www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest Pn kwi 29, 2024 3:57 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 130 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn gru 06, 2010 9:05 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Czy zgadzacie się z nauką, wg której prawdziwą jedność można uzyskać poprzez tworzenie jednego kościoła w jednym mieście? ( chodzi o wytyczne W. Nee). Trochę sensu w tym jest, bo jeśli w danym mieście trzech misjonarzy z trzech różnych denominacji, powiedzmy od Wolnych, Zielonych i Adwentystów tworzy swoje zbory, to te zbory już na wstępie żywią do siebie niechęć ze względów doktrynalnych i paru innych. Gdyby zaś trzymać się zasady, że w jednym mieście jest miejsce na jeden kościół, który tworzą wszyscy wierzący z tej miejscowości, to można by tych podziałów uniknąć...No, ale tak nie jest i co teraz? Kiedy jest tyle zborów- wzajemnie się zwalczających( co dla świata zapewne świadectwem nie jest...).

W każdy większym mieście, a nawet w nędznej mieścinie są co najmniej dwa zbory, które powstały z podziałów , przy wzajemnej niechęci. To już na wstępie zniechęca do dołączenia do któregokolwiek z nich,bo wiążąc się z jednym, automatycznie stajesz się wrogiem tego drugiego.

Z drugiej strony mam wątpliwości, czy zasada "jednego kościoła w jednym mieście" może tę sytuację naprawić, zważywszy na to, że owe zbory też mają swoje doktryny, różniące się mocno od doktryn z innych chrześcijańskich zborów.

Jak pogodzić chrześcijan, skoro jedni uważają, że Ducha się ma automatycznie, inni , że po długim czasie o uwierzenia przy chrzcie, jeszcze inni sądzą, że nasze grzechy zostaną "doczyszczone" podczas Tysiącletniego Królestwa, jeszcze inni, że poważny grzech skutkuje utratą życia wiecznego, inni zaś wierzą w nieutracalność zbawienia, jedni odrzucając dary Ducha, inni je praktykują- ale przesadzają w drugą stronę i mamy "produkcję efektów ponadnatrualnych", jedni sądzą, że głębia duchowego życia z Bogiem zależy od tego, czy ustroimy choinkę, czy nie, inni uważają, że można popijać whsiky na weselu i nic w tym zdrożnego...

Szczerze? Mam dość. Nie chcę już żadnego zboru, żadnych nauczań, nowych doktryn, mam dość mętliku, prania mózgu, chrześcijańskich "nieomylnych" przywódców...zaczynam wątpić w to, czy w ogóle w swoim życiu dołączę do normalnego zboru... :(

Nie wierzę już w "jedność" chrześcijan, kiedy na to wszystko patrzę. A ponieważ nie można być z kimś, żeby nie być przeciw komuś, lepiej pozostać neutralnym. Może takie czasy.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn gru 06, 2010 11:11 pm 
Cytuj:
Trochę sensu w tym jest, bo jeśli w danym mieście trzech misjonarzy z trzech różnych denominacji, powiedzmy od Wolnych, Zielonych i Adwentystów tworzy swoje zbory, to te zbory już na wstępie żywią do siebie niechęć ze względów doktrynalnych i paru innych.

1 Kor. 1:10-13
A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania. Albowiem wiadomo mi o was, bracia moi, od domowników Chloi, że wynikły spory wśród was. A mówię to dlatego, że każdy z was powiada: Ja jestem Pawłowy, a ja Apollosowy, a ja Kefasowy, a ja Chrystusowy. Czy rozdzielony jest Chrystus? Czy Paweł za was został ukrzyżowany albo w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?

Tworzenie denominacji w myśl tego wersetu to są rozłamy i nie może być jedności przy równoczesnej akceptacji idei podziału na denominacje.

Cytuj:
Szczerze? Mam dość. Nie chcę już żadnego zboru, żadnych nauczań, nowych doktryn, mam dość mętliku, prania mózgu, chrześcijańskich "nieomylnych" przywódców...zaczynam wątpić w to, czy w ogóle w swoim życiu dołączę do normalnego zboru... :(

Mam podobne przemyślenia i trochę pisałem o tym na swoim blogu. Jak dla mnie dochodzisz do właściwych wniosków i słusznie jesteś zmęczona, ale nie martw się - Chrystus o tobie nie zapomniał, choćby cię wszyscy przywódcy, zbory, denominacje, bracia opuścili. Wszystko to co wymieniłaś to ludzkie wymysły i instytucje nabudowane na Bożej idei Kościoła i nic dziwnego, że nie działają. Jeśli masz nadzieję na "dołączenie do normalnego zboru", to obawiam się, że powinnaś zmienić myślenie, bo "zbory" ze swojej zasady i natury są zorganizowane według ludzkich porządków i tak, by dzielić chrześcijan wrzucając ich w przegródki, żeby można się było utożsamiać z różnymi rzeczami tylko nie z Jezusem. A potem wielkie starania o jedność - to jak ktoś powiedział o socjalizmie, że to system który bohatersko walczy z problemami, które sam stwarza. Trzeba to rzucić i uwierzyć, że WSZYSTKO co jest potrzebne do budowania Kościoła zostało już zawarte w Nowym Testamencie i nie potrzeba do tego nic więcej dodawać.

