W malym miasteczku,w ktorym postawil nas Pan nie bylo zadnego zboru,ktory wywieralby wplyw na to miasto.I zyli tez tam nasi ukochani bliscy i przyjaciele....Bog poruszyl nasze serca aby gorliwie modlic sie o to miasteczko.Trwalismy w modlitwie wiary,choc dlugo nic sie nie dzialo.Pewnego dnia,przybyl do nas czlowiek Bozy,o ktorym wiedzielismy ze ma namaszczenie apostola.
On nas wyprowadzil na ulice,aby tam skladac swiadectwo i glosic Boze poselstwo o upamietaniu.
Bylismy niewielka grupka.Balismy sie,wstydzili i drzaly nam kolana.Ale poszlismy.Odczuwalismy jednak ze to jest bardziej dla nas,niz dla swiata.
Pewnego dnia,ow apostol zachecil nas abysmy wyszli na ulice obok miejsca gdzie sie spotykalismy i tam uklekneli na oczach przechodniow.
W bialy dzien,mielismy kleczac zanosic glosne modlitwy aby pycha tego miasta zostala zlamana.
Ale to nasza pycha,pierwsza zostala zlamana gdy tam kleczelismy i wstawialismy sie o mieszkancow.Ludzie zatrzymywali sie zdumieni,wstrzasnieci a niektorzy autentycznie wzruszeni nawet mieli lzy w oczach.
To nie byl zaden pokaz,bo cos niesamowitego wydarzalo sie w rzeczywistosci duchowej.
Po tym wydarzeniu,nastapil niesamowity przelom.Ludzie na ulicy przyjmowali ewangelie.Wielu,tam juz na ulicy bylo chetnych do modlitwy o zbawienie,uzdrowienie i nawet uwolnienie.
My nabralismy smialosci,do odwaznego zwiastowania.
Od tej pory,bylismy coraz odwazniejsi i obeszlismy ze zwiastowaniem wszystkie dzielnice a potem to juz zostal nam tylko ...stadon.I tam slyszany byl nasz glos.Obsialismy cale miasteczko Bozym Slowem,wiec we wlasciwej porze bedzie i zbieranie...
Czasem Duch Swiety poleca nam zrobic cos,co po ludzku nie wydaje sie madre,ale posluszenstwo naprawde sie oplaci...
