wujcio napisał(a):
Rzecz w tym, że głoszenie Ewangelii będzie uznane za obraźliwe, i rzecz następna chodzi o zakaz głoszenia innym - nawet jak nie wiedzą, że sobie tego nie życzą, czy tez życzą.
To również jest oczywista oczywistość.
wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Zauważ, że nie mówimy o prawnym zakazie PUBLICZNEGO głoszenia Ewangelii.
Tak, nie mówimy, ale mówimy o zasadzie (która na pierwszy rzut oka nie jest zła
i z której to zasady chcemy korzystać sami, aby domagać się od innych respektowania swoich praw, np. do niesłyszenia rzecz obraźliwych) a która będzie w dalszej kolejności wykorzystana do zakazu PUBLICZNEGO głoszenia. To jest istota mojego "wtrącenia" - czy zasada, na która się powołujemy nie ma drugiego końca, i to niekorzystnego dla nas !?
Zasada, na którą ja się powołałem (zanim zmieniłeś temat), oraz przepisy kodeksu wykroczeń mówiące o przeklinaniu w miejscu publicznym działają dzisiaj i dzisiaj możemy je wykorzystać. Co też czasem czynię. Nie ja ustanawiam prawo w naszym kraju i dywagacje o tym, czy to prawo zostanie kiedyś rozszerzone aż do granic zakazu głoszenia Ewangelii w miejscach publicznych, jest nie na temat i jest stratą czasu.
W tzw. "towarzystwie" możemy się powoływać na przepisy prawa i/lub prosić, żeby w naszej obecności nie przeklinano. Uważam, że powinniśmy dawać sygnały dezaprobaty wobec tego typu zachowań jako dzieci światłości [Ef. 5:10-12].
wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Wolność słowa nie jest absolutna i właśnie dlatego nie można publicznie przeklinać w imię "wolności słowa" - nie wolno również nikogo zniesławiać, obrażać, poniżać i tak dalej.
Ale znowu nie o tym pisałem. Głoszenie Ewangelii może być uznane za obraźliwe, tj. zrównane np. z poniżaniem innej osoby.
Może i tak czy owak pewnie będzie uznane. I co z tego wynika dla nas w rozmowie o reakcji na przeklinanie? Chodzi Ci o to, że gdybyśmy mogli, to powinniśmy się umówić, że my nie reagujemy sprzeciwem na przekleństwa, a świat nie reaguje sprzeciwem na Ewangelię? Ja nie czytam w ogóle o takim "dealu" w Słowie Bożym, które w końcu jest dla nas wyznacznikiem postępowania (bardziej lub mniej szczegółowym). Mamy być światłością świata, solą ziemi i głosić Ewangelię nawet pośród prześladowań.
wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Na razie mamy taki stan prawny, z którego możemy korzystać w sprawie publicznego przeklinania. Możemy się powoływać na słuszne granice wolności słowa.
Stan prawny mamy już taki, że głoszenie Ewangelii można uznać za obraźliwe!!
To JUŻ tylko kwestia interpretacji tego co jest, a co nie jest obraźliwe. Zauważ, ze nie masz przepisu, który zezwala na głoszenie Ewangelii. Masz przepisy, które mówią o wolności wyznania, ale ta wolność nie ma charakteru bezwzględnego.
Ja mówię o naszej reakcji na to, co SŁYSZYMY. Ty mówisz o reakcji innych na to, co MÓWIMY. I o stanie prawnym w Polsce na dzisiaj. Nie było jeszcze u nas w kraju precedensowego wyroku skazującego za głoszenie Ewangelii. Póki co, wolność słowa zezwala nam na publiczne głoszenie Ewangelii, a prawne ograniczenie wolności słowa nie zezwala innym na publiczne przeklinanie. Za jakiś czas będzie inaczej. Nie widzę powodu do roztrząsania teoretycznych możliwości.
wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Możemy się powoływać na słuszne granice wolności słowa.
Tak, możemy, ale co jest słuszną
granicą wolności słowa to już jest interpretacja, wystarczy uświadomić sobie jak ewoluuje ocena zachowań homoseksualnych.
Granice wolności Słowa są słuszne tam, gdzie nie wolno publicznie przeklinać i nie są słuszne tam, gdzie nie wolno publicznie nazywać zła po imieniu. Cywilizacje upadają właśnie dlatego, że człowiek sam próbuje definiować pojęcia absolutne jak dobro i zło, które może zdefiniować tylko absolutny Bóg. Żyjemy w świecie, który upada właśnie z tego powodu. To również jest oczywista oczywistość. Czy mamy się zgadzać (a przynajmniej nie wyrażać sprzeciwu) na obiektywne zło "w zamian" za to, że będzie nam wolno czynić obiektywne dobro, a inni będą się zgadzać (a przynajmniej nie wyrażać sprzeciwu)? Ja na taki układ nie idę.
wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Jeśli coś SŁYSZYMY w przestrzeni publicznej, to nie ma sensu powoływać się na wolność słowa, bo go w tym momencie nie WYPOWIADAMY. Powołujemy się na granice wolności słowa.
??
Jak coś słyszę w przestrzeni publicznej, to mogę przyznać drugiej stronie prawo do wypowiadania tego co mówi w oparciu o zasadę wolności słowa. Nie podoba mi się co mówisz, ale nie zabraniam ci tego mówić (a zatem i ty mi nie zabraniaj), i jako chrześcijanin nie będę domagał się od państwa wprowadzenia zakazu tego co mówisz.
Nie musisz się "domagać lub nie domagać" od państwa zakazu publicznego przeklinania, ponieważ państwo się już tym zajęło. Ograniczyło wolność słowa w miejscu, na które się zgadzamy, ponieważ jest słuszne i świat [jak na razie] również uznaje je za słuszne. Nie masz najmniejszego wpływu na to, jak reszta społeczeństwa (które jako całość przyzwala na coraz więcej zła) i wybierane przez nią władze będą interpretować granice wolności słowa. Czyli dyskutujemy o sztucznym problemie, który nie ma najmniejszego wpływu na to, czy reagujemy na publiczne przekleństwa czy nie.
Krótko mówiąc, gadamy po próżnicy.