Jesteś w Jego Kościele, który sam buduje i już wie, jaki żywy kamień postawić przy tobie. Nie bój się, że nie potrafisz być w żadnym zborze, bo nie to Pan zaplanował dla swoich uczniów - On ma Ciało, w którym jest miejsce dla członków. Ciało żywe i to Jego Ciało. Czerp z Pana siłę w tym wszystkim, przylgnij do Niego, uzależnij się tylko od Niego, a po pustynnym czasie, da ci wytchnienie - nie wątpię.

Postaw to przed Panem, niech ci pokaże jak się rzeczy mają. Czytaj sobie bardzo dokładnie co jest napisane o Kościele w NT, nie tworząc odniesień do tego, do czego jesteś przyzwyczajona. Spróbuj uchwycić tych wierzących ludzi w NT, to jak to tam się działo i działało - od zera. I nie dlatego że były prześladowania :)


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 9:51 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Elendil napisał(a):
I nie dlatego że były prześladowania :)

No właśnie. Zauważyłem, że osoby nie będące w stanie wyzwolić się z "systemowego" i "denominacyjnego" myślenia o Kościele twierdzą, jakoby spotykanie się pierwszych uczniów "po domach" wynikało z tego, że biedacy musieli - bo gdyby nie musieli, to oczywiście zrobili by to, co my. Czyli napisaliby sobie statut, ordynowali pastora, zarajestrowali organizację, zrobili wywieszkę i pieczątkę - i koniecznie wymyślili nazwę. Na przykład "Jedynie Słuszny Nowo Zreformowany Kościół Apostolski w Duchu Świętym". Po czym dumnie określaliby się jako Apollosowi, Kefasowi, Kalwinowi, Lutrowi, Rzymscy, Greccy, Czesani na Prawo i Czesani na Lewo.

Tymczasem Kościół od początku funkcjonował tak jak jest napisane w NT, bo chciał, a nie dlatego, że musiał. Dogmatyczne przywiązanie do zasady "jeden kościół w jednym mieście", które prowadziłoby do stwierdzenia, że wszyscy odrodzeni bracia, którzy uważają inaczej, są Babilonem Wielkim, a my jesteśmy jedynie słuszni, też nie rozwiązuje problemu, tylko rodzi kolejną denominację.

Owieczko, chyba czas się modlić o przełom w myśleniu na temat istoty oraz funkcjonowania Kościoła.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 2:42 pm 
Zależy, co się rozumie przez jeden kościół w jednym mieście. A tak naprawdę to zależy co się rozumie w ogóle przez kościół gdziekolwiek. Bo jeśli rozumujemy w tradycyjny sposób i kościół to dla nas zbór (mała organizacja, jednostka skupiająca ludzi mieniących się chrześcijanami), to będzie rodzić błędy - takie w jakie popadł KRK tylko na mniejszą skalę. Widzimy jednak, że w jednym mieście i okolicach w NT był "jeden" kościół: efeski, smyrneński, koryncki, rzymski itd. Tyle ze nie była to jedność organizacyjna - po prostu nie było organizacji, struktur, instytucji. Był jeden kościół, bo bracia i siostry w okolicy byli jedno ze sobą w Chrystusie. Nie dzielili się jednak na kliki - zbór Apollosa, zbór Kefasa, mój zbór, twój zbór. Byli jedno, znali się, spotykali się w różnych konfiguracjach, tym bardziej, że w tamtych czasach chrześcijanie byli bardzo mobilni, kręcili się cały czas po basenie M. Śródziemnego. Nie było problemu: przychodzi sobie taki Apollos, nikt go nie wysłał, dyskutuje z Żydami w Efezie. Akwila i Pryscylla (byle wytwórcy namiotów, żadne tam szychy) wyłapują go, rozmawiają i się rozchodzą. Lądują w Koryncie, potem Rzymie i gdziekolwiek nie pójdą, tam jest ich Kościół=ich bracia i siostry. Idzie 12 uczniów Jana, spotykają Pawła: krótka rozmowa i się znowu rozchodzą. Ludzie się znali, odwiedzali, ale nie na zasadzie "No to teraz chodźmy zobaczyć co słychać u naszych braci apollistów, a potem zerkniemy do paulistów". Był jeden powszechny Kosciół - nie abstrakcyjnie, ale prawdziwie. Jak ktoś był starszym w jednym mieście wśród braci, to za takiego uchodził u innych. Nie chodzi o to że mieli takie rozbudowane, powszechne struktury albo rozbudowane kontakty pomiędzy pojedynczymi "zborami" - po prostu jedyne członkostwo jakie się miało to członkostwo Ciała Chrystusowego. Jednego Ciała, a nie tysięcy zwłok zdeformowanych nie do poznania.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 4:36 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Nie ma problemu, ja myślenie zmienić mogę( w zasadzie już się ono zmieniło), tylko że z tym myśleniem zostałam zupełnie sama. Nie chcę już tkwić w żadnym "systemie", ani "zborze z budynkiem" bo mam takie a nie inne doświadczenia z tym związane. Kościół postrzegam bardziej jak...rodzinę. I bardzo bym chciała, żeby to trochę jak rodzina funkcjonowało. Tyle, że bardzo trudno jest znaleźć taką "rodzinę". Owszem, znam pojedyncze rodziny chrześcijańskie, mające świadectwo, z którymi można się nawzajem budować- ale siedzą one właśnie w tych systemach, do których ja już serce straciłam. Problem polega na tym, że nie da się budować na dłuższą metę relacji z tymi ludźmi nie uczęszczając na nabożeństwa w ich zborze.Zawsze przychodzi taki moment, kiedy ktoś pyta " a właściwie to czemu nie przyjdziesz w niedzielę?". A od takiego "przyjścia w niedzielę" zaczyna się już pewna zależność, zobowiązania- i zanim się człowiek obejrzy, już siedzi po uszy w kolejnym systemie. Marzę o tym, żeby zacząć budować kościół na biblijnych zasadach, tyle, że nie ma z kim tego robić...W miejscowości, w której mieszkam nie ma wierzących, którzy chcieliby tworzyć taki kościół( a ta garstka , która jest woli co innego i gdzie indziej). Nikt nowy się nie nawraca, choć całymi latami się to modliliśmy( na modlitwach nie poprzestając zresztą, ale i to nic nie dało). Co robię nie tak? Nie wiem.
Cytuj:
po prostu jedyne członkostwo jakie się miało to członkostwo Ciała Chrystusowego. Jednego Ciała, a nie tysięcy zwłok zdeformowanych nie do poznania.

