Lechu napisał(a):
Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to sam zastanawiałem się długi czas, czy chodzi tu tylko o "zakon ciała", czy o coś innego. Wydaje mi się, że istnieje różnica między samym pokuszeniem ciała, a chęcią, aby się temu pokuszeniu czy jakiejś negatywnej emocji przeciwstawić. Paweł w 7 rozdziale Listu do Rzymian pisze, że owszem ma dobre chcenie, ale brak wykonania, i dalej opisuje drogę wyjścia w rozdziale 8. Ale co jeśli "nie ma chcenia", albo inaczej, chciałbyś chcieć, ale nie możesz, bo coś ci to uniemożliwia? Z osobistego doświadczenia (nie tylko swojego) widzę, że jest różnica między tymi dwoma stanami - działaniem ciała przeciwko duchowi, a "blokowaniem" naszej woli, aby się przeciwstawić ciału, i skorzystać z duchowego rozwiązania.
A co może blokować naszą wolę? Jeśli nie jesteśmy zniewoleni, to jesteśmy wolni. Znajduję w sobie zakon czyli prawidłowość, że gdy chcę czynić dobrze, trzyma się mnie złe [Rzym. 7:21]. Myślę, że "nie chce nam się chcieć" właśnie dlatego, że ciało jest mdłe, choć duch ochotny [Mat. 26:41; Mar. 14:38]. Nie widzę innych możliwoiści, jeśli odrodzony człowiek nie jest zniewolony czymś "na własne życzenie" i ma czyste serce przed Panem.
Lechu napisał(a):
Jeśli chodzi o umysł to mam pytanie:
- Jak w praktyce rozumiesz "oddawanie umysłu Bogu", oraz "bycie myśli Chrystusowej"?
Znasz takie pojęcie jak "dyspozycyjność"? Bóg w mas zamieszkał poprzez Ducha Świętego, ale nie zmusza naszego umysłu, żeby był wobec Niego dyspozycyjny. Pozostawia to naszej wolnej woli. Dlatego na przykład możemy jako odrodzeni ludzie karmić nasze umysły "sianem" i potem napełniamy je tak, że "wektor ochotności" kieruje się na rzeczy tego świata i nasz umysł poddajemy światu. Potem "otrząsamy się" z tego stanu, bo Duch nam przypomina, czyją jesteśmy własnością i ostrzega, żebyśmy nie wracali do wymiocin. Myślę, że "chcenie chcenia" jest efektem dłuższego przebywania w Bożej obecności (na codzień, bez konieczności jakichś "fejerwerków"), natomiast "niechcenie chcenia" jest efektem oddalenia się od Bożej obecności i braku tego, co się nazywa w Biblii "szukaniem oblicza Pana".
Lechu napisał(a):
Jeśli chodzi o czytanie Słowa na głos, to ciekawą rzecz napisałeś, której nigdy że tak powiem, nie testowałem. Czy robienie tego uważasz za równoznaczne ze stosowaniem "miecza Słowa" z listu do Efezjan? Słyszałem interpretacje, że tam chodzi o "wymawiane" słowo, ogłaszanie prawd Biblijnych itd (chociaż na jedno wychodzi chyba).
Pan Jezus stosował miecz Słowa w sytuacji silnej pokusy na pustyni. Paweł pisze, że zbroja Boża i miecz Ducha są po to, żebyśmy mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi [Ef. 6:11] i stawić opór w dniu złym, a dokonawszy wszystkiego, ostać się [Ef. 6:13]. Widziałem na własne oczy, jak reagują demony w człowieku opętanym na "zwykłe" czytanie Słowa Bożego na głos. Znajomość Pisma pozwala stosować właściwe "cięcie" we właściwych sytuacjach (jak Jezus na pustyni). Dlatego Słowo trzeba znać i mówić jak Słowo Boże [I Piotra 4:11]. I nie chodzi tu bynajmniej o traktowanie Pisma jak mantry lub o pokładanie ufności w samym fakcie wypowiadania czegokolwiek (bo to jest okultyzm). Chodzi o Słowo Boże, które ma moc, jeśli jest wypowiadane w Duchu Świętym.
Lechu napisał(a):
Zacząłem się zastanawiać czy wierzący, którzy nieświadomie, regularnie popełniają pewne grzechy, otwierają w ten sposób swoje życie na działanie nieprzyjaciela? Osobiście myślę, że tak i zauważyłem to na przykładzie pewnego "uczynku ciała", jakim jest np. pijaństwo. Jednych ludzi może prowadzić do tego po prostu chęć poczucia się lepiej, fajniej, odlotowo itp. innych, po prostu brak wstrzemięźliwości. Może ten przykład nie jest idealny, ale analogiczna sytuacja zachodzi chyba przy wszeteczeństwie - wiadomo że Bóg stworzył człowieka z pewnym popędem seksualnym. Jeden człowiek uwikła się w ten grzech, bo po prostu "kręcą go" te sprawy, a ktoś inny z powodu braku wstrzemięźliwości w zaspokajaniu normalnych potrzeb (identycznie jest np z objadaniem się, gdzie może do tego ciągnąć zarówno chęć przeżywania przyjemności z jedzenia, jak i po prostu brak wstrzemięźliwości). Zastanawiam się tylko, czy jeśli ktoś przejawia brak wstrzemięźliwości w jakiejś innej dziedzinie, np. wydawaniu pieniędzy, spowoduje to automatycznie przejaw tego samego grzechu w innych dziedzinach życia, np wszeteczeństwie czy przejadaniu się... Z osobistego doświadczenia widzę że tak chyba właśnie jest... a nie byłem tego świadom do niedawna...
Coś w tym jest. Brak wstrzemięźliwości może dotyczyć wielu dziedzin życia i "rozlać się" z jednej na kolejne. Natomiast z nieświadomym popełnianiem grzechu też jest ciekawa rzecz. Z jednej strony grzech jest świadomą zgodą na pokusę. Z drugiej strony są grzechy prowadzące do duchowego zanieczyszczenia nawet bez świadomości, że coś jest złe. O takich sytuacjach mówi np. III Mojż. 4:1-35. Warto wyciągnąć wnioski.