Świetny artykuł i sama prawda.
A to zdanie- jak dla mnie- jest kluczowe:
Cytuj:
Musimy słuchać, czy jest mowa o grzechu, sprawiedliwości i o sądzie, jeśli w ogóle mamy mówić o jakimkolwiek przebudzeniu.
Z moich doświadczeń wynika, że w wielu zborach ewangelicznych, w wielu kościołach w ogóle zanika (lub już zniknęła) nauka o nowym narodzeniu z Ducha. Mówi się o miłości, o uczynkach, o kochającym Bogu, o "fajnym kościele"- wszystko, byle zachęcić ludzi do przyłączenia się gdzieś. Natomiast w ogóle nie wspomina się o grzechu, sądzie i sprawiedliwości, bo...ludzie po prostu nie chcą tego słuchać.
Ostatnio wraz z grupą sluchaczy pewnej uczelni miałam okazję oglądać wykładu Nicka Vujkovica. Bardzo wzruszający, wyciskacz łez. Nick koncentrował się na potrzebie miłości i z niej uczynił główny cel życiowy. Pięknie. Tyle, że powołał się na Jezusa i z jego słów wynikało, że aby iść za Bogiem wystarczy uwierzyć w to, że jest się cennym, wartościowym, a potem wystarczy pokochać siebie i innych. Ludziom absolutnie nie przeszkadzało to, że Nick wspomina o Jezusie, za to wszyscy hurtem oburzyli się na mnie, kiedy po wykładzie powiedziałam im, że aby przyjść do Boga to trzeba wiedzieć, od czego w ogóle mamy być zbawieni, zatem musimy zdać sobie sprawę ...z sądu, grzechu i sprawiedliwości....Słuchaliby Nicka, który prawił im o ich wewnętrznym pięknie i łechtał ego bazując na potrzebie akceptacji i "bezwarunkowej" miłości, ale tylko do tego momentu. Kiedy ktoś im by powiedział, że potrzebują krwi Jezusa, aby ich oczyścił z grzechów- aby mogli być zbawieni, słuchać by przestali...
Niestety, tak się dzisiaj zachowuje wielu "wierzących". Nie wiem, narodzonych z Ducha czy nie. Po prostu- mających się za wierzących, będących członkami zborów ewangelicznych (różnych).
Kiedy rozmawiałam z osobą z Kościoła w "jednym mieście" i temat zszedł na doktrynę, którą oni wyznają, osoba ta szybko wycofała się z rozmowy mówiąc "lepiej porozmawiajmy o doświadczeniach Bożej miłości, po co mówić o różnicach, które nas dzielą". Prawda dzisiaj przestała być wartością. A ja zawsze stoję na stanowisko, że nie da się budować miłości bez prawdy, choć wielu by tak chciało...
Grupy chrześcijańskie promujące to szaleństwo zwane uwielbieniem mają niechęć do prawdy, nie szukają jej, ludzie naprawdę wolą się oszukiwać, wszystko, byle mieć to, na co mają ochotę. Ten obłęd wkracza już do zborów, które wcześniej nie aprobowały czy nawet potępiały ruchy charyzmatyczne. Osobiście znam ludzi, którzy otworzyli się na te zwodnicze duchy i nazywają to postawą tolerancji i miłości, publicznie "pokutując" z poprzednich postaw "krytykanckich". Odrzucenie nauczania o nowym zrodzeniu z Ducha, odrzucenie nauczania o sądzie, sprawiedliwości, o grzechu niestety przynosi takie efekty. Jestem zdumiona tym, że różne zbory, wcześniej zwalczające się nawzajem z różnych powodów, dzisiaj tak pięknie się "jednoczą" i mówią jednym głosem o "Bożej, bezwarunkowej miłości". Ci, którzy kiedyś wychodzili w bolesny nieraz sposób z kościoła katolickiego dziś mówią "lepszy dobry katolik niż zły protestant". Co się z tymi ludźmi stało..? Nie wiem.
Tam, gdzie nawet nie ma "mocy"- jest i tak tendencja do polegania na emocjach, budowania "klimatu" czy "atmosfery" (światła, dymy, muzyka oczywiście)