Ale ja się zastanawiam, jak funkcjonować w obecnym środowisku, ktore dalekie jest od tego idealnego.
Bo funkcjonować całymi latami bez braci i sióstr w wierze wcale nie jest łatwo.Szczególnie, jak się ma dorastające dzieci. Można jeszcze próbować się dostosować do tego, co już jest, ale wtedy trzeba iść na kompromis z pewnymi przekonaniami, doktrynami...i też nie jest łatwo.Ale może właśnie tak trzeba? Jeśli sprawa dotyczy spraw drugorzędnych( typu, kto nas doczyści w Królestwie Bożym w razie "nieodpokutowanych" grzechów)?

Inna sprawa, że są tacy bracia i siostry, którzy jeśli już dowiedzą się, jakie mam przekonania, w życiu mnie nie zaakceptują. Miałam takie sytuacje choćby z Wolnymi, dla których byłam diaboliczną charyzmatyczką. W ogóle w środowisku , w ktorym się znalazłam generalnie nikt nie naucza ani o darach, ani o chrzcie Duchem- w każdym razie nawet jeśli używają tych pojęć, to jest to zupełnie odmienne od tego, w co ja całe życie wierzyłam.
Cytuj:
Owieczko, chyba czas się modlić o przełom w myśleniu na temat istoty oraz funkcjonowania Kościoła.


Może coś jeszcze należy zmienić w moim myśleniu, co mogłoby mi pomóc trwać na tej "pustyni" albo zamienić ją w kwitnącą oazę...?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 4:47 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Może warto pociągnąć ten temat właśnie w kontekście jedności Kościoła. Otóż częśto pada pytanie: "A kto zagwarantuje jedność, kto wyznaczy kierunek i kto zadba o to, żeby taki kościół, o którym mówicie, po prostu się nie rozleciał w wyniku ludzkich ambicji i braku ujęcia w jakiekolwiek ramy organizacyjne? Czy taka partyzantka jest w ogóle kościołem? Dlaczego nie korzystać z tego, co daje państwo w ramach porządku prawnego? Przecież w dzisiejszych czasach jesteśmy zorganizowani inaczej i skoro nie spożywamy Wieczerzy Pańskiej na półleżąco w sukniach i sandałach, to może ludzie czuliby się bezpieczniej i bardziej swojsko w kaplicy z kazalnicą i wywieszką, mając kogoś, kogo można by tytułować "bracie pastorze", "wielebny", albo "proszę księdza? Czyż to nie duchowieństwo ma za zadanie dbać o jedność i dyscyplinę w kościele?"

Elendil napisał(a):
Był jeden powszechny Kosciół - nie abstrakcyjnie, ale prawdziwie. Jak ktoś był starszym w jednym mieście wśród braci, to za takiego uchodził u innych. Nie chodzi o to że mieli takie rozbudowane, powszechne struktury albo rozbudowane kontakty pomiędzy pojedynczymi "zborami" - po prostu jedyne członkostwo jakie się miało to członkostwo Ciała Chrystusowego. Jednego Ciała, a nie tysięcy zwłok zdeformowanych nie do poznania.

Czy w takim razie słowa Pawła:

"Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili, którym nie tylko ja sam dziękuję, ale i wszystkie zbory pogańskie, także zbór, który jest w ich domu" [Rzym. 16:3-5]

nie oznaczają, że w Rzymie istniało wiele zborów, które były w różnych domach? O ile dobrze pamiętam ze źródeł, w II-III wieku w Rzymie było około 40 zborów. W tym samym fragmencie mamy interesujące określenia sugerujące stałe związki konkretnych grup wierzących:

"Pozdrówcie Asynkryta, Flegonta, Hermesa, Patrobę, Hermasa i braci, którzy są z nimi. Pozdrówcie Filologa i Julię, Nereusza i siostrę jego, i Olimpasa, i wszystkich świętych, którzy są z nimi. Pozdrówcie jedni drugich pocałunkiem świętym. Pozdrawiają was wszystkie zbory Chrystusowe" [Rzym. 16:14-16]

Najwyraźniej zborów było wiele i były to konkretne społeczności będące ze sobą - jakżeby inaczej można praktycznie wprowadzać w życie nauczanie o byciu członkami jedni drugich?

