Lea napisał(a):
ciekawi mnie, czy osoby które są najbardziej przeciwne organizują jakieś przedsięwzięcia czy siedzą tylko wygodnie przed laptopem i piszą jacy to niektórzy chrześcijanie są niechrześcijańscy... ehh.
A czemu uważasz, że uczniostwo czy przyznawanie się do Jezusa musi polegać na organizowaniu czegokolwiek?
Przecież to wyłącznie jest kwestia woli Bożej; czy robiąc daną rzecz pełnimy ją, czy mamy własne pomysły jak Pana Boga uszczęśliwić. Znam taki typ myślenia - taka religijność: dzisiaj zrobimy to i to, jutro tamto, a w planie na koniec roku jest punkt dziesiąty z listy. Straszna prawda jest taka, że wielu ludzi zaangażowanych po uszy w różne projekty (służą Panu przecież) NIGDY w życiu nie odebrało od Niego ani pół zdania! Być może gdyby zapytali: Co mam Panie robić dzisiaj, a co jutro, może usłyszeliby niekomfortową odpowiedź: "NIC. Chcę, żebyś nauczył/a się posłuszeństwa i tak jak Izrael zwijał namioty na głos trąby, kiedy obłok podnosił się znad Przybytku lub rozbijał je tam, gdzie obłok się zatrzymał - tak naucz się chodzić ze mną."
Ja wierzę, że ktoś, kto choć trochę odebrał taki trening, nie będzie wymyślał po swojemu, ale będzie chciał służyć Bogu w Duchu i prawdzie (czyli miłując Jego Słowo ponad wszystko). Tylko może wtedy nie będzie organizował takich akcji ...
Ewangelię przecież mamy głosić i pokazywać naszym codziennym życiem tam, gdzie Bóg nam otwiera drzwi - w pracy, w rodzinie lub wobec sąsiadów. Nie chcą słuchać? No nie chcą na ogół, prawda, ale jeśli widząc naszą miłość i święte, czyste życie nie czują się pociągani do Pana, to jakże będą słuchać w namiotach na takim pikniku? Jeżeli nie frapuje ich nasza postawa, szczerość, gotowość ponoszenia kosztów i nie chcą tego samego dla siebie, to jakże zapragną nieść krzyż? Zresztą kto im będzie zwiastował Krzyż na takiej cool imprezie? Krzyż tam po prostu nie pasuje! A on się przecież nie zmienił - nadal jest to narzędzie śmierci starego człowieka.
Wiecie, bardzo lubię czytać historie królów judzkich i izraelskich - w tych historiach widzę obraz nas, współczesnych chrześcijan. Nic się nie zmieniło; wszystko się powtarza ... . W II Księdze Kronik rozdz. 18 - 20 opisane są dzieje króla Judy, Jehoszafata. Intryguje mnie ta postać, bo czytam o człowieku prawym i szukającym Boga i Jego Prawa w swoich zarządzeniach, dekretach i wielu decyzjach, a z drugiej strony zafascynowanym innym człowiekiem, współczesnym sobie królem izraelskim Achabem a potem jego synem Achazjaszem. Tenże Jehoszafat miał fatalne ciągoty do złego towarzystwa. Po swoim głupim udziale w bitwie Achaba, z którego zresztą cudem uszedł z życiem, przyszedł do niego prorok i Jehu i powiedział:
"Czy musiałeś pomagać bezbożnemu i okazywać miłość tym, którzy nienawidzą Pana? Przez to ciąży na tobie gniew Pana." (II Kron. 19:2).
Jednak nie widać, żeby Jehoszafat specjalnie się przejął tym napomnieniem. Dlaczego? Hmmm ... właśnie. Może dbał za bardzo o swój PR? Czytamy, że potem sprzymierzył się znowu z Achazjaszem, synem Achaba a córka Achaba była jego synową!
I cóż dalej się dzieje:
"Wtedy Eliezer, syn Dodajasza z Mareszy, wystąpił przeciwko Jehoszafatowi z takim proroctwem: Ponieważ sprzymierzyłeś się z Achazjaszem, Pan zdruzgocze twoje dzieło." (II Kron 20:37) Dziwne, bo w międzyczasie "postanowił zwrócić się do Pana" kiedy napadli na nich Moabici i Ammonici. Wystarczyło ukorzyć się przed Bogiem i w poście prosić Go o ochronę. Jednak potem znowu wrócił do bratania się z bezbożnymi.
A teraz pytanie: Jakie konsekwencje miały te nieszczęsne przymierza Jehoszafata? Jakie przesłanie odebrał naród patrząc, jak ich pobożny, sprawiedliwy król brata się i przyjaźni z mordercą i wrogiem Boga a jednocześnie burzy w swoim kraju bałwochwalcze miejsca kultu (nie wszystkie, niestety) i do sędziów mówi: "Postępujcie tak: w bojaźni przed Panem, w prawdzie i w szczerości serca. W każdej sprawie spornej, która dojdzie do was od braci waszych mieszkających w swoich miastach, czy to będzie sprawa o przelew krwi, czy sprawa o zakon lub przykazanie, o ustawę lub zalecenie, ostrzegajcie ich, aby nie obciążali się winą przed Panem i aby gniew jego nie spadł na was i na waszych braci; tak postępujcie, a nie obciążajcie się winą." (19:9-10)?
Dla mnie Jehoszafat jest jak wielu "dobrze chcących" chrześcijan, którzy ogólnie promują chrześcijańskie wartości i czytają Biblię, ale przez brak posłuszeństwa oślepli duchowo i chcą poprawić wizerunek chrześcijaństwa przed światem. Zapragnęli, żeby Kościół zaczął być uznawany, dostrzegany, żeby się z nim liczono w świecie i wiele są w stanie "przełknąć", żeby ten dobry cel osiągnąć.