Dzięki za wypowiedzi :) Ja osobiście przez długi czas żyłem w takim "ukryciu", starałem się być świadectwem na uczelni, ale najczęściej polegało to na nie śmianiu się z głupot tego świata, nieprzeklinaniu itd, co zresztą nie wywierało na nikim większego wpływu, chociaż przyznawałem się do Jezusa i tego co wyznaję, jeśli zachodziła taka potrzeba. Zauważyłem jednak, ze ludzie po prostu uważali mnie za "fajnego protestanta", który ma gdzieś tam swoje przekonania, w które nie ma potrzeby wnikać, bo wiara to sprawa osobista...
Pewnego dnia jednak ujrzałem ten mój taki chrześcijański bezsens, dosłownie - brak celu w chrześcijańskim życiu. Co z tego, że chodzę na modlitwy, kolejne studia Słowa, czytam dużo literatury chrześcijańskiej, nieustannie się napełniam, i napełniam, i prostuje duchowo, kiedy między ludźmi na co dzień, zachowuję się zupełnie inaczej? I to zachowanie nie wynikało poniekąd z braku odwagi, co raczej z uczucia sztuczności, bo dziwnym byłoby nagłe zagadywanie do wszystkich ludzi na temat Boga, kiedy przez 2-3 lata na ogół milczałem.
Dlatego pewnego dnia po prostu modliłem się, aby Bóg wlał w moje serce pasję do głoszenia Ewangelii, a ściślej mówiąc, pasję do życia tak, jak robił to Jezus. W przeszłości miałem różne swoje hobby, zainteresowania, którymi się chlubiłem i chciałem, aby wszyscy o nich wiedzieli, jednak jako chrześcijanin dałem się nabrać, że to co wyznaję to moja osobista sprawa, z którą nie powinienem się narzucać innym, bo potraktują mnie jak sekciarza itp itd, mnóstwo wymówek po prostu... Zacząłem się modlić o to, by pasją mego życia stało się po prostu życie tak jak Jezus - wśród potrzebujących na ulicy, w mieście gdzie dane mi jest akurat przebywać. Chcę złożyć świadectwo, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy :)
W sumie ten temat założyłem w pewnym sensie czując się zainspirowany tym, co Smok powiedział w którymś z postów (nie pamiętam gdzie), a mianowicie, że my jako chrześcijanie, często jesteśmy tylko "mocni w gębie", ale z uczynkami jest gorzej... Nie chcę tu naprawdę nikogo osądzać, ale czasami mam wrażenie, że za dużo czasu spędzamy na "dzieleniu włosa na czworo", zamiast po prostu spędzić ten czas na pomocy i pracy z tymi, którzy tak naprawdę tego potrzebują. Ja wiem że jest "ciężko z czasem", że jest praca, dzieci, dom, szkoła itp... Ale powiem szczerze, że wiele zależy od ustawienia sobie właściwych priorytetów w życiu. Ja też mam obowiązki, studia, zajęcia pozalekcyjne, czasami praca, niezbawiona rodzina, którą muszę odwiedzać, itp. itd. Muszę jednak zaświadczyć, że jeśli się chce, to MOŻNA w tym wszystkim, znaleźć naprawdę sporo czasu, na dzielenie się Ewangelią i służenie Bogu. I nie mam tu na myśli "kampanii ewangelizacyjnych" czy innych dziwnych rzeczy, jakie pojawiają się teraz w Kościele.
Jak to wygląda w moim życiu? Ja po prostu nie mogę (naprawdę) dalej patrzeć, jak tłumy moich rówieśników idą bezmyślnie na śmierć, kiedy Jezus dokonał dla nich tak wiele... W praktyce, razem z garstką osób postanowiliśmy w całkowitej prostocie i nieprofesjonaliźmie wyjść do parków, "między opłotki" i rozmawiać z ludźmi o tym, co Jezus dokonał w naszym życiu. I powiem szczerze, że gdybyśmy czekali aż "Pan ich przyda do zboru", to byśmy najprawdopodobniej dalej tworzyli zauroczone w sobie kółko wzajemnej adoracji... Ale dzięki Bogu jest inaczej. Pan naprawdę błogosławi to co robimy, przyznaje się do tego co głosimy i jeśli trzeba, potwierdza to mocą Ducha Świętego.
Dlatego zachęcam wielu zniechęconych, zawiedzionych, "skwaszonych" zachowaniem innych, aby się nie poddawali i szli dalej :) Osobiście sam miałem duży problem ze strachem przed głoszeniem i wyznawaniem przed innymi swoim zachowaniem, że Jezus jest Panem. Jednak zostałem z tego uwolniony, kiedy modliłem się przeciwko tym duchowym atakom (bo widziałem, że nie jest to tylko kwestia nieśmiałości czy coś takiego) i obecnie nie mam dosłownie żadnego problemu ze wstydem czy strachem przed przyznaniem się do Jezusa. Bóg zrobił nawet więcej - wlał w moje serce prawdziwe, szczere pragnienie służenia i oglądania zbawienia tych wszystkich ludzi, do których wychodzimy.
Dlatego jeszcze raz, zachęcam do podjęcia tego samego kroku - oddaniu całego swojego życia dla grzeszników... tak jak Jezus oddał swoje dla nas...
Błogosławię i pozdrawiam !!
_________________ Mat 6;33
|