Kolejny przykład:

"Pozdrawiają was zbory azjatyckie. Pozdrawia was w Panu serdecznie Akwila i Pryscylla ze zborem, który jest w ich domu" [I Kor. 15:19]

Wygląda na to, że kościoły były traktowane z jednej strony jako całe społeczności w danym mieście, a oprócz tego jako mniejsze społczeczności będące i spotykające się w konkretnych domach:

"Pozdrówcie braci w Laodycei i Nymfasa, i zbór, który jest w jego domu. A gdy ten list będzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został odczytany także w zborze Laodycejczyków, a ten, który jest z Laodycei, i wy też przeczytajcie" [Kol. 4:15-16]


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 5:32 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
No ale czy wszystkie te zbory w obrębie powiedzmy jednego miasta były tak różne, jak te, które obecnie znajdują się po miastach? Miały inne doktryny, różnie praktykowały wiarę, zniechęcały do uczestnictwa w tym drugim zborze nowych wierzących, bo "tam nie jest za dobrze"? Czy były to małe zbory pozostające ze sobą w jedności? Współpracujące ze sobą?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 6:51 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Wygląda na to, że były to małe społeczności, a wierzący w tym samym mieście jak najbardziej się między sobą znali i kontaktowali, przekazując sobie zresztą listy apostolskie do czytania, o co np. Paweł wyraźnie prosi Kolosan. Kolosanie znali się z Laodycejczykami, którym mieli ten sam list dostarczyć. Jedność nie była organizacyjna, tylko duchowa. I takiej jedności należało strzec, bo była dana od Boga [Ef. 4:3]. Elendil zwrócił mi uwagę na interesujący szczegół - otóż starsi kościoła w Efezie wezwani przez Pawła do Miletu nie byli starszymi zborów efeskich, tylko starszymi zboru w Efezie [Dz. Ap. 20:17]. Ponieważ współpracownicy Pawła mieli ustanawiać (procedurę wyboru i ustanawiania poruszamy w innym wątku) starszych "po miastach" [Tyt. 1:5] a nie "po zborach", logiczny byłby wniosek, że ponieważ poszczególne społeczności zbierające się po domach były niewielkie, starsi byli że tak powiem "dobrem wspólnym" tworząc kolegium dla zboru w sensie społeczności konkretnego miasta. Nie było wtedy ekumenicznych wspólnych uwielbień na miejskich stadionach piłkarskich, ani wspólnych "nocy chwały" w domach kultury, organizowanych przez pastorów poszczególnych zborów. Nie wiem, co masz na myśli pisząc o "współpracy" konkretnych społeczności w mieście. Pewnie się znali, odwiedzali po domach, przychodzili posłuchać Pawła, kiedy przebywał chwilowo w jakimś mieście i łamać z nim chleb [Dz. Ap. 20:7-11].

Pewnie,że już wtedy były problemy - byli już "apollosowi" i "kefasowi", był już Diotrefes wykluczający braci i izolujący ich od pozostałych [III Jana], a bliscy współpracownicy potrafili opuścić Pawła i wrócić do świata jak Demas [Flm. 1:24; II Tym. 4:10]. Już wtedy Hymeneusz i Filetos głosili herezje, a Paweł publicznie przed nimi ostrzegał [II Tym. 2:16-18]. Ale to Pan buduje swój Kościół, On ostrzega, On podtrzymuje i On wie, którzy są Jego. Dlatego na Nim polegajmy, zmieniając myślenie.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 8:07 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
A jak już się zmieni to myślenie, to będę wreszcie miała społeczność z wierzącymi...? Nawrócą się ludzie w mieście, w którym mieszkam? Nie będę musiała dojeżdżać gdzieś tam będąc wiecznym gościem? Ech...

Mówiąc "współpraca" mam na myśli choćby dawanie sobie wzajemne darów(zaspokajanie potrzeb) lub odwiedzanie się...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 8:31 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
A jak już się zmieni to myślenie, to będę wreszcie miała społeczność z wierzącymi...?

