Faktycznie, Gabi, ci ludzie, o których piszesz, są podejrzani. Niekoniecznie dlatego, że nie uznają jakiegoś autorytetu nawet, ale dlatego, że są szydercami i widać w nich gorycz. Teraz już rozumiem tę sytuację i myślę, że dobrze zrobiłaś.
Co do ostatniego posta - myślę, że nie możemy mierzyć czyjegoś udziału w społeczności sprawdzając obecność na spotkaniach. Tzn. może to być symptomatyczne (wskazywać na problem), ale też kiepsko jeśli społeczność widzimy tylko jako spotkania. Zwłaszcza, że chodzenie na spotkania może też wcale nie być oznaką pragnienia społeczności (przypomnijmy sobie problem, który przedstawiła Isza). Może być tak, że niektórzy chodzą, bo trzeba, bo wiedzą że powinni, bo jak już jest ustalone, to się zjawią. A potem jak z jakiegoś powodu nie ma ustalonych spotkań, takim ludziom nie przyjdzie do głowy nawiązać kontaktu z innymi poza tymi spotkaniami. Interesujące jest, że Listy Apostolskie stosunkowo niewiele miejsca poświęcają wskazaniom dotyczącym spotkań - a przecież wokół nich kręci się życie współczesnych kościołów. Znacznie więcej jest mowy w Listach o relacjach między braćmi, o ich wzajemnych stosunkach, postawach wobec siebie. Współcześnie spotkania bywają tak zorganizowane, że się leci według programu czy schematu niewiele pozostawiając miejsca na życie ze sobą nawzajem. Mniej jest prawdziwego wzajemnego kontaktu, a więc i mniej problemów, ale też wzrasta obojętność.
Wezwanie do nie opuszczania wspólnych zebrań nie ma na celu wzmożenia skrupulatności w "odhaczaniu się na liście" - jest tam dalej [a jest to w Heb. 10:24-25
] napisane, co musimy za wszelką cenę razem robić w ramach tych spotkań. I to ma znaczenie. Spotkanie to środek [jeden z wielu z resztą], cel jest inny.
Nie czepiam się Ciebie, Gabi, żeby było jasne
- tak mi tylko to przyszło do głowy, jak już wspomniałaś ten problem.