Axanna napisał(a):
Zapewniam Cię, Smoku (i wszystkich czytających), że jestem tam grzeczna jak owca w stosunku do nich i ich obrzędów. Jeżeli ja tu powiedziałam, że gadają o polityce i są to dla mnie bzdury, to dlaczego od razu wyciągasz wniosek, że im tak samo powiedziałam, albo, że daje im to do zrozumienia?
Ja mówiłem również o postawie, a nie tylko tym, co się mówi. Sam jestem ciekaw, co oni sami by powiedzieli, jak oni Ciebie odbierają. My wszyscy mamy czasem tendencje do okazywania swego rodzaju wyższości i nasi katoliccy rozmówcy to wyczuwają. Chciałem wyczulić Cię na tę sprawę - nawet jeśli nie do końca Cię zrozumiałem.
Axanna napisał(a):
To prawda, że powiedziałam, iż "wielokrotnie probowałam skierować rozmowę na Ewangelie" i tak było - dokładnie! Wcale nie próbowałam ich krytykować, ani atakować ich wartości. Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że tak robiłam? Nigdy tak nie robiłam, ani nawet nie śmiałabym w jakikolwiek sposób pokazywać, że są głupcami.
Nie chcę Ci "wmawiać choroby". Jeśli tak się poczułaś, to przyjmij przeprosiny. Czasem "wielokrotne kierowanie rozmowy na Ewangelię" staje się nieprzyjemne dla ludzi, którzy po prostu nie mają na to ochoty. Ucieczka od tematu zdradza niechęć do tematu. Dlatego warto czasem powstrzymać się od czegoś, co mogłoby zostać uznane za nachalność.
Axanna napisał(a):
Może w tych momentach i mam drewnianą minę, ale nie potrafię po prostu siedzieć i szczęśliwie się uśmiechać, udając iż ja wierze choćby przez moment, że gdyby przyszedł jakiś biedak głodny z ulicy, to by go na próg choćby wpuścili... Najwyżej, jak anioł w złotych szatach by przyszedł, wtedy zupki by nalali, ale nie biedakowi. Czy źle robie? Mam uśmiechać i udawać, że wszystko gra? Jakoś mam się wczuć w ową obłudę, żeby coś tam zrozumieć? Mnie na same wspomnienie jest niedobrze.
Rozumiem Twoje odczucia. Nie mówię o tym, żeby fałszywie się cieszyć z religijnej obłudy. Wiem, że nie jest Ci przyjemnie. Nie sugeruję wczuwania się w obłudę. Zauważ ciekawą rzecz. Jezus poszedł do świątyni w święto Chanuka [Jan 10:22-23]. Wykorzystał niebiblijne święto, żeby głosić Słowo jako Światłość, która przyszła na świat. Ale to Żydzi złapali Go wtedy i zaczęli pytać [Jan 10:24]. Jezus wykorzystywał pewne "niebiblijne okazje", ale sam nigdy nie uczestniczył w praktykach, którze złamałyby jakiekolwiek przykazanie. Nie poszedł do świątyni po to, żeby tłumaczyć, że święto Chanuka nie jest od Boga. Powstrzymał się od komentarzy. I nie odpowiadał na nie zadawane pytania. Dobrze byłoby się zastanowić, co można wykorzystać do głoszenia Słowa, a co i kiedy odpuścić:
"Oto Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i niewinni jak gołębice" [Mat. 10:16]Możesz powiedzieć, czy Twój mąż jest odrodzony? To jest ważne, żeby móc wspólnie ustalić jakiś front działań wobec teściów (o ile jest odrodzony). My urządzamy Wigilię wyłącznie ze względu na moich rodziców - katolików (pisałem w innym wątku o świętach bodajże). Trzeba było widzieć ich miny, kiedy po raz pierwszy przy naszym stole pojawił się RZECZYWISTY UBOGI. Nie wiedzieli za bardzo, jak się zachować, bo przecież cała RODZINNOŚĆ atmosfery została zaburzona.
Nigdy jednak nie kierowaliśmy usilnie rozmów tam, gdzie oni nie chcieli. Natomiast bardzo grzecznie i kategorycznie odmówiliśmy spożywania jakichkolwiek "jajeczek święconych", podając powody. Jajeczek już nie ma. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, jaka jest różnica między Wielkanocą a Paschą. Z ich inicjatywy. Ale te sprawy posuwaja się naprzód bardzo wolno.
Axanna napisał(a):
Probowałam powiedzieć, na przykład, że Jezus zmartwychwstał i jest Bogiem, że należy mu się chwała, że modlić się trzeba do niego, że On słyszy i podobne - czy to jest coś niewłaściwego, że mają czuć się "dotknięci i obrażeni"? Uważasz, że to jest "owijanie kamieni"? To co w takim razie można mówić?
"Owijanie kamieni" zdarza się NAM WSZYSTKIM. Co podkreśliłem gorliwie. Niestety, przyjmując nazewnictwo sportowe, "grasz na wyjeździe". To gospodarze dyktują warunki gry i nie zawsze metoda "frontalnego ataku na bramkę przeciwnika" jest skuteczna. Oczywiście, że Jezus zmartwychwstał, jest Bogiem i należy się modlić do Niego - to jest wszystko PRAWDA. Problem polega na tym, że tę prawdę należy przedstawić w taki sposób, żeby stała się wstępem do rozmowy. Jeśli ta prawda będzie miała na celu błyskawiczne odwiedzenie gospodarzy od modlitw do NMP lub innych świętych, to marne szanse na sukces. Ja nie wiem, jak to wygląda u Was na miejscu, ale podam może przykład. Jeśli ktoś z rodziny właśnie skończył modlitwę do NMP, a my momentalnie "kontrujemy" tę modlitwę słusznymi skądinąd wezwaniami, to oni się po prostu poczują "skontrowani", a nie zachęceni.
Axanna napisał(a):
Ta rozmowa, o której wspominałam - że się nawzajem powiedzieliśmy że są w sekcie, odbyła się całkiem niedawno, już po tym wszystkim, jak im próbowałam wskazać na Jezusa, a zaczęła się właśnie od jakichś insynuacji w moją stronę o sekciarzach i o "jedynym prawdziwym kościele katolickim" i podobne. No n ie wytrzymałam i odszczeknęłam im "pięknym za nadobne" - raz tylko. Ja też jestem tylko człowiekiem, a nie z żelaza. A potem zresztą przeprosiłam, tego samego dnia, mówiąc że nie chciałam urazić. Oni mnie nie przeprosili.
Cieszę się, że ich przeprosiłaś i absolutnie nie spodziewam się że jesteś z żelaza. Chodzi mi o to, że wskazywanie na Jezusa może w praktyce wyglądać bardzo różnie i robić różne wrażenie na słuchaczach. W pewnych sytuacjach mogą to nawet odebrać jako atak na ich katolicyzm. Tutaj potrzebna jest pewna wrażliwość, o którą trzeba się modlić.
Nie gniewaj się na mnie, że czasem Cię źle rozumiem. Tłumacz mi po prostu cierpliwie, co źle zrozumiałem, a ja będe starał sie poprawić.