miki napisał(a):
Dwie rzeczy:
1. Błąd postrzegania wiary jako konfrontacji z katolicyzmem. W myśl schematu, który wpisany jest w protestantyzm (i trzeba być go świadomym), mianowicie u swoich początków protestantyzm jest teologią kontestowania, protestu wobec katolicyzmu. Oczywiście Luter i inni reformatorzy postąpili wtedy prawidłowo, jednak wiara (teologia) nie może pozostać na poziomie negatywnym (a więc tego czym nie jest i w co nie wierzy), ale winna mieć wymiar pozytywny, a więc czym jest i w co wierzy. Reformatorzy odrobili później tą lekcję ujmując swoje teologie pozytywnie. Niestety dla wielu protestantów (najczęściej ze środowisk ewangelikalnych) głównym faktorem w oparciu o który budują swoją wiarę jest opozycja wobec katolicyzmu. Gdyby niektórym zabrać wszystko anty to nie potrafiliby powiedzieć w co wierzą. Najgorsze jest to, ze wielu pastorów w swoich kościołach tak prowadzi swoje owieczki, bo to podstawa paradygmatu misji zborowej. Jednak ma to krótkie nogi.
2. Negatywna (wroga) tożsamość w sferze zdrowia psychicznego jest tożsamością zaburzoną. Nie inaczej jest w sferze wiary. Wiara, która karmi się antagonizmami lub porównywaniem z innymi nie jest wiarą a jej wynaturzeniem i daleko nie doprowadzi.
p.s.
Ostatnią Wigilię spędziłem w rodzinnym gronie. Aż trzech z uczestników to pastorzy (w tym moja skromna osoba). Każda z nas kiedyś był anty (wobec świąt także), sądząc iż na tym polega chrześcijańska duchowość. Jako ciekawostkę podam, że jeden z pastorów wywodzi się z tzw. „prostaczków” (a więc chrześcijańska ekstrema). On powiedział, że dziś wstydzi się tego co kiedyś głosił i nazwał to ignorancją i duchową pychą.
Na koniec chciałbym podkreślić, ze nie uważam, iż każdy chrześcijanin ma obchodzić święta, bo to jest kwestia wyboru i osobistych przekonań (Rzym.14;5) jak też relacji i tradycji rodzinnych. Jednak irytują mnie ludzie, którzy temat życzeń świątecznych traktują jako sposobność do dokopania innym, albo obnoszenia się ze swoją wyższością duchową, tacy chrześcijańscy zombie (każdemu upuścić trochę krwi, do każdego się doczepić). Niestety taka postawa jest obecna w wielu innych wątkach, a to skutecznie odbiera mi ochotę do dyskusji i i tłumaczenia "po ile są pieniądze". Ten powyższy komentarz świadczy tylko o tym, iż mój poziom zniesmaczenia przekroczył miarę.
pozdrawiam
Miki,
dzięki za ten wątek!
Mówiąc szczerze nie liczyłem na to, że coś takiego pojawi się tutaj...
Szkoda, że temacik poszedł w stronę dobrej zabawy, bo problem jest bardzo palący (tak przynajmniej mi się wydaje).
Stanie na pozycjach bezproduktywnej krytyki inności eklezjalnej, dogmatycznej czy też zwyczajowej jest wręcz plaga w naszych kręgach. wydaje mi się, że wynika ono z braku zrównoważonego nauczania zborowego. Całe zastępy nowonarodzonych chrześcijan ze swojego doświadczenia Chrystusa (rzeczy podstawowej i wspaniałej) robi jedyny dogmat, z którego wynika ekskluzywistyczne przeświadczenie o swej wyższości nad wszystkim i wszystkimi oraz towarzysząca temu pogarda dla rozwoju zarówno w sferze wiary, jak i jej intelektualnej obróbki (oczywiście spodziewam się za moment ataku ślepych zwolenników maksymy
credo quia absurdum).
Mam nadzieję, że dożyjemy czasów, gdy większość ewangelicznych porzuci przeświadczenie trzymania Pana Boga za nogi... wydaje mi się, że to bardzo ułatwia komunikację między ludźmi i budowanie relacji (chyba o to chodziło Chrystusowi, gdy zostawiał tutaj kościół).
ps.
Owocnych poszukiwań Jego woli w Nowym Roku i mądrości...
ja