Ciekawy temat poruszasz, i to po raz pierwszy w charakterze wątku. Umywanie nóg nie jest rytuałem i nie powinno być tak traktowane. Jest natomiast wyrazem pewnej postawy, którą sam Pan okazał wobec swoich uczniów.
"Gdy więc umył nogi ich i przywdział szaty swoje, i znów usiadł, rzekł do nich: Czy wiecie, co wam uczyniłem? Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim. Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego ani poseł nie jest większy od tego, który go posłał. Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie" [Jan 13:12-17]
Nasz Pan i Nauczyciel miał serce sługi i dał temu konkretny wyraz. Nie jest on nazwany symbolem ani znakiem, ale jest zewnętrznym wyrazem postawy serca. Wymaga dosłownego uniżenia przed osobą, której się w ten sposób usługuje, i to również ma swoje znaczenie. Tak się składa, że w XXI wieku chrześcijanie są o wiele bardziej "mocni w gębie" niż gotowi do konkretnych czynów i gestów, które miałyby zewnętrznie i publicznie pokazać to, co się tak szumnie głosi. Umywanie nóg nie jest częścią sederu ani pochodzącej od niego Wieczerzy Pańskiej, więc moim zdaniem nie zostało nakazane na pamiątkę w taki sam sposób jak Wieczerza. Zresztą Paweł nie mówi w I Kor. 11, że i to przejął od Pana w tym kontekście.
W podobnych sytuacjach "nowocześni" wierzący próbują dla wygody wepchnąć ten problem do worka z napisem "kontekst kulturowy", żeby nie robić sobie kłopotu. Tyle, że znów (podobnie jak w przypadku nakrywania głów) chodzi o rzeczywistość gestu i jego znaczenie. W naszej kulturze nie ma żadnych zastępczych gestów, które w tak dobitny sposób pokazywałyby postawę sługi, choć rzeczywiście dzisiaj umywanie nóg nie jest praktykowane w taki sposób, jak w starożytności. Nie zauważyłem, żeby we współczesnych zborach ktokolwiek nauczał o znaczeniu samej treści i proponował jakąś inną, bardziej nowoczesną formę - po prostu wyrzucono całość. Mówię o większości, a nie o wszystkich kościołach, oczywiście.
Kiedyś Bóg kazał mi pojechać do jednego brata, który się na mnie obraził, i umyć mu nogi. Wewnętrzna walka, jaką stoczyłem w tej sprawie oraz błogosławieństwo, jakie nastąpiło w wyniku mojego posłuszeństwa, kazały mi przestać traktować ten gest wyłącznie w kategoriach folkloru uprawianego przez "prostaków", którzy przecież z całą pewnością (no, bo jakże by inaczej), traktują to jako "zakon" (tak myśli wielu "nieprostaków").
Podsumowując, nie jestem zwolennikiem traktowania tego gestu jako rytuału czy sakramentu, natomiast przyznaję Ci, nowy, rację - w pewnych sytuacjach należałoby trochę poskromić to nasze dumne XXI- wieczne myślenie i dobrze by nam to zrobiło.
|