Poruszyłaś wiele spraw w tym wątku( wszystko, co napisałaś, się zgadza i mogę się pod tym podpisać).
Silny kult człowieka- to rzeczywiście charakterystyczne dla społeczności, które powoli zamieniają się w "sekty" i ja myślę, że w ogóle się od tego zaczyna. Tworzy się podział na my( owce, tłum, uczniowie) i oni( wyższa kasta, duchowni, nauczyciele, przewodnicy). Nie wiem, czemu ludzie zgadzają się na taki układ- boją się swojego przywódcy ( przywódców), nie chcą rozmawiać otwarcie( choć po kątach obmawiają), ulegają( albo dlatego, że są konformistami, dla świętego spokoju, albo ze strachu, że zostaną usunięcie ze zboru). Tacy przywódcy, którzy uzurpują sobie kierowniczą rolę w zborze boją się bardzo o swój autorytet. Przejawia się to usuwaniem niewygodnych członków lub oczernianiem ich ( jeśli usunięcie ich jest z pewnych powodów utrudnione). Nie znoszą krytyki ani uwag po swoim adresem, żywią głęboką urazę do osób, które ośmieliły się poddać w wątpliwość ich nauki i postępowanie. Zdarzało mi się być świadkiem takich sytuacji, gdzie grzesznik( np. pijak, nałogowy palacz, cudzołożnik), który nie miał zamiaru pokutować ze swych grzechów był jak najbardziej tolerowany w zborze( "przyjmujemy wszystkich, wszyscy są naszymi przyjaciółmi"), ale ktoś, kto w jakikolwiek sposób podważył nieomylność pastora był szybko ze zboru wyrzucany. Usuwanie niewygodnego członka zboru odbywa się najczęściej w sposób niebiblijny. Społeczność jest zaocznie powiadomiona o fakcie odejścia danego członka zboru, przy czym podaje się często nieprawdziwe powody odejścia( tak, aby przedstawić go w złym świetle). Co mnie zawsze dziwiło, to to, że nikt z członków zboru nie pyta, dlaczego, co się stało, biernie akceptuje ten fakt, przyjmując punkt widzenia przywódcy. Może dlatego, ze w takich społecznościach ludzie nie troszczą się o siebie nawzajem tak naprawdę i nikogo nie obchodzi, co się stanie z drugim człowiekiem. Podkreśla się lojalność wobec zboru( jako abstrakcyjnego tworu)i tworzy się zależność członka od kościoła. Owa lojalność wobec pastora i zboru jest ważniejsza, niż troska o pojedynczego człowieka, którego poświęca się w imię "idei"( jest zagrożeniem dla "jedności" zborowej opartej na bezwzględnym posłuszeństwie przywódcy). Zauważyłam ciekawą rzecz- przywódcy różnych zborów(kościołów) mimo świadomości różnić występujących pomiędzy ich społecznościami tworzą jedną, silną i wspierającą się nawzajem grupę. Mimo, że rozmawia się o tych różnicach w łonie danej społeczności, podkreślając słuszność swojej interpretacji Słowa, to nie przeszkadza to we wzajemnym wspieraniu się i podkreślaniu swojej przywódczej roli( "szary" członek zboru w przypadku konfliktu ze swoim przywódcą nie ma co liczyć na zrozumienie i pomoc przywódcy innego zboru, choćby konflikt był spowodowany różnicą w fundamentalnym nauczaniu i pastor drugiego zboru był tego świadomy!). Przywódcy nawet jeśli się napominają czy pouczają, nie czynią tego nigdy publicznie, na zewnątrz niezmiennie demonstrując przyjaźń, współpracę i podkreślając swoją odrębność.Wzmacniają w ten sposób swoją pozycję.