Wtedy trzeba się modlić, żeby następnym się zmieniało myślenie i żeby nie byli daleko od nas. :)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 8:41 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cóż, z pustego to i Salomon nie naleje. Ale pojęcie "wytrwała" modlitwa nabiera innego znaczenia- to taki rodzaj orki na ugorze, w pocie i ze łzami. A i tak tyle wymodlimy, na ile inni zechcą sami zbliżyć się do Boga- bo każdy ma wolną wolę i wybór.
A i samemu trzeba uważać, żeby od Boga nie odpaść...Chciałabym czuć, że jestem skądś, że gdzieś jest mój dom- poza tym w niebie, który jest na tyle daleki, abstrakcyjny, że go "nie czuję", a przez wiarę tylko przyjmuję, że kiedyś, z Bożej łaski wreszcie się w nim znajdę.
Jedność chrześcijan...chyba nie można się koncentrować na sposobach budowania tej "jedności". Albo się tą jedność z bratem/siostrą ma, albo nie. Nijak jej wyprodukować czy zorganizować się nie da. Ale rozumiem frustrację tych, którzy próbują- mimo wszystko. Też jestem zmęczona tym wszystkim i czasem wolałabym o wiele mniej wiedzieć, mniej przeżyć, mniej rozumieć...Wiedza pomnaża cierpienie.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Wt gru 07, 2010 8:51 pm 
Owieczka napisał(a):
Nie ma problemu, ja myślenie zmienić mogę( w zasadzie już się ono zmieniło), tylko że z tym myśleniem zostałam zupełnie sama. Nie chcę już tkwić w żadnym "systemie", ani "zborze z budynkiem" bo mam takie a nie inne doświadczenia z tym związane. Kościół postrzegam bardziej jak...rodzinę. I bardzo bym chciała, żeby to trochę jak rodzina funkcjonowało. Tyle, że bardzo trudno jest znaleźć taką "rodzinę".

Wiem :( Ale: każdy ma swoje miejsce w tym Ciele i do tego Ciała jesteśmy powołani - to nie nasz pomysł, ale Boga, więc niezawodnie musi się ziścić! Ważne jest tylko, żeby nie przegapić, co On ma do powiedzenia w chwili, kiedy się to opóźnia.
Cytuj:
Owszem, znam pojedyncze rodziny chrześcijańskie, mające świadectwo, z którymi można się nawzajem budować- ale siedzą one właśnie w tych systemach, do których ja już serce straciłam. Problem polega na tym, że nie da się budować na dłuższą metę relacji z tymi ludźmi nie uczęszczając na nabożeństwa w ich zborze.Zawsze przychodzi taki moment, kiedy ktoś pyta " a właściwie to czemu nie przyjdziesz w niedzielę?".

No bo tym ludziom nie chodzi o to, żeby budować relację, tylko "być w zborze" - całe ich chrześcijańskie uniwersum kręci się wokół tej idei: "Jesteś taka fajna siostra - czemu nie przyjdziesz na nabożeństwo?" Posiedzimy koło siebie, pośpiewamy, pogadamy o paru głupotkach i wszystko już będzie fajnie. Bo zbór to naturalne miejsce, bo tam jest bezpiecznie, bo będąc w nim jesteśmy posłuszni Pismu. AKURAT.
Cytuj:
Marzę o tym, żeby zacząć budować kościół na biblijnych zasadach, tyle, że nie ma z kim tego robić...W miejscowości, w której mieszkam nie ma wierzących, którzy chcieliby tworzyć taki kościół( a ta garstka , która jest woli co innego i gdzie indziej). Nikt nowy się nie nawraca, choć całymi latami się to modliliśmy( na modlitwach nie poprzestając zresztą, ale i to nic nie dało). Co robię nie tak? Nie wiem.

Możliwe, że wszystko jest w porządku, tylko Bóg chce inaczej. Jest jeszcze taka opcja, że wszyscy mamy pokusę budowania kościoła, tworzenia zboru - ale Bóg w swojej łaskawości niektórym rujnuje wszystkie próby budowania kościoła po to, żeby wreszcie móc z nich samych (jak się wreszcie poddadzą) swój własny Kościół zbudować. Nie mówię, że tak jest w Twoim przypadku - nie wygląda na to.
Cytuj:
Ale ja się zastanawiam, jak funkcjonować w obecnym środowisku, ktore dalekie jest od tego idealnego.

Wybacz, to ja wyidealizowałem. Nigdy nie istniał Kościół idealny: ani wtedy, ani dziś, ani nigdy. W każdych czasach sobie trzeba było radzić. Ja nie mam żadnych własnych niezawodnych pomysłów poza tym, żeby kochać Boga z całego serca, duszy, umysłu i sił oraz kochać braci i siostry (braci i siostry - nie zbory, kościoły, projekty, spotkania itd.).
Cytuj:
Bo funkcjonować całymi latami bez braci i sióstr w wierze wcale nie jest łatwo.Szczególnie, jak się ma dorastające dzieci.

Martwisz się o ich duchowość? Można to (brak "zboru") rozpatrywać jako ochronę przed dziwactwami na jakie można się w zborach natknąć. Chyba że chodzi Ci o wsparcie w wychowaniu, porady itd.
Cytuj:
Można jeszcze próbować się dostosować do tego, co już jest, ale wtedy trzeba iść na kompromis z pewnymi przekonaniami, doktrynami...i też nie jest łatwo.Ale może właśnie tak trzeba? Jeśli sprawa dotyczy spraw drugorzędnych( typu, kto nas doczyści w Królestwie Bożym w razie "nieodpokutowanych" grzechów)?

