Może trochę źle się wyraziłam. Nie neguję , że mogą się zdarzyć ataki demoniczne czy uwalnianie od demonów osób opętanych przez nie, ale tak naprawdę niewiele wiemy o duchowej rzeczywistości. Nie za każdym razem mamy do czynienia z atakami, jeśli ktoś nie może spać, ma złe nawyki, albo nie chce przyjąć ewangelii. Myślę, że najczęściej przyczyną, dla której ludzie nie chcą przyjąć Boga i uwierzyć w prawdę, jest umiłowanie grzechu.
Młodzież, z którą mam do czynienia nie szuka Boga, nie miłuje Go ani ludzi. Wolą grzeszyć, to jest ich świadomy wybór. Kiedy się im mówi, żeby porzucili grzech, mówią "nie"- są nawet uczciwsi od dorosłych, oni wiedzą, że źle robią, ale większość z nich...to lubi.
- Czemu rzucałeś w kota kamieniem?
- Bo go nie lubię
- A wiesz, że to jest złe?
- Wiem.
- I co...dalej będziesz to robił?
- Tak, bo go nie lubię.
Oto fragment autentycznej rozmowy z pewnym nastolatkiem. Mogę się za niego modlić, wierzę, że Bóg wysłuchuje modlitw, ale jeśli ten chłopak wybierze zło, to...przecież ma wolną wolę. Nie ma "przyćmionego przez demony" umysłu na tyle, żeby nie rozumieć, co się do niego mówi, więc nie trzeba go "uwalniać". Jest oczywiście pod wpływem działania diabła, ale przecież każdy, kto grzeszy i nie ma Boga, jest niewolnikiem grzechu i pełni wolę diabła. A jednak ludzie się nawracają, mogą powiedzieć diabłu "nie", ale...muszą chcieć porzucić grzech. Nie wszyscy chcą.
Jak czytam Twoje wypowiedzi, to mam wrażenie, że zbyt dużo uzależniasz od "mocy modlitwy", która musi być "specjalna", nie taka zwykła...
A dla mnie- jeśli modlitwa płynie ze szczerego serca, to wystarczy.
Nie trzeba :trafiać w cel"...
A tak w ogóle- co rozumiesz przez "trafianie w cel"? Jak byłam w dawnym zborze to namawiano nas do tego, aby sobie "wizualizować" osobę, o którą się modlimy. Wyobrazić ją sobie. Wtedy w myślach pojawiały się różne obrazy. Na koniec dzieliliśmy się, co zobaczyliśmy w tych wizjach. Jeśli np. zobaczyłam tę osobę jako małe dziecko płaczące w wózku prowadzonym przez ojca, to "łamaliśmy grzechy pokoleniowe i zły wpływ ojca" itp.. To się nazywało "trafianiem w cel"( żeby Bóg pokazał konkretnie "korzeń goryczy" czy jakoś tak). Teraz widzę, jaki to był absurd i może stąd moje uprzedzenia. Mam nadzieję, że co innego miałeś na myśli, mówiąc o "trafianiu w cel" i "uwalnianiu". Tak więc przepraszam- a w ogóle, skoro źle zrozumiałam- wyjaśnij, jak w modlitwie "trafiasz w cel"