W niektórych zborach natomiast tworzą się "legendy". Ludzie przekazują sobie opowieści o niezwykłym życiu pełnym wielkich poświęceń jakiegoś brata/siostry( częściej brata) i wszystko, co ten brat powie, czego naucza czy wyprorokuje uznają za święte i nienaruszalne.Nikt już nie przygląda się, na ile to nauczanie czy proroctwo jest wiarygodne czy zgodne ze Słowem, ponieważ jest to "święty brat" i prawie bluźnierstwem byłoby taką rzecz czynić( należy z tego nawet pokutować!). Osobiście doświadczyłam działania "legendy zborowej" na sobie, kiedy poddałam w wątpliwość treść jednego proroctwa skierowanego do mnie osobiście( kompletnie "nietrafione", nie do mnie, prorok się "pomylił"). Chciałam z kimś porozmawiać na ten temat, ale ludzie stawali się nagle "głusi" i woleli myśleć, że to ja mam duchowe problemy, że należy poczekać, to się sprawa "wyjaśni", byłam ignorowana i zorientowałam się, że o takich pomyłkach prorockich to my tu nie rozmawiamy. Myślę, ze członkowie zboru świadomie czy też nie odrzucali taką możliwość( że ich nieomylny, święty prorok mógłby się jednak pomylić), gdyż to zburzyłoby "legendę zborową", na której budują swoje bezpieczeństwo i całą strukturę kościelną. Zorientowałam się też, że te opowieści o "życiu świętych" są przesadzone, koloryzowane i każdy znał troszkę inną wersję tych opowieści( w jednym zborze znano taką wersję, w innym już inną, jak to z legendami bywa, zmieniały się szczegóły, miejscowości, sens pozostawał mniej więcej ten sam). Jednak myślenie krytyczne w tych zborach było tak mocno stłumione,że nikt (choćby i coś dostrzegał) nie ośmielił się tego komentować. Myślę, że po części ...ze strachu. Jeśli wmówi się ludziom, że nawet za jedno wypowiedziane, a nieodpokutowane nieużyteczne słowo idzie się do piekła, to potem łatwo jest straszyć piekłem za "mówienie przeciw świętemu bratu"...Po prostu krytyczne wypowiadanie się na temat czyjegoś nauczania czy treści proroctwa nazywane jest grzechem. Ludzie chcą być Bogu posłuszni, gotowi są do wielu poświęceń, wielu szczerze chce iść za Bogiem- zatem nie chcą grzeszyć. I przywódcy skutecznie tłumią samodzielne myślenie tworząc zbór bezmyślnych, wystraszonych i posłusznych sobie ludzi...co niewiele ma wspólnego z posłuszeństwem Bogu i Jego Słowu. Pamiętam moje rozmowy z siostrami, kiedy im zadawałam pytania, czemu przyjęły takie przekonania, skoro nie da się tego tak naprawdę uzasadnić Słowem Bożym. W odpowiedzi usłyszałam "ale tak nauczają bracia, myśmy przyjęły naukę braci"- i koniec rozmowy...A ja myślę, że posłuszeństwo i uległość starszym- tak, jak najbardziej! Podobnie jak szacunek dla nich i pokora wobec nich- ALE W GRANICACH SŁOWA BOŻEGO, a nie poza Słowem!
Podobny mechanizm zastraszania miał miejsce w kręgach "ruchu wiary", gdzie mówiło się o nietykalności pomazańców Pańskich i wprost straszono, że za każde słowo krytyki wypowiedziane przeciwko 'pomazańcowi" spotka nas kara( choroba, rozpad rodziny, bieda lub inne przekleństwo), podobnie jak za nieposłuszeństwo pastorowi, pod którego "autorytet" się wchodziło i miało to być gwarantem bezpieczeństwa ( "musisz być członkiem zboru i być pod autorytetem pastora, bo inaczej wychodzisz spod ochrony i grozi ci odpadnięcie od Boga"). O ile rzeczywiście dobrze jest być w zdrowej społeczności braci i sióstr w Chrystusie, o tyle bardzo niedobrze jest być w takich chorych zborach, a ja jestem żywym świadectwem tego, że ich gadanie o wyjściu spod ochrony pastora i konsekwencjach tegoż wyjścia jest kłamstwem( nie ma się czego bać).
