. Ja tylko w czas zacząłem się wsłuchiwać w głos Ducha Bożego i wreszcie zacząłem Mu być posłuszny. Stąd moje dzisiejsze rozterki, że czasami zastanawiam się nad tym ile było w tym wszystkim mojej winy - żyło się w zakłamanej, wykrzywionej ewangelii, to jak się mogło mieć błogosławieństwo Boże? Jak?
To i tak łaska Boża, że Bóg nas chronił i dbał o nas pomimo wszystko i że wszyscy żyjemy. (żona miała myśli samobójcze już w ekstremie).
Zobaczymy co życie przyniesie. Idziemy za Panem. Czasami wolniej, czasami szybciej ale idziemy

Droga jest znana. Na szczęście już właściwa - co do tego nie mam już wątpliwości. Wreszcie zacząłem rozumieć ten prosty werset, który rozjaśnia wszystko: "Po owocach poznacie ich". Taka prawda. Po owocach, poznacie ich.
Cytuj:
Robert bardzo budujace świadectwo,
Dzięki bracie za Twe słowa. Jak puściłem posta, to później się zastanawiałem czy było warto obnażać się przed wszystkimi. Miałem mieszane uczucia. Nie chciałem być komuś zgorszeniem, bo w naszym życiu w tamtym czasie nie było się czym chwalić. Postanowiłem to jednak dać na ogólnym, bo może przeczyta to ktoś, kto teraz przechodzi takie problemy i nie wie co dalej robić. My z żoną zrobiliśmy tak, jak opisałem. Jak zrozumiałem, że jako ojciec mam odpowiedzialność w jakimś stopniu za rodzinę, to poprosiłem Boga aby zaczął robić wpierw ze mną porządek abym przejrzał i usłyszał Jego wskazówki co dalej. Na szczęście wziął się za mnie. Bolało na początku ale później zaowocowało.
I znowu się rozpisałem

Sorki
Pozdrawiam serdecznie