Smok Wawelski napisał(a):
desiderius napisał(a):
Mamy chyba do czynienia tutaj z jakąś kolejną teoryjką spiskową, a nie rzetelną pracą naukową (z resztą nic dziwnego, że książka napisana ponad 20 lat temu przeszła bez echa w światku historyków kościoła i ludzi zajmujących się dogmatem; czyżby kolejny spisek...). Jednak obiecuję, że z wrodzonym masochizmem przeczytam! Nie takie rzeczy się czytało.
A czy móglbyś podać jakieś rzetelne prace, w których ktokolwiek z historyków próbował choćby zmierzyć się z tematem obiektywnej prawdy na temat tych i innych grup, które nie działały w strukturach kościołów instytucjonalnych, natomiast były przez te kościoły tępione?
Nie sądzę, żeby taka praca (rzetelna) kiedykolwiek mogła się pojawić. Powód jest jeden: tezy o tym, że "te" grupy były ewangeliczne (tj. trzymały się czystej, biblijnej nauki, że użyję stwierdzenia poprzedników w dyskusji) po prostu nie da się udowodnić. Każdy, kto poświęcił chociażby kilka lat na badaniu historii dogmatu w starożytności Ci to potwierdzi. Możesz oczywiście zadać sobie ten trud sam, ale , jak wspomniałem, potrzebujesz kilku lat wytężonych badań.
Co do obiektywnej prawdy na ten czy inny temat. Smoku, duzi i odrobinę oczytani chłopcy nie wierzą pozytywistom i ich urojeniom...
Fakt, że średniowiecze czy renesans były świadkiem nadużyć i zakłamywania rzeczywistości nie jest żadnym argumentem w tej dyskusji, ponieważ jest to kwestia okresu osadzonego w konkretnych granicach czasowych.
Smok Wawelski napisał(a):
O ile wiem, to zdecydowana większość woli opierać się na źródłach propagandowych, określających takie grupy "heretykami" czy "wilkami", i przypisujących im nauki, o których tamci w ogóle nie słyszeli. To mniej więcej tak jak było za czasów Kopernika: zdaniem władz kościelnych Kopernik nie mógł mieć racji, bo wszyscy widzą, że Słońce wschodzi i zachodzi, a Ziemia stoi w miejscu. W tym przypadku nikt się nawet nie przejmuje możliwością istnienia na przestrzeni historii kościołów nie będących częścią instytucji, ponieważ wszyscy widzą, że Kościół prawie od zawsze był instytucją, w wszyscy poza jego struktorami byli "heretykami", choćby ich jedyną herezją bylo pragnienie powrotu do prostego, nowotestamentowego modelu Kościoła. Ale najczęściej przypisywano im jakiś manicheizm lub gnozę (najczęściej), żeby były jakieś "formalne podstawy" do eksterminacji.
Właśnie... Tutaj dotykamy kwestii źródeł. Odnoszę wrażenie, że inaczej je rozumiemy. Po Twej prezentacji dotyczącej wspomnianej wcześniej książeczki stwierdzam, że mylisz źródła z opracowaniami, monografiami czy też rozprawami na dany temat. Wiadomo, że będą one tylko interpretacjami źródeł. Jeśli mówimy np. o sektach gnostyckich, źródłami będą dla nas pisma samych gnostyków, jak również ich przeciwników. Co z tego wynika? Ano to, że Harnacka czy tez Schaffa nie mogę traktować jako źródło. Będą nimi np. gnostyckie ewangelie lub też pisma Tertuliana, Ireneusza lub Orygenesa. Z tego co załapałem, te drugie są dla Ciebie propagandowe z założenia, bo napisane przez Ojców, a to z kolei pewnie zbyt katolickie. Cóż, dla pocieszenia tylko powiem, że dwóch z trzech wymienionych zostało potępionych przez Twoich ulubieńców z KRK...
Poza tym dzięki odkryciom w Medinet Madi i Nag Hammadi gnostyckich manuskryptów możesz spać spokojnie...
Smok Wawelski napisał(a):
Cytuj:
Mam prośbę. Mógłbyś rozwinąć pojęcie "systemowej propagandy" w omawianym temacie?
Może podam przykład. Ustrój monarchiczny w Kościele zaczął się rozwijać bardzo wcześnie. Już Ignacy Antiocheński pisał na przełomie I i II wieku takie kwiatki:
"Na biskupa trzeba patrzeć jak na samego Pana" [List do Efezjan]
"Dobrze czyni, kto z oczu nie spuszcza Boga i biskupa. (...) Kto czyni cokolwiek bez wiedzy biskupa, ten służy diabłu" [List do Smyrneńczyków]
Im później w latach, tym dalej było od prostego modelu, jaki odnajdujemy w Nowym Testamencie. Systemową propagandę rozumiem jako oficjalne nauczanie lub inną aktywność mówiące wprost albo dające do zrozumienia, że system, który chcą utrwalić lub rozwinąć jego zwolennicy, jest wolą Bożą i istniał od zawsze. Częścią propagandy systemowej jest np. sposób tłumaczenia dzieł wczesnochrześcijańskich w taki sposób, żeby czytelnik nabrał przekonania, że "doglądający trzody" od zawsze był "kapłanem" lub "biskupem", a wspólnota wierzących od zawsze była "parafią" (patrz choćby przekład "Historii Kościelnej" Euzebiusza w wykonaniu ks. Lisieckiego).
