Kaja napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
A biblijne nauczanie o dawaniu z serca "jak sobie kto postanowi" jest o tyle ryzykowne, że wymusza ufność w opiekę Pańską zamiast ufności w "rozwiązania systemowe".
A czy mógłbyś rozwinąć tą mysl.?
Owszem. Miałem na myśli fakt, że gdy duszpasterz naucza o dawaniu w taki sposób, w jaki nauczał Paweł (to znaczy nie wymuszając dziesięciny ani nie manipulując wiernymi), to ryzykuje, że od niedojrzałych owiec niewiele dostanie i będzie się musiał wziąć do jakiejś normalnej pracy zarobkowej. Koryntianie byli niedojrzali i Paweł nauczał ich o dawaniu [I Kor. 9:3-18], ale sam pracował szyjąc namioty w firmie "Akwila i Pryscylla" [Dz. Ap. 18:1-3]. Dopóki jego nauczanie nie zaczęło przynosić owocu w postaci
dobrowolnej ofiarności uczniów, musiał sam ufać Bogu, że będzie miał na chleb.
Filipianie posyłali dla Pawła dobrowolną zapomogę i sam Paweł nazywa taką ofiarność
plonem [Flp. 4:10-18]. Czyli zasiał i poczekał, aż urosło, a potem ci, których nauczał, sami dawali na jego służbę i nie trzeba było ich do tego zmuszać w żaden sposób.
Tzw. "rozwiązania systemowe" w postaci niebiblijnego wymagania dziesięciny od wiernych sprawiają, że to im każe się ufać Bogu w zaopatrzenie i naucza się ich według takiego mechanizmu: oni mają dawać, a sami mają ufać Bogu, że będą bogaci (bo "zasiewają pieniądze i zbiorą bogactwo") albo że nie zostaną potępieni (bo "nie oszukują Boga w dziesięcinach"). Tymczasem taki nauczyciel sam nie musi już ufać Bogu w swoje zaopatrzenie, ponieważ on ma stałą pensję od manipulowanych wiernych. Dlatego często jest tak, że jedyną osobą, po której widać "owoce" takiego nauczania w postaci bogactwa jest... sam nauczyciel. Biedni emeryci, którzy jako pierwsi biegną, żeby posłusznie "zasiewać", nadal pozostają biednymi emerytami.
Nauczanie biblijne zmusza samego nauczającego, żeby stanowił dla trzody wzór zaufania Bogu. A to jest ryzyko. Jeśli tuczy się kosztem owiec, to w końcu przestanie rozumieć ubogich. Może nawet dojść do tego, że bezrobotnych braci będzie obwiniał, że są pod przekleństwem, albo żyją w ukrytym grzechu (bo przecież gdyby nie to, byliby bogaci jak on).
Owszem, napisane jest "młócącemu wołu nie zawiązuj pyska" i nie jest to bynajmniej przykazanie dotyczące wyłącznie wołów [I Kor. 9:9]. Owszem, kto pasie trzodę, mleko od trzody spożywa [I Kor. 9:7]. Jednak ze względu na duchowe dobro trzody czasem lepiej nie korzystać z przysługujących pasterzom praw [I Kor. 9:12,15], przynajmniej dopóki "Koryntianie" nie zrozumieją tego, co zrozumieli już "Filipanie". A najgorszą rzeczą, jaką można zrobić, jest wykorzystywanie trzody przy pomocy fałszywego nauczania. Nawet, jeśli celem jest słuszne nakarmienie wołu i słuszne zebranie mleka, to cel nie uświęca środków.