Zobacz tylko, że niemal zawsze to Ty się tutaj musisz dostosowywać wśród jakiejś grupy, masy. Masa (a ostatecznie ci, którzy nią kierują) to niebezpieczna rzecz - dryfuje sobie (doktrynalnie, poglądowo) zazwyczaj w nieznanym, a na pewno niekontrolowanym przez Ciebie kierunku i w końcu albo Ty zrezygnujesz ze swojego stanowiska w jakiejś sprawie, albo... wylot. Inaczej kiedy mamy relacje z konkretnymi wierzącymi - można dyskutować, spierać się, kochać się pomimo pewnych rzeczy. Są wtedy dwie równoważne osoby, które mogą się znosić nawzajem. Nie ma natomiast nigdzie nakazu znoszenia "zboru" czy "grupy" albo ich statutów/credo.

Cytuj:
Inna sprawa, że są tacy bracia i siostry, którzy jeśli już dowiedzą się, jakie mam przekonania, w życiu mnie nie zaakceptują. Miałam takie sytuacje choćby z Wolnymi, dla których byłam diaboliczną charyzmatyczką. W ogóle w środowisku , w ktorym się znalazłam generalnie nikt nie naucza ani o darach, ani o chrzcie Duchem- w każdym razie nawet jeśli używają tych pojęć, to jest to zupełnie odmienne od tego, w co ja całe życie wierzyłam.

Ich problem (czasem przed Bogiem), choć oczywiście to Ty tu pozostajesz samotna...

Cytuj:
Może coś jeszcze należy zmienić w moim myśleniu, co mogłoby mi pomóc trwać na tej "pustyni" albo zamienić ją w kwitnącą oazę...?

Chrystus :) W tym wszystkim On jest kluczem. To nie hasło, tylko prawda, przez którą trzeba się przegryźć.

Smok Wawelski napisał(a):
Może warto pociągnąć ten temat właśnie w kontekście jedności Kościoła. Otóż częśto pada pytanie: "A kto zagwarantuje jedność, kto wyznaczy kierunek i kto zadba o to, żeby taki kościół, o którym mówicie, po prostu się nie rozleciał w wyniku ludzkich ambicji i braku ujęcia w jakiekolwiek ramy organizacyjne? Czy taka partyzantka jest w ogóle kościołem? Dlaczego nie korzystać z tego, co daje państwo w ramach porządku prawnego? Przecież w dzisiejszych czasach jesteśmy zorganizowani inaczej i skoro nie spożywamy Wieczerzy Pańskiej na półleżąco w sukniach i sandałach, to może ludzie czuliby się bezpieczniej i bardziej swojsko w kaplicy z kazalnicą i wywieszką, mając kogoś, kogo można by tytułować "bracie pastorze", "wielebny", albo "proszę księdza? Czyż to nie duchowieństwo ma za zadanie dbać o jedność i dyscyplinę w kościele?"

Wyróżnienie moje.
Kto: Czyżby Pan Jezus przez swojego Ducha Świętego? :) On jest Głową - nie papież, nie prezbiter, nie pastor, nie rada starszych, nie rada zboru, ani nawet zbór.
Co do czerwonego: nie wiem kto zagwarantuje, że się zbór nie rozleci, za to wiem, kto zagwarantuje, że się zbór rozleci, jeśli będą w nim problemy z grzechem: Dlatego przypomnij sobie skąd spadłeś, żałuj tego i zacznij postępować jak na początku! Jeśli zaś nie, przyjdę szybko do ciebie i usunę twój świecznik z jego miejsca - chyba, że pożałujesz [swego stanu]. [Obj. 2:5] Wychodzi tutaj też błąd w myśleniu o kościele: nigdzie nie jest napisane, że jakaś grupa wierzących ma być w jakimś miejscu i ze sobą na wieki wieków. Że trzeba dbać o przetrwanie grupy, o jej interesy. Grupa nie ma żadnej wartości, a tym bardziej takiej, w której obronie należałoby stawać. Bycie w grupie to przypadłość wierzących (w sensie jeden ze stanów w jakim się mogą znajdować) i nawet gdy jest się w grupie to wartością pozostaje drugi wierzący, a nie sama grupa (zgromadzenie), która jest tworem czasowym i wysoce umownym. Okłamujemy siebie, że tak naprawdę chodzi nam o tych wierzących w naszej grupie, podczas gdy z łatwością dajemy sobie wtłoczyć myślenie kolektywne, stąd to kolektyw staje się celem, a nie brat.

Cytuj:
Czy w takim razie słowa Pawła:

"Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili, którym nie tylko ja sam dziękuję, ale i wszystkie zbory pogańskie, także zbór, który jest w ich domu" [Rzym. 16:3-5]

nie oznaczają, że w Rzymie istniało wiele zborów, które były w różnych domach? O ile dobrze pamiętam ze źródeł, w II-III wieku w Rzymie było około 40 zborów. W tym samym fragmencie mamy interesujące określenia sugerujące stałe związki konkretnych grup wierzących:

"Pozdrówcie Asynkryta, Flegonta, Hermesa, Patrobę, Hermasa i braci, którzy są z nimi. Pozdrówcie Filologa i Julię, Nereusza i siostrę jego, i Olimpasa, i wszystkich świętych, którzy są z nimi. Pozdrówcie jedni drugich pocałunkiem świętym. Pozdrawiają was wszystkie zbory Chrystusowe" [Rzym. 16:14-16]

Najwyraźniej zborów było wiele i były to konkretne społeczności będące ze sobą - jakżeby inaczej można praktycznie wprowadzać w życie nauczanie o byciu członkami jedni drugich?

