Pozwolę sobie pogrubić niektóre myśli
Grazyna napisał(a):
...Pamiętam Sylwester anno domini 1997( zborowy). Pewna moja znajoma w Panu stała koło okna i płakała. Dokoła tańczyli ludzie, pobierani w złociste kreacje, pary się obściskiwały po kątach, było ciemno, pod sufitem kołysały się balony, muzyka niby chrześcijańska , ale taka bardziej do tańca, jak disco... A ona stała tam, jakaś taka skulona w sobie i płakała. Zapytałam, ją , co jej się stało, a ona, że płacze nad tym zborem...że to już swiat, że nie kościół.. Nie zrozumiałam wtedy, ale zapamiętałam. Potem to wspomnienie często do mnie wracało...
Osobiście chociaż nie umiem za bardzo, to lubię tańczyć, ale raczej przy jakiś specjalnych okazjach (wesela) przy czym bez wiadomo jakich tańców, ale myślę sobie, że jak duch ten niewłaściwy wkradnie sie do serca, to powoli wydziobuje to co jest czyste i szlachetne.
Jak trudno jest zachować równowagę i nie popadać w skrajności, totalnej negacji, albo drugim kierunku, relatywizacji i pobłażania.
Dlaczego tak jest ? (no to prawie retoryczne pytanie)
--------
ps. znowu odbiegamy i odbiegam od tematu

może admin wydzieli te posty co nie są na temat Spichlerza?