Jest to interpretacja "ukościelniona" mocno, zgadzam się. Z resztą podobnie tłumaczy ten wyraz prof. świderkówna, którą darzę ogromnym szacunkiem. Temat tłumaczeń omówiliście sobie po krótce z
frąfciem. Zresztą rzecz, o której piszesz jest tak naprawdę ważna i szokująca dla osób, które sięgają po przekłady tych dzieł bez żadnego przygotowania, a to poważny błąd. Nie mogę jednak ani ja, ani Ty zabronić komukolwiek tego, żeby zrobił sobie "kuku" postępując głupio.
Co do episkopalizmu Ignacego - byłbym ostrożny w ocenach wyrwanych z kontekstu fragmentów (jak sam zauważyłeś "tak sobie" często przetłumaczonych).
Przeciwstawianie tzw. "biblijnej prostoty" jakiemukolwiek późniejszemu ustrojowi kościelnemu uważam za niepoważne. Skąd wiesz, że dzisiaj ma być tak, jak w I wieku? Kto tak nakazał? Pawłowa nauka o urzędach była kierowana do konkretnych adresatów tak, a nie inaczej zorganizowanych zborów. Nie wierzę w to, że apostoł odpoznał doskonałe i niezmienne urzędy w platońskiej pleromie i wszyscy musimy się ich trzymać, aż "Pan przyjdzie" bo jak nie to "w ryja" albo do Hadesu...
To oczywiście na marginesie
Do wywodu o królu Jakubie się nie odniosę bo musiałbym sie powtarzać, a bardzo tego nie lubię.
Smok Wawelski napisał(a):
Desideriusie, w pewnym momencie zacząłem uświadamiać sobie, że Ty i ja i większość z nas jesteśmy w większym lub mniejszym stopniu ofiarami pewnej ugruntowanej tradycji, wyprodukowanej przez pewien system, z którego nawet protestanci mentalnie nigdy nie wyszli. Ci, którzy próbowali wyjść, "doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia" - żeby sparafrazować Hebr. 11:36. I nazywani sekciarzami, heretykami, manichejczykami, gnostykami, i Bóg wie jak jeszcze. A jednak to właśnie oni byli często początkiem autentycznych Bożych przebudzeń, do których żaden system utworzony i rozbudowany przez ludzi nie jest przecież Bogu potrzebny.
Smoku, czytuję Twe wypowiedzi od czasu do czasu i muszę powiedzieć, że ta zbudowała mnie bardzo. Przynajmniej jeśli idzie o jej pierwszą część. Bardzo cieszy mnie Twe odkrycie. Mam równiez nadzieję, że z czasem odkryjesz również, że nie da się zapomnieć w pełni o tym z czego się wyrosło. Po pierwsze nie ma chyba takiego narkotyku, który byłby w stanie Cię z tego wyzwolić, po drugie musiałaby to być jakaś zaawansowana choroba psychiczna bądź wywołana neurologicznie, a tego nikomu nie życzę, w końcu po trzecie nie ma takiej potrzeby - chrześcijaństwo jest religią uniwersalną, dla której wszystkie bariery myślowe są do pokonania.
żeby jakoś podsumować to nudnawe przekomarzanie się, powiem tak. Jeżeli ktokolwiek marzy o wydestylowaniu 100 % czystej, nieskażonej i apostolskiej nauki używając do tego wybiegów pod tytułem " resztka Izraela", "ciągłość ewangelicznego chrześcijaństwa od początku do dziś", czy też "usuwanie przez przeciwnika - oficjalny kościół ludzi prawdziwie wierzących już od zarania chrześcijaństwa", to nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć powodzenia. W ostatnim czasie przyzwyczajono polskie społeczeństwo do takiego spiskowego sposobu myślenia, więc wcale mnie nie dziwi, że stare i oklepane pseudokoncepcje znajdują taki posłuch. Szkoda tylko, że kościoły również temu ulegają, żeby podkreślic swoje znaczenie i udowodnić innym, że są najlepsze. Przykro się robi i żal czytać.
No i chyba na tym zakończę udział w tej, jakże pasjonującej dyskusji.
Szkoda tylko, że zwrot "chrześcijanie ewangelicznie wierzący" nie został precyzyjnie zdefiniowany przez prowodyrów tego topiku na samym początku. Być może okazałoby się, że nie ma o czym gadać...