Kolejny przykład:

"Pozdrawiają was zbory azjatyckie. Pozdrawia was w Panu serdecznie Akwila i Pryscylla ze zborem, który jest w ich domu" [I Kor. 15:19]

Wygląda na to, że kościoły były traktowane z jednej strony jako całe społeczności w danym mieście, a oprócz tego jako mniejsze społczeczności będące i spotykające się w konkretnych domach:

"Pozdrówcie braci w Laodycei i Nymfasa, i zbór, który jest w jego domu. A gdy ten list będzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został odczytany także w zborze Laodycejczyków, a ten, który jest z Laodycei, i wy też przeczytajcie" [Kol. 4:15-16]

No to po kolei. Po pierwsze przekład jest tendencyjny - tzn. raz ekklesia tłumaczone jest jako Kościół, a raz jako zbór. To jest już interpretacja. Po drugie - co znaczy ekklesia? Zasadniczo można wyróżnić dwa znaczenia: 1) zgromadzenie, tzn. ludzie gdzieś się zebrali celowo lub przypadkowo i tyle; 2) grupa ludzi, którzy mają taką wspólną cechę/przywilej/prawo/obowiązek, że gdyby miało miejsce jakieś specyficzne zgromadzenie, to mogliby się tam znaleźć (musieliby, mieli by prawo itd.). Znaczenie (2) jest przenośne i jest pochodną (1) - dosłownego. W drugim znaczeniu stosuje się to słowo do określenia wolnych obywateli miasta itp., a w Biblii (Septuaginta) do zgromadzenia Izraela (czyli = wszystkich członków narodu izraelskiego). Oba znaczenia występują w NT, najczęściej drugie. Podstawowe zastosowanie ekklesia to użycie go do nazwania zbiorowiska ludzi, których Jezus odkupił swoją krwią, a dawszy im swego Ducha, uczynił swoim Ciałem. Dlatego w większości miejsc tak należy rozumieć ekklesia - "ludzie wierzący w Jezusa, uczniowie Jezusa", np. Mat. 16:18, Dz. 2:47, 5:11, 8:1 itd. Bywa to używane w liczbie mnogiej ekklesiai, czyli "grupy wierzących" w różnych miejscach (regionach, miastach, okolicach)np. ekklesiai Azji [1Kor. 16:19], ekklesiai pogan [Rzym. 16:4], ekklesiai Chrystusa [Rzym. 16:16]. Co do tych "zborów" w domach, dokładnie jest użyte he kat' oikon autou/auton ekklesia - trudno to dosłownie oddać, ale można by to przełożyć "ekklesia, która [spotyka się] po jego/domu domu" = "ludzie wierzący, którzy bywają w jego/ich domu" (por. Dz. 2:46 klontes te kat' oikon arton = "łamiący po domu chleb"). Nie jest napisane, czy się ci ludzie umówili i ustalili. Po prostu były grupki braci, którzy się znali lepiej, częściej utrzymywali ze sobą kontakt, ktoś miał dom, gdzie mogli się zmieścić, to się odwiedzali. Były grupy wierzących przyjaciół, które się kojarzyło po pewnych osobach spośród nich i na takiej zasadzie Paweł pozdrawia wierzących np. w Rzymie (cały rozdział! Kiedyś mnie nudził, a teraz jest fascynujący).
Nic dziwnego, że były różne grupy - nie spotykali się na "stadionie" ( ;) ), to spotykali się inaczej. Jednak pozostawali jednym Ciałem - i z bratem z innej grupy i z innego miasta i z innej prowincji. Po prostu dwaj czy trzej to już ekklesia, ale nie zbór - wierzący ludzie są ekklesia i tyle: czy to jak siedzą w 5 osób akurat domu, czy jak odczytują w kilkudziesięciu list od apostoła, czy to w Rzymie, czy Galacji. Ekklesia to nie umowa między wierzącymi - to rzeczywistość.

EDIT
Pisałem i pisałem, aż w końcu wypadło mi to z głowy. Otóż, zgromadzenie (qahal) synów Izraela jest dobrym typem Kościoła (biblijnie zresztą umotywowanym). Kiedy Izraelici byli na pustyni, to był "zbór synów Izraela", ale kiedy mieszkali sobie po miastach w Kraju, to też, choć rozproszeni, byli qahalem Izraela. Co więcej, ludność miasta izraelskiego także stanowiła "qahal". Po prostu każda grupa Izraelitów była qahalem - czy wszyscy razem, czy w jednym mieście, czy jakkolwiek inaczej. Bycie częścią takiego czy innego qahalu nie brała się z jakiegoś umownego członkostwa w nim, ale z członkostwa w całym qahalu synów Izraela. Stąd wielość skal w jakich używa się tak qahal jak i ekklesia.


Ostatnio edytowano Śr gru 08, 2010 8:03 pm przez Elendil, łącznie edytowano 1 raz

Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr gru 08, 2010 10:05 am 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Martwisz się o ich duchowość? Można to (brak "zboru") rozpatrywać jako ochronę przed dziwactwami na jakie można się w zborach natknąć. Chyba że chodzi Ci o wsparcie w wychowaniu, porady itd.

