Dawidzie, dzięki za przytomny wpis. Rzeczywiście czas wrócić do faktycznego tematu wątku, zamiast koncentrować się na tematach zastępczych.
Dawid napisał(a):
Mnie osobiscie ciekawi na przyklad, czy spolecznosc domowa w ktorej funkcjonujesz Smoku zostala zainicjowana przez Ciebie czy tez trafiles do niej juz po jej powstaniu (a jesli to ty ją „zalozyles” to w jaki sposob to wygladalo) i jak wyglada taka spolecznosc w praktyce (chodzi mi o przebieg samego spotkania). Wiem ze moze to troche zbyt „techniczne” kwestie ale chetnie bym sie dowiedzial jak to u was wyglada bo mysle ze przynajmniej czesci z nas taka wiedza moze sie w niedalekiej przyszlosci przydac. Nie mozemy przeciez w nieskonczonosc tkwic na pustyni...

Ja się specjalnie nie rozpisywałem w tej sprawie z kilku powodów. Po pierwsze, nie chciałbym sprawić wrażenia, że to, do czego mnie Bóg osobiście poprowadził, jest "jedynie słuszne". Za pośrednictwem Ulicy Prostej mam kontakt z coraz większą liczbą różnych społeczności i widzę, że najważniejsze jest to, na ile odrodzeni ludzie pozwalają Bogu działać na Jego warunkach i Jego zasadach pośród nich. Przynależność do określonych struktur jest sprawą drugorzędną, choć nie można powiedzieć, że zupełnie nie ma znaczenia. Możemy rozmawiać i dyskutować na temat struktury Kościoła, ale przecież nawet najlepsza struktura nie daje życia Bożego sama w sobie, bo życie pochodzi tylko od samego Pana. Jeśli On ma byc tam, gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni, to oni powinni się gromadzić w Jego imię [Mat. 18:20], a nie w imię własnych ambicji, planów, tradycji czy kościelnego obowiązku.
Po drugie, Bóg działa w tak różnoraki sposób, że nie chciałbym, aby ktokolwiek ustalał wzorce - nawet jeśli chodzi o kościoły domowe. Trzeba odwagi, żeby pozwolić Panu budować kościół [Mat. 16:18]. On jednak robi to po swojemu i najlepiej jest po prostu Go słuchać - każde własne, cielesne "rozwiązanie systemowe" jest początkiem drogi do budowania kościoła po ludzku. Słowo Boże podaje pewne ramowe zasady w tym względzie i ich należy sie trzymać, ale szczegółowe prowadzenie w obszarze zakreślonym przez te ramy to już kewstia indywidualnego prowadzenia.
Najprościej rzecz ujmując, u nas cała sprawa zaczęła się tak, że po okresie różnych perturbacji i "czasie pustyni" Bóg po prostu kazał mi zostać w domu, nic nie "inicjować", tylko modlić się i czekać na to, co On zrobi. Po kilku tygodniach zaczęli dzwonić ludzie spragnieni wspólnej modlitwy, karmienia się Słowem Bożym i wszyscy mieli w sercu to samo - żeby zacząć się gromadzić w prostocie serca i prosić Boga o łaskę wzrostu. To nie był "mój pomysł" - idea kościoła domowego zaczęła dojrzewać w nas wszystkich jednomyślnie.
Równocześnie wiedziałem i wiem z całą pewnością, że nie można tworzyć wyizolowanej grupy, która wszystko wie najlepiej i nie kontaktuje się z pozostałymi członkami Kościoła Powszechnego, czyli z innymi odrodzonymi. Taka izolacja kończy się zazwyczaj katastrofą. Dlatego mamy relacje z kościołami i grupami z różnych miejsc w Polsce. Łączy nas pragnienie "konkretnego chrześcijaństwa", jeśli wiesz, o co mi chodzi (a pewnie wiesz). Czasem ja jestem zapraszany, żeby gdzieś usłużyć, czasem my zapraszamy jakiegoś brata do usługi u nas. Mieliśmy już chyba ze dwie takie sytuacje, w których Bóg po prostu pokazał nam rozwiązanie konkretnego problemu u nas w zborze przez brata, który do nas przyjechał, żeby się zbudować. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo Bóg ich użył. Oczywiście, jak każda społeczność mamy różne problemy, ale Bogu dzięki uczymy się polegać na Nim w ich rozwiązywaniu. A On w swojej łasce daje nam pokój i uczy nas, jak się wzajemnie miłować i czasem wzajemnie znosić, jeśli trzeba.
Jesteśmy społecznością charyzmatyczną, przebieg nabożeństw nie jest liturgiczny, modlimy się na głos równocześnie albo ktoś prowadzi, a ktoś inny coś dodaje - różnie. Mężatki nakrywają głowy, ale nie jest to obowiązek - raczej przejaw wewnętrznych decyzji dotyczących uległości mężowi. Uwielbienie jest proste (jedna gitara), kazanie w miarę krótkie (bez kazalnicy), po kazaniu często pytania, komentarze i rozmowa o tym, co było mówione, albo społeczność przy stole. Wieczerza Pańska przy stole jako część większej wieczerzy (pewnie znacie określenie "agapa", więc można to tak nazwać). To chyba tyle z "technicznych" szczegółów.
U nas jest tak. W innych społecznościach jest inaczej. I dobrze. Byle Duch Święty był obecny.