Co do niechęci do apologetyki- no pewnie, że się do niej ludzi zniechęca! Przecież jest fantastycznym narzędziem umożliwiającym właściwe rozumienie Pisma, samodzielne jego studiowanie, a to jest wysoce niepożądane w środowiskach, gdzie nauczanie braci/przywódców jest niepodważalne i uznane za nieomylne! Nauki w tych zborach tworzone są często na podstawie powyrywanych z kontekstu cytatów, fragmentów Słowa i na podstawie prywatnych objawień. Samodzielnie myślący człowiek, który czyta ze zrozumieniem Pismo stanowi zagrożenie poprzez wyrażanie wątpliwości i podważanie "autorytetu" świętych braci( czy "pomazańców"). Zniechęca się także do korzystania z for, czytania artykułów i książek( że to mało budujące i niepożyteczne), a ma to na celu izolowanie od innych źródeł wiedzy (podobnie zresztą czynią Świadkowie Jehowy!). Osobiście bardzo nie lubię tego rodzaju ignorancji i przypomina mi się cytat : Ptr 3:14-16 14. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby /On/ was zastał bez plamy i skazy - w pokoju, 15. a cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną, jak to również umiłowany nasz brat Paweł według danej mu mądrości napisał do was, 16. jak również we wszystkich listach, w których mówi o tym. Są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę. (BT)
Ludzie niedostatecznie przygotowani i nie utwierdzeni w wierze, pojmując je podobnie zresztą jak inne pisma w sposób niewłaściwy, tym samym ściągają na siebie wieczną zagładę. warszawsko-praska które nieumiejętni i niestateczni wykręcają jako i inne pismaGdańska
A także zachęta: 7. Początek mądrości jest taki: Nabywaj mądrości, i za wszystko, co masz, nabywaj rozumu!Przyp. 4
Mówienie, że do rozumienia słowa "wystarczy Duch Święty" jest zwodnicze, bo choć prawdą jest, że bez Ducha Świętego nie będziemy potrafili zrozumieć Pisma, to jednak nigdzie w Piśmie nie znajduję zakazu rozwijania swoich umiejętności czytania ze zrozumieniem, pogłębiania wiedzy, studiowania a wręcz przeciwnie! I Duch daje mądrość tym, którzy o nią proszą, ale myślę, że o mądrość też trzeba zabiegać, szukać jej, a to jest jakiś wysiłek. Owszem, Bóg może dać mi objawienie w jakiejś sprawie( i często dawał), ale do wielu rzeczy doszłam ze Słowem w ręku, rozważając je, czytając, sięgając do różnych tłumaczeń. Ci, którzy Biblię pisali byli osadzeni w konkretnych realiach, posługiwali się takim, a nie innym językiem, zestawem pojęć i dobrze jest to wiedzieć, żeby właściwie zrozumieć Autorów. Ignorancja to najprostsza droga do...zwiedzenia. Ignoranci często też są przemądrzali i wyniośli.Wszystko, na czym mogą się oprzeć, to "autorytet ludzki", na argumenty ze Słowa są głusi. Chętnie jednak nakażą ci pokutę i uznają, że jesteś zbuntowanym i niepokornym człowiekiem, ponieważ nie uznajesz ich punktu widzenia...
Po moich doświadczeniach( gdzie bywałam pod presją sztucznie wytworzonego strachu, omamiona dziwacznymi nauczaniami sprzecznymi ze Słowem Bożym) zachęcałabym wszystkich do SAMODZIELNEGO MYŚLENIA, do studiowania Słowa, rozważania Go, do pogłębiania wiedzy. Trzeba zadawać pytania, trzeba też modlić się o prowadzenie Boże i być pokornym, bo samemu też można się za daleko zapędzić( są tacy, którzy rzeczywiście są w jakimś grzechu lub nie mają Ducha a próbują coś "konstruować" w oparciu o własny intelekt i wiedzę- też droga do zwiedzenia, ale to chyba na inny wątek). Ale nie wolno polegać ślepo na człowieku, bo "przeklęty kto na człowieku polega" i jeśli ktoś ci mówi, że nie wolno ci poddawać krytyce nauczań czy proroctw jakichś ludzi, bo to "święci bracia", 'pomazańcy" to...tym bardziej powinieneś poddać analizie krytycznej owe treści. Jeśli brakuje ci mądrości, możesz zapytać kogoś, modlić się i sprawdzać, jak się rzeczy mają. Z oceną nie ma co się śpieszyć, ale nie ma NIC ZŁEGO W KRYTYCZNYM myśleniu. A jeśli ktoś mówi prawdę, to ta prawda się w świetle Słowa Bożego obroni. Bo to Słowo powinno być miernikiem i wyznacznikiem prawdy, a nie czyjeś prywatne objawienia.
Znam wielu szczerych, naprawdę kochanych braci ( i siostry), którzy poszli w zwiedzenie, bo dali się nastraszyć lub wmówić sobie grzech tam, gdzie nie grzeszyli. Jeśli coś ci nie pasuje, coś zauważasz, nie ignoruj tego. Zbadaj to, "nie zakopuj". Na koniec: myślenie krytyczne nie jest równoznaczne z oczernianiem kogoś i nie jest grzechem. Za zadawanie pytań Bóg się nie pogniewa.
|