Martwię się, bo nie mają kontaktu z wierzącymi młodymi ludźmi, a obecni koledzy i koleżanki to świat, inny system wartości. W naturalny sposób przejmują ich zwyczaje, sposób mówienia, ulegają presji środowiska- to przecież nastolatki. Jeśli mi- osobie dorosłej jest trudno, to tym bardziej moim dziewczynom. A za parę lat, kiedy będą chciały wyjść za mąż...? Pewnie, że się martwię.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr gru 08, 2010 11:47 am 
Cytuj:
Martwię się, bo nie mają kontaktu z wierzącymi młodymi ludźmi, a obecni koledzy i koleżanki to świat, inny system wartości. W naturalny sposób przejmują ich zwyczaje, sposób mówienia, ulegają presji środowiska- to przecież nastolatki. Jeśli mi- osobie dorosłej jest trudno, to tym bardziej moim dziewczynom. A za parę lat, kiedy będą chciały wyjść za mąż...? Pewnie, że się martwię.

To może ja dorzucę coś od siebie. Przypuszczam, że nawróciłaś się już jako dorosła osoba i nie miałaś okazji być "chrześcijańską nastolatką". Czy Twoje córki dokonały osobistej pokuty i przemiany myślenia, same samodzielnie i świadomie zdecydowały, że idą za Jezusem? Czy też je tak wychowujesz, żeby były "chrześcijańskie"? Pytam całkiem poważnie i bez kpiny, wierzący rodzice często popełniają ten błąd - nie pozwalają dziecku wybrać ze strachu, że wybierze źle. Ale Owieczko, jeżeli towarzystwo chrześcijańskiej młodzieży - coś zewnętrznego - miałoby być właśnie tym, co będzie trzymać Twoje dzieci z dala od świata, to czy to będzie prawdziwa świętość? Jeżeli to towarzystwo innych sprawia, że nie wsiąkamy w świat, to jak to jest z naszym sercem? Napisałaś, że "to przecież nastolatki". Przepraszam, ale zabrzmiało trochę jak "to przecież leminigi, oczywiście, że pogalopują do przepaści, jeśli tylko je puszczę". Wierzący człowiek nie "przyjmuje w naturalny sposób" zachowań tego świata i jego systemu wartości, a bycie nastolatkiem nie ma tu nic do rzeczy.
Poza tym towarzystwo chrześcijańskiej młodzieży nie jest na ogół niczym godnym polecenia. Zresztą jak miałoby być, skoro każdy taki nastolatek jest dzieckiem wierzących rodziców, które w naturalny sposób przesiąka światem, a towarzystwo innych "wierzących nastolatków" ma według rodziców uchronić je od tego? To jest wiek, kiedy człowiek, często szantażowany emocjonalnie jest tak tłamszony przez rodziców (którzy chcą dobrze), że nie ma tu miejsca na samodzielne myślenie i własne wybory. Człowiek ma być wychowany tak, żeby przeszedł płynnie z chrześcijańskiego domu we własne, dorosłe chrześcijańskie życie. Tylko że tak się nie da, bo nie da się człowieka tak WYCHOWAĆ, żeby stał się chrześcijaninem. Potrzebny tu proces to nawrócenie, a nie wychowanie. Ktoś powiedział, że Pan Bóg nie ma wnuków 8) I dlatego po zborach tkwi mnóstwo młodzieży, będącej wnukami Boga. I oczywiście ciągnie ich do świata, bo sami nie mają Ducha.
Towarzystwo wierzących jest ważne z innego powodu, chociaż nie musi to być ta sama grupa wiekowa. Twoje córki mogą czuć się samotne bez wierzących rówieśników, ale nie pójdą bez nich do świata.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr gru 08, 2010 2:20 pm 
Scalett napisala
Cytuj:
Człowiek ma być wychowany tak, żeby przeszedł płynnie z chrześcijańskiego domu we własne, dorosłe chrześcijańskie życie. Tylko że tak się nie da, bo nie da się człowieka tak WYCHOWAĆ, żeby stał się chrześcijaninem. Potrzebny tu proces to nawrócenie, a nie wychowanie.


a jednak wychowywac trzeba, jest to obowiazkiem rodzicow, a wiec jak wychowac, jesli nie po chrzescijansku jesli rodzice sa wierzacy? Muzulmanie po muzulmansku, Buddysci po buddyjsku. Nie wychowuja tylko ludzie nieodpowiedzialni, uciekajacy przed odpowiedzialnoscia, nie kochajacy swoich dzieci.

„Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. 7. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu.(Pwt 6:6-7). Tymoteusz przeciez znal pisma od dziecka dzieki swojej babci i mamie.

a teraz dla Owieczki, ktora pisze;
Cytuj:
Też jestem zmęczona tym wszystkim i czasem wolałabym o wiele mniej wiedzieć, mniej przeżyć, mniej rozumieć...Wiedza pomnaża cierpienie.

jest rada;
Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów (1P 4,8).
p.s. potrzebny moj komentarz ?


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 130 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 56 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL